Dlaczego młodym się opłaca, gdy starzy pracują

Jedna piąta naszych pensji idzie na emerytury i renty dla niepracujących Polaków. Wkrótce może to być jedna trzecia. Czy stać nas na utrzymanie największej w Unii Europejskiej armii młodych emerytów i zdrowych rencistów?

Dlaczego młodym się opłaca, gdy starzy pracują
Źródło zdjęć: © AFP

16.06.2008 | aktual.: 16.06.2008 14:17

Jedna piąta naszych pensji idzie na emerytury i renty dla niepracujących Polaków. Wkrótce może to być jedna trzecia. Czy stać nas na utrzymanie największej w Unii Europejskiej armii młodych emerytów i zdrowych rencistów?

Hanna Nowakowska ma 55 lat. Od roku jest na wcześniejszej emeryturze: – Zostałam zredukowana. Nie byłam jednak gotowa na bezczynność i wraz z koleżankami wzięłyśmy sprawy w swoje ręce. Założyłyśmy portal internetowy poświęcony turystyce dojrzałych kobiet.
– Ludzie po pięćdziesiątce wciąż potrzebują zajęcia, bo praca daje zadowolenie z życia i zaspokaja jedną z najważniejszych potrzeb – bycia potrzebnym – mówi Radosław Kaczan, psycholog społeczny ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.
Ostatnio nawet sam premier przyznał w orędziu do narodu z okazji 3 Maja: – Skończyłem już pięćdziesiąt lat i nieskromnie powiem, że to niezły wiek na odpowiedzialną pracę.

Skoro wszystko jest tak oczywiste, dlaczego utrzymanie na rynku pracy osób po pięćdziesiątce okazuje się tak trudnym zadaniem? Rząd Donalda Tuska przedstawił dwie istotne propozycje: ustawę ograniczającą liczbę osób uprawnionych do przechodzenia na wcześniejsze emerytury (z obecnych przeszło miliona pracowników do 130 tysięcy) oraz program „Solidarność pokoleń 50+”, który wprowadza rozwiązania mające zachęcić pracodawców do zatrudniania osób po pięćdziesiątce. Dane statystyczne są bowiem alarmujące. Według GUS w tym roku 6,2 miliona Polaków jest w wieku emerytalnym. Ale równocześnie świadczenia emerytalno‑rentowe pobiera 3,5 miliona osób w wieku produkcyjnym.

Wśród osób, które w 2006 roku nabyły prawa emerytalne, tylko 15 procent kobiet i 26,5 procent mężczyzn osiągnęło ustawowy wiek emerytalny (60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn). Inaczej mówiąc, 80 procent nowych emerytur trafiło do ludzi, którzy powinni jeszcze pracować.

Wydany w lutym 2008 roku przez Forum Obywatelskiego Rozwoju raport „Ile kosztują nas wcześniejsze emerytury?” wylicza, że fakt przejścia części osób w 2006 roku na wcześniejszą emeryturę będzie kosztować państwo 8,2 miliarda złotych.

Co więcej, autorzy raportu przeliczają wcześniejsze emerytury na portfele osób pracujących i okazuje się, że obciążenie z tego tytułu dla każdego pracującego wynosi miesięcznie 210 złotych. A jeśli dodać do tego „wyłudzone renty”, to, czytamy w raporcie:- „Świadczenia- dla młodych emerytów i zdrowych rencistów obciążały w 2006 roku przeciętną osobę pracującą kwotą 280 złotych miesięcznie (3363 rocznie)”.

Profesor Leszek Balcerowicz mówi jeszcze dosadniej: w Polsce każda osoba pracująca ma na utrzymaniu jednego niepracującego w wieku produkcyjnym.

Nietykalni emeryci

Ustawa ograniczająca listę zawodów uprawnionych do wcześniejszej emerytury jest więc decyzją zdroworozsądkową. I – o czym mało kto dziś pamięta – zapowiadaną od lat. Już w 1999 roku zakładano, że system wcześniejszych emerytur służący ochronie restrukturyzacji gospodarki zakończy się w 2007 roku.

– Ze względu na presję polityczną przekładano to na 1 stycznia 2008 roku, a teraz 1 stycznia 2009 roku. Ci, którzy pytają, jakim prawem rząd chce odebrać uprawnienia, zapominają o pierwotnej umowie. Uważają, że tę granicę można przesuwać w nieskończoność – twierdzi minister Michał Boni, szef doradców premiera Tuska.

