Eksperci: walka o najwyższe stanowiska w UE to blef i propaganda

Zabiegi Polski o najwyższe stanowiska unijne to z jednej strony blef i strategia negocjacyjna, żeby wywalczyć gospodarczą tekę w Komisji Europejskiej; z drugiej zaś - propaganda na użytek krajowy - oceniają politolodzy Kazimierz Kik i Norbert Maliszewski.

17.07.2014 | aktual.: 17.07.2014 13:20

Po środowym szczycie UE premier Donald Tusk potwierdził, że minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski jest kandydatem na stanowisko szefa unijnej dyplomacji; przyznał też, że namawiano go do kandydowania na szefa Rady Europejskiej - on jednak na razie odmawia.

Dr hab. Norbert Maliszewski z Uniwersytetu Warszawskiego ocenił w czwartkowej rozmowie z PAP, że Tusk blefuje tworząc wrażenie zabiegania przez Polskę o jedno z najważniejszych stanowisk w UE. Według politologa jest to "skomplikowana gra dyplomatyczna", której rzeczywistym celem jest wywalczenie dla Polaka gospodarczej teki w Komisji Europejskiej.

"To sposób blefowania - rzekomo gramy o najważniejsze stanowiska, a naprawdę jest to rozgrywka o te najbardziej pragmatyczne, istotne gospodarczo. Dzięki tej grze Tusk ma większe możliwości w negocjacjach - przez rzekomą rezygnację można uzyskać właściwy cel" - wyjaśnił Maliszewski.

Według niego gospodarcze funkcje komisarzy są "bardziej istotne" niż "prestiżowe stanowiska polityczne".

"Być może by się udało zawalczyć o tekę energetyczną (komisarza ds. energii), ale najbardziej prawdopodobne będzie teka ds. konkurencji i wolnego rynku" - dodał politolog.

Również zdaniem prof. Kazimierza Kika z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach Polska - aspirując o funkcje przewodniczącego Rady Europejskiej i szefa unijnej dyplomacji - prowadzi grę o stanowiska "powyżej swoich możliwości".

Według Kika Tusk, jako polityk pragmatyczny, nie wahałby się, gdyby widział realną szansę objęcia funkcji szefa Rady. Jednak - jak zaznaczył politolog - premier jest tylko "jednym z kandydatów". "UE, zwłaszcza obszar strefy euro, nie odda ryzykownej inicjatywy w ręce państwa obciążonego konfliktem z Rosją" - zaznaczył.

Z kolei Sikorski "jest poza grą", bo - zdaniem eksperta - wyeliminował się sam z walki o funkcję szefa unijnej dyplomacji przez nieumiejętne prowadzenie przez siebie polityki zagranicznej.

"Polska jest postrzegana, w ramach całej Unii jako najbardziej agresywnie aktywizująca się przeciwko Rosji" - ocenił Kik.

Zaznaczył jednak, że szef MSZ pozostaje "w grze propagandowej, marketingowej Platformy i Donalda Tuska". Skierowana na użytek wewnątrzkrajowy gra - jak tłumaczył - ma pokazać, że Platforma "próbuje prowadzić wielkomocarstwową politykę w Unii Europejskiej".

"To jest wyłącznie nasza propaganda na użytek Platformy, która ma do tego prawo. (...) Ludzie rozumiejący realia europejskie doskonale wiedzą, że to jest stroszenie piórek" - argumentował Kik.

Również Maliszewski podkreślił, że Tusk - rzekomo prowadząc grę o najważniejsze stanowiska - chce jednocześnie poprawić notowania rządu. "Donald Tusk i Radosław Sikorski, dzięki pojawianiu się w spekulacjach medialnych, odbudowują swój wizerunek bardzo nadwyrężony po aferze taśmowej" - wyjaśnił.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)