ENEA - Demotywujące układy w spółce. Zwolnieni otrzymują nawet ponad milion zł
– W Enei można nie przykładać się do pracy, bo mamy gwarancje zatrudnienia. Wiele razy słyszałem, jak podwładny mówi do swojego przełożonego, że może mu skoczyć, gdy ten domagał się większej efektywności. Oczywiście takiego lenia można zwolnić, ale wtedy trzeba mu wypłacić wysoką odprawę – mówi pracownik poznańskiej spółki energetycznej.
19.02.2010 | aktual.: 22.02.2010 12:07
- W Enei można nie przykładać się do pracy, bo mamy gwarancje zatrudnienia. Wiele razy słyszałem, jak podwładny mówi do swojego przełożonego, że może mu skoczyć, gdy ten domagał się większej efektywności. Oczywiście takiego lenia można zwolnić, ale wtedy trzeba mu wypłacić wysoką odprawę – mówi pracownik poznańskiej spółki energetycznej.
W grupie Enea gwarancje zatrudnienia dla załogi są regulowane różnymi porozumieniami. Podpisywały je zarządy kojarzone zarówno z lewicą, jak i prawicą. Ostatnie porozumienie, zawarte przed dwoma laty, daje gwarancję utrzymania stanowiska pracy do 2017 roku. Teoretycznie jest to obciążenie dla poznańskiej spółki sięgające kilkuset milionów złotych. W praktyce jednak tak nie jest.
Trudno sobie wyobrazić, że nagle zwolnieni zostaliby wszyscy pracownicy. Problem polega na tym, że przyjęte gwarancje są demotywujące do zaangażowania w pracę. W spółce są podziały na starych (mających gwarancje zatrudnienia) i nowych, którzy do spółki przyszli po lipcu 2007 r. Ci ostatni muszą się bardziej starać, by utrzymać swe stanowisko, ale i tak w pierwszej kolejności mogą zostać zwolnieni. Przez ostatnie lata fali zwolnień nie było. To się jednak może zmienić.
– Oceniam, że w grupie Enea bez większych problemów można zmniejszyć zatrudnienie o około 30 procent – mówi osoba w przeszłości pracująca w branży. – Gdyby pojawił się w spółce inwestor strategiczny, to zapewne będzie to dla niego jeden z poważniejszych problemów do rozwiązania. Objętych gwarancjami jest obecnie ponad 80 procent załogi liczącej około 10 000 osób.
Gwarancje zatrudnienia to bardzo silny oręż w rękach związkowców. Zgodnie z zapisami porozumienia, w uzasadnionych przypadkach, można zwolnić pracownika bez konieczności wypłacania mu wieloletnich odpraw. Warunkiem jest jednak uzyskanie pozytywnej opinii w tej sprawie ze strony związków zawodowych. W praktyce takich zwolnień nie było, bo spółka nie chce płacić wielkich odpraw. Zdarzało się jednak, że pracownicy odchodzili i w oparciu o gwarancje dostawali spore odprawy lub odszkodowania.
W zeszłym roku z firmy odszedł Andrzej Nitecki, ówczesny dyrektor departamentu kadr i administracji. Nitecki utracił zaufanie obecnego zarządu latem ubiegłego roku. Było to krótko po naszym tekście ujawniającym kulisy zwolnienia i ponownego przyjęcia do pracy w spółce obecnego wiceprezesa Enei Marka Malinowskiego. W firmie nieoficjalnie mówi się, że Nitecki był podejrzewany o przekazanie nam informacji w tej sprawie. Sam zainteresowany wypowiada się dyplomatycznie: – Pracodawca zawsze ma prawo dowolnie kształtować stosunki zatrudnienia i decydować, z kim chce pracować, a z kim nie. Zawarliśmy stosowne porozumienie. Nie wnoszę do byłego pracodawcy żadnych pretensji.