Najgłośniej buntują się nauczyciele. Szef ZNP Sławomir Broniarz zapowiada strajki, gdyby przywileje emerytalne miały zostać odebrane nauczycielom. Są największą grupą mającą utracić prawo do przedterminowej emerytury. Średni wiek wyjścia z zawodu w tej grupie wynosi 54 lata, podczas gdy w Danii sięga on 67 lat. Według rządu nie ma realnych przesłanek, by uznawać warunki pracy nauczyciela za szczególnie trudne.

Co więcej – jak twierdzi ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Jeremi Mordasewicz – statystyczny nauczyciel żyje dwa lata dłużej niż przeciętny Polak. – Mimo to społecznego przyzwolenia na odbieranie przywilejów nie ma. Dlaczego? Bo społeczeństwo nie jest świadome kosztów, jakie musi ponosić, finansując wcześniejsze emerytury – dodaje Mordasewicz.

Buntują się też kolejarze i pracownicy LOT, bo rząd chce oddzielić prawa maszynisty do wcześniejszej emerytury od praw kasjera sprzedającego bilety kolejowe czy pilota i kontrolera ruchu lotniczego od naziemnego mechanika samolotowego. Bunt podsycają związki zawodowe. Rząd jak na razie twardo powtarza: koniec z przywilejami zbiorowymi.

Wzorując się na Europie

Doświadczenia innych krajów jasno pokazują, że bez odważnych decyzji nie naprawi się systemu emerytalnego. Holandia w 1997 roku miała podobny współczynnik zatrudnienia osób w wieku przedemerytalnym jak obecnie Polska. U nas wynosi on 28 procent (tylko co trzecia osoba po 50. roku życia pracuje), co daje nam najgorszy wynik w Unii Europejskiej. Ale w Holandii drastycznie ograniczono tym osobom przywilej korzystania z wcześniejszych świadczeń, zapewniając jednocześnie wiele ułatwień zatrudniającym je pracodawcom. Podobnie w Finlandii – dzięki ograniczaniu dostępu do świadczeń umożliwiających wyjście z rynku pracy przed osiągnięciem ustawowego wieku emerytalnego podniesiono współczynnik zatrudnienia w grupie 50+ z 35,7 procent w 1997 roku do 54,5 procent w 2006. W modelu fińskim wprowadzono zasadę, że każdy rok przepracowany powyżej 63 lat znacznie zwiększa wysokość emerytury.
Poza tym wiele krajów europejskich rozpoczęło reformę mającą na celu wydłużenie czasu pracy. W Czechach wiek emerytalny mężczyzn wzrasta corocznie o dwa miesiące, a kobiet o cztery miesiące, by w 2013 roku dla obu płci wyniósł 63 lata. Dzięki tej kroczącej reformie czas pracy Czechów już zwiększono o dwa lata (do 62 lat), a Czeszek o cztery (61 lat). Prawo do niższego wieku emerytalnego zachowują tylko kobiety, które urodziły więcej dzieci.

Wiek emerytalny podnoszą także: Węgry, Słowacja, Łotwa, Estonia, Belgia, Wielka Brytania i Austria. Najwyższy jest w Danii, Norwegii i Islandii, gdzie wynosi 67 lat.

Praca lekarstwem na starość

– Fizjologiczny proces starzenia się, jeśli nie mamy do czynienia z chorobą lub traumatycznymi zdarzeniami losowymi, zaczyna się u człowieka dopiero około 80. roku życia. Emerytura ma być czasem cieszenia się życiem przez ostatnie kilkanaście lat, ale jeśli człowiek przechodzi na nią za wcześnie, ulega procesowi, który naukowo nazywamy autostereotypizacją – wyjaśnia psycholog Radosław Kaczan.
Proces ten polega na uleganiu stereotypom, w tym przypadku stereotypowi starości. Człowiek na emeryturze to człowiek stary, a więc sflaczały, chory i czujący się coraz gorzej.

– To samonapędzające się koło. Ktoś traci pracę, więc nie musi już wstawać rano. Nie wstaje, więc nie mobilizuje się do działania, dzień przecieka mu między palcami i w efekcie wieczorem czuje się jeszcze gorzej niż rano – tłumaczy Kaczan.

Mówiąc wprost, praca utrzymuje w zdrowiu i samodyscyplinie. Natomiast młodzi emeryci stają się bywalcami przychodni lekarskich i aptek. A ta opieka i siatki refundowanych lekarstw stanowią poważne obciążenie dla NFZ finansowanego ze składek pracujących.

