Gazeciarzem być...

Taki pomysł miałem już od dawna. Przez jakiś czas mieszkałem w jednym budynku z młodymi chłopakami, którzy w nocy dostarczali do domów gazety.

Gazeciarzem być...

17.05.2007 | aktual.: 17.05.2007 14:34

Taki pomysł miałem już od dawna. Przez jakiś czas mieszkałem w jednym budynku z młodymi chłopakami, którzy w nocy dostarczali do domów gazety. Chwalili sobie tą pracę, bo mieli do dyspozycji prawie cały dzień, a zarobione „w gazetach” pieniądze były całkiem przyzwoite.

Złożyłem aplikację do firmy Morgendistribution Danmark – nowej firmy na rynku zajmującej się dostarczeniem do mieszkań i prywatnych domów bezpłatnego dziennika „Nyhedsavisen”. Firma doręcza gazetę do 300 tys. mieszkań w Kopenhadze, Odense i Arhus. Zatrudnia ponad 800 doręczycieli, z których ponad połowa to Polacy.

Własna inicjatywa
Miałem czekać. Nie jestem jednak kompletnym „świeżakiem” na duńskim rynku i wiem co zrobić aby pomóc samemu sobie. By nie siedzieć bezczynnie i nie myśleć kiedy coś się ruszy zacząłem odnawiać nawiązane wcześniej kontakty i znajomości. Rozwiesiłem w kilku miejscach ogłoszenia, spotkałem się z poznanymi w trakcie wcześniejszego pobytu znajomymi. Piątego dnia po zgłoszeniu akcesu do MD zadzwonił nagle telefon. Zapytano mnie czy moja oferta jest aktualna i poinformowano, że o godz. 2.45 w nocy mam być pod wskazanym adresem aby rozpocząć pracę jako gazeciarz. Nie miałem problemu ze znalezieniem tego miejsca – moje pierwsze mieszkanie w Kopenhadze znajdowało się niedaleko wskazanego przez pracodawcę adresu.

Pierwszy dzień pracy
Z domu do miejsca, w którym miałem odebrać gazety, miałem pół godziny jazdy rowerem. Na wszelki wypadek zjawiłem się trochę przed czasem. Po kilkunastu minutach poznałem moich towarzyszy pracy: młodego Litwina – Dariusa i Czecha o imieniu Rami. Pojawił się też nasz supervisor Duńczyk – Lars. Wręczył każdemu z nas mapki naszego rewiru oraz wykaz domów, do których mamy dostarczyć gazetę. Każdy z nas otrzymał także pęk kluczy do klatek schodowych. Każdy z nas dostał wózek do przewozu gazet. Ja swój zaczepiłem do roweru. Miałem – tak wynikało z wykazu – dostarczyć prawie 800 egz. gazety. Paczki podzieliłem sobie na dwie części, tak aby nie targać ze sobą wszystkiego. Takie rozwiązane wynikało również z faktu, iż dystrykt mój składa się z dwóch części. Ponieważ od razu wrzucono nas na głęboką wodę i kazano jechać w teren, nie było czasu na zrobienie rekonesansu. I tutaj przydało się moje wcześniejsze doświadczenie turystyczne i zdobyte jeszcze w Polsce, gdzie pracowałem m.in. jako przewodnik oprowadzający
wycieczki. Ponieważ na co dzień wykorzystywałem mapę, poruszanie się przy jej pomocy nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Dzięki temu, szybko doszedłem do tego, którędy najlepiej jechać, by jak najszybciej rozwieźć powierzone mi gazety.

„Tak” znaczy „nie”
Po kilku dniach okazało się, że nie do wszystkich skrzynek ma trafić nasza gazeta. Spora grupa mieszkańców Kopenhagi nie życzy sobie żadnych bezpłatnych wydawnictw, o czym informują specjalne naklejki umieszczone na skrzynkach na listy lub drzwiach mieszkań – „Ingen reklamen tak” czyli „Za reklamy dziękuję”. Przez to moja ilość gazet, które miałem codziennie rozwozić zmniejszyła się do 600. Na szczęście, fakt ten nie wpłynął na obniżenie mojego wynagrodzenia.
Całkiem niezłe warunki
Morgendistribution Danmark jest jedną z 1400 firm znajdujących się w wykazie przedsiębiorstw polecanych przez duński rząd, które otrzymały szereg ułatwień w zatrudnianiu obcokrajowców. Dzięki temu nie musiałem iść do Urzędu Imigracyjnego i występować o zgodę na pracę i pobyt. Stosowny dokument wręczono mi w firmie. Mimo, że już wcześniej pracowałem w Danii, gdyby mój nowy pracodawca nie znalazł się we wspomnianym wykazie „uprzywilejowanych”, musiałbym chodzić od nowa po urzędach i załatwiać wszystkie formalności. A tak i ja i firma zaoszczędziliśmy sporo czasu. Pracuję 30 godzin w tygodniu – od poniedziałku do soboty w godzinach 2.45-7.45 i dostaję 125 koron duńskich brutto za każdą godzinę. Co przy mojej karcie podatkowej – następnego dnia po podpisaniu umowy pojechałem z jej kopią i potwierdzonym przez pracodawcę zaświadczeniem o stałym meldunku w Polsce do SKAT-u (tutejszego urzędu skarbowego) i dostałem nową kartę podatkową – daje 115 koron na rękę. Okazało się ponadto, iż pięć godzin to górny limit
czasu, w którym mamy „obsłużyć” swój dystrykt. Jeżeli się wyrobimy wcześniej, to i tak zapłacą nam za te pięć godzin. Mnie udaje się objechać dystrykt w cztery godziny i 15 minut. