Dopieszczanie CV – strata czasu czy dobra inwestycja?

Szukający pracy często zakłada, że wysłanych przez niego papierów nikt nie przeczyta. A jeśli nawet – nie przyniesie to żadnych widocznych skutków

Dopieszczanie CV – strata czasu czy dobra inwestycja?
Źródło zdjęć: © thinkstock

28.11.2011 | aktual.: 28.11.2011 16:24

Szukający pracy często zakłada, że wysłanych przez niego papierów nikt nie przeczyta. A jeśli nawet – nie przyniesie to żadnych widocznych skutków. Mimo to wysyłamy je na potęgę, aż do zatkania mailowych skrzynek pracodawców.

CV – dla spokoju ducha

Łatwo mówić o wadze i znaczeniu dobrze opracowanego życiorysu komuś, kto na przykład doradza w pisaniu podań i w ten sposób zarabia na życie. Jak jednak przekonać o tym osobę, która wysłała 80 maili i nie dostała żadnej odpowiedzi? To już zadanie dla dobrego psychologa. Nic więc dziwnego, że aplikujący stają czasami okoniem. Nie zawsze chcą ulegać presji, z jaką wiąże się dzisiaj pisanie CV.

Z listem motywacyjnym jest jeszcze gorzej. Blog infopraca podaje, że 40% kandydatów w ogóle go nie wysyła. List jest dla nich przejawem hipokryzji, zwykłego ściemniania. Czy np. ktoś śpiewający wcześniej w operze będzie wiarygodny, przekonując o chęci rozwoju osobistego przy sprzedaży marchewki? „Ludzie idą do pracy, żeby zarabiać. Pracodawcy o tym wiedzą. Po co więc wypisywać te wszystkie banały?” – piszą internauci.

Rekruterzy, coachowie i head hunterzy narzekają na całą masę błędów, które można spotkać w przysyłanych aplikacjach. Wytykają kandydatom zdjęcia w strojach nieformalnych, opisy nieistotnych wydarzeń osobistych, błędy logiczne czy językowe. Kandydaci odpowiadają na to: problem leży gdzie indziej. Z ich punktu widzenia zbyt rzadko zdarza się, by dobrze napisany życiorys poskutkował znalezieniem pracy. Stąd ich zniechęcenie i niewiara. A w związku z tym, sens solidnego opracowania dokumentów pozostaje dla nich wątpliwy.

Rekruter sobie, kandydat sobie

W czasach, gdy o presji rynku nikt jeszcze nie słyszał, życiorys był formalnością. Pracę nazywano prawem i obowiązkiem każdego obywatela. Inne były potrzeby i oczekiwania pracodawców. Inaczej podchodzili też do problemu sami kandydaci.

Dzisiaj żelazne reguły ekonomii wymuszają określone zachowania. Firmom potrzebni są tacy ludzie, którzy „z marszu” będą w stanie zapewnić realizację postawionych przed nimi zadań. Im lepsza (czytaj: rozwojowa) firma, tym potrzebuje ich bardziej. Wyłowienie takich ludzi nie jest rzeczą prostą. CV pozostaje jedną z niewielu metod, która to umożliwia. Dlatego pracodawcom tak bardzo zależy, by przysyłane dokumenty były zwięzłe, napisane z poszanowaniem reguł i maksymalnie przejrzyste.

Co prawda, oni sami nader często nie dbają o to, by ich intencje były jasne. Narażają tym samym kandydatów na niepotrzebny stres i stratę czasu. Nie należą do rzadkości sytuacje, w których okazuje się, że wakat jest na zupełnie inne stanowisko niż to wymienione w anonsie. Żąda się też od kandydata zaskakujących, czasem absurdalnych umiejętności i doświadczeń. Na przykład od redaktora – prawa jazdy na traktor, od informatyka – umiejętności obsługi wózków widłowych, od „młodego” sprzedawcy – 10 lat stażu, itp.

Jedno zdanie – i jest podanie

Konieczność napisania czy choćby uzupełnienia życiorysu to dla każdego niemal kandydata prawdziwe utrapienie. Jeśli w dodatku ktoś za każdym razem chce tworzyć CV „pod pracodawcę”, nieźle się namęczy. A bywało prościej. Przychodził osiłek, pokazywał mięśnie – od razu było widać, że się przyda. Postęp technologiczny wszystko skomplikował.

Jeszcze nie tak dawno obowiązywały zupełnie inne kryteria. Podania sprzed pół wieku, czytane dzisiaj, mogą śmieszyć i szokować. Zdarzało się, że pod nagłówkiem widniało na nich jedno zdanie, zawierające prośbę o przyjęcie do pracy. Niżej podpis kandydata, i to było wszystko.

Dziś, szukając posady, musimy czasem pogodzić się z koniecznością uczestniczenia w prawdziwym torze przeszkód. Na rozmowie zachowywać się i wyglądać w ściśle określony sposób, a wcześniej, żeby w ogóle do niej doszło – zadbać o CV i list motywacyjny.

Inna sprawa, że proces pisania tych dokumentów ma w sobie coś z kwadratury koła. Jeśli chcemy, by życiorys spełniał wszystkie wymogi zalecane przez doradców, to jak jednocześnie zachować w nim rys indywidualności? Każdy z nich radzi przecież mniej więcej to samo!

Jak sprawić, by nasza aplikacja zwracała uwagę? By zapadła w pamięć rekruterowi podczas tych kilkunastu sekund? Tyle przecież, podobno, może on poświęcić każdemu CV w „pierwszym czytaniu”! Wyjściem może być czasami wysłanie życiorysu nietypowego, stawiającego na oryginalność. Ale też nie ma pewności, że przyniesie on skutek.

Cóż więc pozostaje? Wielu poszukujących pracy wychodzi z założenia, że znajdą ją prędzej czy później, przypadkiem albo po znajomości. Kto ich zatrudni? Być może będzie to właśnie taki pracodawca, który… nie czyta przysyłanych CV?

Jarosław Kurek

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (28)