Dzień pracy zdalnej w Japonii. Ma zapobiegać pracoholizmowi i korkom
Brak korków na ulicach, mniejszy tłok w komunikacji miejskiej, zmiana przyzwyczajeń oraz walka z pracoholizmem - to główne założenia tzw. dnia pracy zdalnej, który przypada w poniedziałek w Japonii. To pierwszy taki dzień w historii kraju.
W ten sposób władze chcą upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Po pierwsze - zmniejszyć korki na ulicach i tłok w metrze. - To jedyne rozwiązanie. Alternatywą są przeludnione pociągi, a w efekcie wypadki i opóźnienie - powiedział Bloombergowi Azuma Taguchi, profesor na tokijskim uniwersytecie Chuo.
Stolica Japonii (wraz z przylegającymi do niej Jokohamą, Kawasaki czy Saitamę) to 35-milionowa konurbacja. Z czego tylko Tokio to ok. 14 mln ludzi, z których większość jeździ do centrum codziennie.
Podróż do japońskiego regionu Kansai
Stąd pomysł władz, które ustanowiły 24 lipca dniem pracy z domu. Do akcji przyłączyło się ok 650 firm. Szacuje się, że te największe pozwoliły na pracę zdalną nawet 7,5 tys. swoich pracowników.
Są jednak też inne przyczyny takiego pomysłu. Japończycy należą bowiem do najbardziej przepracowanych narodów na świecie. Do tego stopnia, że co jakiś czas słychać o samobójstwach z powodu pracoholizmu. O przypadku 24-letniej Matsuri sprzed kilku miesięcy czy jej rówieśnika w latach 90. pisaliśmy już na naszych łamach. Dzień pracy zdalnej ma takim sytuacjom zapobiegać.
Dlaczego akurat 24 lipca? Na ten dzień zaplanowano ceremonię otwarcia Igrzysk Olimpijskich, które w 2020 roku odbędą się w Tokio. Władze chcą więc w ten sposób przyzwyczaić mieszkańców do pozostania w domu tego dnia. Szczególnie, że spodziewają się w centrum nawet 900 tys. dodatkowych turystów każdego dnia Igrzysk.
Czy dzień pracy zdalnej przyniósł efekty? Bloomberg cytuje opinie Japończyków. Niektórzy z nich zauważyli mniejszy tłok w komunikacji miejskiej, ale nie wszyscy. Są też tacy, którzy różnicy nie dostrzegli.