O tym, jak bardzo zdrowi 50‑, 60‑latkowie potrzebują aktywności, świadczy popularność uniwersytetów trzeciego wieku czy działalności społecznej, w jaką angażują się młodzi emeryci. Rzecz w tym, by naturalną potrzebę aktywności osób dojrzałych wykorzystać na rynku pracy. Po pierwsze, dając im szansę na wypracowanie wyższej emerytury, po drugie, wykorzystując ich doświadczenie. A sytuacja jest naprawdę wyjątkowo sprzyjająca. Mamy wygłodzony rynek pracy i pierwsze od lat jednocyfrowe bezrobocie.

Wyzwanie dla Tuska

Forsowana obecnie ustawa o emeryturach pomostowych powinna była wejść w życie już w 2001 roku, lecz wtedy zamroziły ją wybory parlamentarne. Żadna partia nie chce uszczuplić sobie grona wyborców. Podobnie w 2005 roku przed kolejnymi wyborami politycy skapitulowali pod presją strajków górniczych. I zamiast ograniczać przywileje emerytalne, tylko je rozszerzyli. Górnicy dostali stałe prawo do wcześniejszych emerytur. W następstwie przyjętych wówczas rozwiązań żaden z przechodzących na emeryturę górników w 2006 roku nie osiągnął wieku emerytalnego. A średni wiek wychodzących z tego zawodu wyniósł 47,5 roku. Oznacza to, że dziś górnicy w Polsce płacą dwukrotnie krócej składkę emerytalną niż inni pracownicy, a dostają dwukrotnie więcej niż przeciętny emeryt (w 2006 roku było to 2656 złotych). Dlatego proponowane obecnie zmiany są dopiero początkiem reformy emerytalnej. W przyszłości trzeba będzie pomyśleć także o płaceniu wyższych składek przez grupy zachowujące przywileje, aby pozostali podatnicy dokładali do
nich jak najmniej.

Na razie nikt o tym nie mówi, bo wszyscy czekają na przebieg pierwszej części reformy. Ustawa o emeryturach pomostowych ma trafić do Sejmu w czerwcu, a jesienią wejść w życie. Ale nie będzie to łatwe, bo rząd ma przeciwko sobie zarówno opozycję, która wykorzysta każdą okazję, by pokrzyżować działania Platformy Obywatelskiej, jak i związki zawodowe, których nie obchodzi, że deficyt systemu emerytalnego wynosi dziś 34,4 miliarda złotych (tyle trzeba dopłacić z budżetu do składek gromadzonych w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, by starczyło na wypłatę rent i emerytur). A według prognoz ZUS dziura ta może się powiększyć bez przeprowadzenia reformy nawet 10‑krotnie w ciągu najbliższych lat.

Zmiany demograficzne powodują bowiem gwałtowny wzrost liczby osób starszych. W krajach starej Unii Europejskiej, tak zwanej Piętnastce, grupa osób po 65. roku życia w stosunku do osób w wieku produkcyjnym ma wzrosnąć w latach 2010–2015 z 27,5 procent do 53,2 procent. W Polsce z obecnych 25,1 do 75 procent, co oznacza, że na czterech pracujących będziemy mieć wkrótce trzech emerytów w wieku poprodukcyjnym. I jest to proces nieodwracalny, dlatego trzeba drastycznie ograniczyć przynajmniej grupę osób z przywilejami. Bez tego system emerytalny zupełnie się załamie.
Trzeba przyznać, że rząd Tuska jest pierwszą ekipą po rządzie AWS, która podjęła się reformowania systemu emerytalnego. Choć dmuchając na zimne, nie nazywa tego reformą ani nie wypisuje na sztandarach osiągnięć tak chętnie obnoszonych przy różnego rodzaju fetach z okazji stu dni czy półrocza rządu. Zreformowanie systemu emerytalnego budzi bowiem społeczne lęki i niechęć. Bunty i strajki. Jednak ekonomiści ostrzegają: bez cięć przywilejów emerytalnych nie da się uniknąć w bliskiej przyszłości cięć zarobków tych, którzy emerytów utrzymują. By zachować obecną relację emerytury do przeciętnego wynagrodzenia (czyli 59 procent), trzeba byłoby podnieść składkę emerytalną z obecnych 19,52 procent do przeszło 30 procent. Oznacza to, że uznanie „starych” za wciąż zdolnych do pracy najbardziej leży w interesie wchodzących na rynek młodych pracowników. Dzięki temu wszystkim zostanie więcej pieniędzy w kieszeni, a i satysfakcji z życia zawodowego będzie więcej.

Aleksandra Pawlicka

zasiłekpensjapraca
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)