Na mocy ugody Nitecki uzyskał około 700 tys. zł brutto. Nie tylko dlatego trudno się dziwić, że nie chce źle mówić o byłym pracodawcy. Obecnie piastuje funkcję prezesa w jednej ze spółek powiązanych z Eneą (największym udziałowcem są w niej związki zawodowe)
. – Ludzie w firmie są oburzeni, że Andrzej wziął grube pieniądze za odejście, a potem trafił do innej spółki związanej z Eneą – mówi nasz informator. – Z mego rozeznania wynika, że podziękowano mu za pracę kadrowca, bo nowy zarząd źle ocenił jego kompetencje do kierowania tym działem. Rzeczywistym powodem rozstania się z Niteckim mogła być jednak chęć znalezienia stanowiska dla jego następcy. Nowym dyrektorem kadr mianowano bez konkursu Macieja Olszaka. Trafił on do Enei 1 lipca 2009 roku na stanowisko doradcy zarządu. Niebawem, po odejściu Niteckiego we wrześniu ubiegłego roku, został szefem kadr. Olszak przekonuje, że jego przyjście do Enei nie miało związku z odejściem Niteckiego, bo między tymi zdarzeniami było kilka miesięcy różnicy.
Olszak przed przyjściem do Enei pracował w rzeszowskim Zelmerze. Zajmował się relacjami inwestorskimi i szefował biuru zarządu spółki. Czy ma wystarczające kompetencje, by kierować kadrami Enei? Paweł Oboda, rzecznik spółki, przekonuje, że Olszak ma wysokie kwalifikacje zawodowe i doświadczenie w prywatnych korporacjach.
Z naszych informacji wynika, że w zeszłym roku Maciej Olszak miał wygłosić wykład we Wronkach, dokąd udali się pracownicy PR Enei. Jego prelekcja miała nastąpić w drugim dniu szkolenia. Nie doszła jednak do skutku. Informatorzy twierdzą, że powodem była niedyspozycja spowodowana wieczorną libacją poprzedzającą drugi dzień szkolenia. – Był na spotkaniu integracyjnym. Nie sądzę jednak, aby wypił więcej niż pozostali. Ale jego wykład rzeczywiście został odwołany. Przysłał rano e-sms, że został pilnie wezwany do Warszawy – opowiada uczestnik szkolenia. Czy jednak rzeczywiście jechał rankiem do stolicy, skoro wcześniej wziął udział w zakrapianej kolacji? Maciej Olszak, za pośrednictwem kancelarii prawnej, odpowiedział, że jego nieobecność na własnym wykładzie nie wynikała z nadużycia alkoholu. O rzekomym wyjeździe do Warszawy, w przesłanej nam korespondencji, nie wspomniał.
Andrzej Nitecki nie jest jedyną osobą, która otrzymała duże pieniądze po odejściu z Enei. Znacznie większe pieniądze, bo ponad 1,1 mln zł dostała Mariola Szopa. Zajmowała kierownicze stanowiska w zielonogórskiej Enei. Spółka odmówiła nam podania przyczyny jej zwolnienia. Dotarliśmy jednak do dokumentów, z których wynika, że wyrzucono ją dyscyplinarnie. Sąd uznał, że niesłusznie – wygrała gigantyczne odszkodowania, a podstawą stały się właśnie zapisy o gwarancji zatrudnienia. Dyscyplinarnie próbowano zwolnić Marka Malinowskiego (kojarzonego z PSL – w drodze ugody otrzymał ponad 200 tys. netto) i jego zastępcę Włodzimierza Hipszera (ponad 70 tys. netto). Obu przywrócono do pracy na wysokie stanowiska.
Tymczasem związkowcy nie wykluczają wystąpienia o rozszerzenie gwarancji zatrudnienia na nowe osoby, przyjęte po lipcu 2007 roku.
Paradoksalnie byłoby to w interesie obecnej ekipy zarządzającej, która w spółce jest od niedawna i z gwarancji nie może korzystać. Podobne porozumienie zawarto w kaliskiej spółce Energa. Tam także dochodziło do finansowych porozumień z pracownikami wysokiego szczebla. Na drodze ugody ze spółki odszedł wiceprezes Piotr Szynalski, mąż byłej posłanki Renaty Szynalskiej z SLD.
Enea pozostanie państwowa?
Dziś zbiera się Rada Nadzorcza spółki Enea.
Podczas obrad zarząd przedstawić ma założenia strategii rozwoju. Chodzić ma między innymi o kwestie prywatyzacji. Nieoficjalnie mówi się, że na przygotowaniu strategii zależy wiceministrowi skarbu, Janowi Buremu. Wedle tej wersji przygotowywana jest zmiana sposobu prywatyzacji. Zakłada ona częściową prywatyzacje poprzez giełdę oraz sprzedaż pakietu akcji inwestorowi branżowemu. Zmiana polegać ma także na tym, że kontrolę nad spółką ma zachować Skarb Państwa. Takie rozwiązanie zadowalałoby pracowników Enei.