Dwugodzinny strajk ostrzegawczy w KGHM
Związkowcy z KGHM są zbulwersowani decyzją rządu o sprzedaży 10% akcji spółki. Premier zapowiedział, że część udziałów KGHM, Lotos, Tauron i PGE zostanie sprywatyzowana, jednak państwo utrzyma kontrolę w tych firmach. 10% akcji KGHM ma być sprzedane w 2010 roku.
11.08.2009 | aktual.: 11.08.2009 16:40
Według związkowców w dwugodzinnym strajku ostrzegawczym, który pracownicy KGHM Polska Miedź S.A. prowadzili od godz. 6.00, wzięli udział wszyscy, którzy w tym czasie byli w pracy; z danych szacunkowych zarządu wynika, że protestowali przede wszystkim górnicy - 80% pracowników kopalń - 2855 osób. Strajku nie podjęli pracownicy trzech hut oraz pracownicy administracyjni.
W KGHM pracuje 18,5 tys. osób. Rano o godz. 6 do pracy przyszło 6480 pracowników.
Związkowcy protestowali przeciwko rządowym planom prywatyzacji. Według zarządu spółki, strajk był nielegalny.
Jak powiedziała Monika Kowalska, rzeczniczka prasowa KGHM Polska Miedź S.A., trwa szacowanie strat, jakie spółka poniosła w związku ze strajkiem. - Liczymy też, ilu pracowników wzięło udział w proteście. W tej chwili mogę powiedzieć, że do strajku nie przystąpili hutnicy oraz pracownicy administracyjni - mówiła Kowalska.
Rzeczniczka nie wykluczyła, że wobec strajkujących zostaną wyciągnięte konsekwencje prawne (upomnienia i nagany z wpisem do akt).
Natomiast Józef Czyczerski, przewodniczący sekcji krajowej Górnictwa Rud Miedzi NSZZ Solidarność powiedział, że z jego danych wynika, iż do strajku przystąpiło 100% osób, które w tym czasie były w pracy. - Trudno oszacować, ile osób wzięło udział w strajku, zwłaszcza że na kopalniach pracujemy w systemie 4-zmianowym, w hutach non stop. Z moich informacji wynika, że w trakcie strajku od pracy powstrzymali się wszyscy górnicy, którzy w tym czasie byli w pracy. Ponadto do strajkujących przyłączali się ci, którzy pracę skończyli, wyjechali na powierzchnię i mogli wracać do domów - mówił Czyczerski.
Przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego Ryszard Zbrzyzny wyjaśnił, że jeżeli rząd nie wycofa się z planów prywatyzacji, dotyczących miedziowego koncernu, dojdzie do strajku generalnego.
"Związki nie zgadzają się na jakąkolwiek sprzedaż, nawet 10 proc. akcji. Uważamy, że sprzedaż choćby takiego pakietu może być realnym zagrożeniem dla polskiej miedzi, która może zostać przejęta przez pewnych akcjonariuszy" - mówił w poniedziałek Zbrzyzny. - Zabawy rządu w prywatyzację są groźne dla KGHM i nie ma zgody na takie działania - dodał.
Tylko gdzieniegdzie można było zaobserwować flagi związkowe na zakładach należących do KGHM Polska Miedź S.A. czy informacje dla pracowników o strajku ostrzegawczym. Natomiast przez radiostację co jakiś czas podawany był komunikat, że strajk jest nielegalny. Większość idących do pracy pracowników wiedziała o strajku oraz powodach jego rozpoczęcia we wtorek. Tylko nieliczni, którzy we wtorek przyszli do pracy po urlopie, nie mieli pojęcia o proteście.
Związki wystosowały we wtorek do prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego apel "o podjęcie mediacji z rządem o zaprzestanie sprzedaży KGHM Polska Miedź SA".
Jeszcze w poniedziałek, po informacji o planowanym w KGHM strajku, szef kancelarii prezydenta Władysław Stasiak zaapelował do rządu o podjęcie rozmowy ze związkowcami. Podkreślił jednocześnie, że KGHM ma strategiczne znaczenie dla polskiej gospodarki. - Nie może tutaj dochodzić do "dzikiej prywatyzacji". Trzeba rozmawiać z ludźmi, trzeba wyjaśniać sprawy, trzeba szukać rozwiązań, które są w interesie naszej gospodarki. Jesteśmy w kontakcie ze związkowcami, prezydent jest na bieżąco informowany. Obserwujemy sytuację. Mamy nadzieję, że dojdzie do rozmów rządu ze związkowcami. Prosimy o to, aby rząd zechciał podjąć te rozmowy, wyjaśnić sytuację, żeby nic nie odbywało się na "łapu-capu" - powiedział Stasiak.