Eksplozja w Bejrucie widziana z kosmosu. Zdjęcia sprzed i po tragedii
Skala wybuchu w Bejrucie była tak ogromna, że jej skutki widoczne są z kosmosu. Eksperci porównali zdjęcia sprzed i po tragedii, efekt jest zaskakujący.
17.08.2020 17:11
4 sierpnia doszło do ogromnej eksplozji saletry amonowej w porcie w Bejrucie (stolicy Libanu). Skala tragedii była tak duża, że miejsce katastrofy można dostrzec z orbity okołoziemskiej.
Obrazują to między innymi zdjęcia wykonane przez znajdującego się na orbicie satelitę Sentinel-2, działającego w ramach programu Copernicus (nowa nazwa Programu Obserwacji Ziemi Komisji Europejskiej). Takiego typu obrazy są wsparciem dla służb ratunkowych, które potrzebują jak najwięcej dokładnych i pewnych informacji o miejscu zdarzenia.
Czytaj też: Wyprawka szkolna 2020. Poradnik dla rodziców
Jednak nie tylko ratownicy, ale też miejscowe władze potrzebują danych, żeby ustalić, które części miasta są nadal bezpieczne, a które należy bezwzględnie wyłączyć z użytkowania. Zdjęcia satelitarne pozwalają ocenić nie tylko skalę zniszczeń, ale też dają informacje na temat ewentualnych zmian w linii brzegowej czy obsunięć terenu, mogących zagrażać zdrowiu i mieniu mieszkańców.
Sylwia Nasiłowska, project manager w firmie CloudFerro, która jest operatorem platformy CREODIAS, umożliwiającej łatwy dostęp do danych satelitarnych w ramach programu Copernicus, wyjaśnia, że porównując zdjęcia sprzed i po wybuchu można przeanalizować sytuację na miejscu zdarzenia.
- W pierwszym kroku porównaliśmy wizualnie dwa zdjęcia wykonane przez satelitę Sentinel-2. Pierwsze pochodzi z 24 lipca, czyli 11 dni przed eksplozją. Dostępne są jeszcze zobrazowania z 3 sierpnia oraz 29 lipca, jednak występuje na nich lekkie zachmurzenie co powoduje, że analiza porównawcza może nie być wiarygodna. Kolejne wykonane zostało 4 dni po wypadku, czyli 8 sierpnia - tłumaczy Nasiłowska.
- Zestawienie obu obrazów pozwala ocenić rozmiar strat, ale nie tylko. Wykorzystując zdjęcia wykonane z użyciem bliskiej podczerwieni (false color), możemy zaobserwować obecność roślinności zielonej, czyli tej, która przetrwała eksplozję, oznaczonej tutaj na różowo. Pozwala to ocenić najgroźniejszy w skutkach zasięg wybuchu - dodaje.
Zdjęcia w bliskiej podczerwieni wykonane prez Sentinel-2 pozwalają łatwo i szybko wyodrębnić wszystko to, co w normalnym świetle ma zielone liście. Dzięki temu można otrzymać dokładną informację na temat flory. Jest to przydatne podczas analizowania obszarów miejskich, szczególnie w suchych klimatach, gdzie roślinności jest niewiele i jest ona przedmiotem szczególnej opieki.
- Podobne zmiany można zaobserwować także za pomocą znormalizowanego zróżnicowanego wskaźnika wegetacji NDVI (Normalized Difference Vegetation Index). Wskaźnik ten pozwala ocenić stan rozwojowy oraz kondycję roślinności - mówi ekspertka z CloudFerro.
- Wartości powyżej 0,4, zaznaczone na zdjęciu średnim i ciemnym zielonym kolorem, obrazują elementy żywej zieleni. W sytuacji po eksplozji widzimy zmiany w roślinności, spowodowane sporymi zniszczeniami. Dokładniejsze analizy pokazują, że obszar oddziaływania eksplozji był jeszcze większy, a efekt wybuchu był najsilniejszy w tym obszarze, w którym zniszczenia roślinności były największe - wyjaśnia.
Czytaj także: Mają lepszy skład niż kolorowe napoje. Niektórzy dają je dzieciom
Obrazy False color i wskaźnika NDVI korespondują ze sobą, jeśli chodzi o ocenę stanu roślinności. Pozwalają oszacować jej ilość oraz kondycję. Ocena zasięgu eksplozji za pomocą produktów satelitarnych takich jak False color i NDVI są pośrednią metodą szacowania zniszczeń. Zdecydowanie więcej informacji dostarczają zdjęcia VHR, czyli o bardzo wysokiej rozdzielczości, nawet 0,5 metra, które pozwalają dokładnie mapować powierzchnię Ziemi.
Omawiane zdjęcia pochodzą z otwartej platformy CREODIAS.eu, zbudowanej przez firmę CloudFerro, która świadczy usługi chmury obliczeniowej i jest operatorem platformy. CREODIAS.eu jest jednym z pięciu europejskich systemów DIAS (Data and Information Access System), działających w ramach programu Copernicus.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie