Trwa ładowanie...

Emeryt dał się naciągnąć. "Wrobili mnie w pościel za 9600 zł"

Emeryt z Lubania na Dolnym Śląsku przeżywa prawdziwy dramat. Dał się naciągnąć na pościel za 9,6 tys. zł, będzie ją spłacał latami.

Emeryt dał się naciągnąć. "Wrobili mnie w pościel za 9600 zł"Źródło: East News
d1z1fju
d1z1fju

Skromnie żyjący emeryt Bernard Żernik będzie musiał jeszcze bardziej zaciskać pasa - informuje "Super Express". Firma handlująca pościelami i garnkami sprzedała schorowanemu seniorowi produkty, których nie chciał. Teraz musi je spłacać przez 5 lat.

- Przez to nie będzie mnie stać na lekarstwa, a przecież mówili, że wygrałem te rzeczy w konkursie - mówi dziennikowi załamany pan Bernard. Senior ma kłopoty ze słuchem i wzrokiem. Ma też niską emeryturę - dostaje 1200 zł, co nie zawsze pozwala na wykupienie leków.

Teraz jego uposażenie pomniejszone będzie o ponad 200 zł miesięcznie. Wszystko przez to, że dał się nabrać. Jak czytamy w "SE", w sobotę Bernard Żernik poszedł na pokaz. - Na początku kazali się podpisać, mówili, że wezmę udział w konkursie z nagrodami. Okazało się, że wygrałem - relacjonuje.

Obejrzyj: Waloryzacja rent i emerytur. Tyle zyskają seniorzy

- Rozległy się brawa, a po chwili organizator zaczął znosić przedmioty, które rzekomo zdobyłem: pościel, poduszkę, zestaw naczyń czy odkurzacz. Byłem oszołomiony, ale nie chciałem ich wziąć, bo podejrzewałem, że coś jest nie tak - dodaje. Jednak firma zapakowała wszystko do samochodu i zawiozła pod drzwi emeryta.

d1z1fju

- Dopiero wtedy powiedzieli, że mam za to wszystko płacić. W ratach, przez 60 miesięcy. Miesięcznie 218 zł, to 25 proc. mojej emerytury - podkreśla zdenerwowany. Na nic zdały się prośby. Przedstawiciele firmy szybko odjechali, a "wygrana" została. Pan Bernard zawiadomił prokuraturę. - Zostałem wrobiony. Mam nadzieję, że prokurator się nimi zajmie - mówi.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

d1z1fju
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1z1fju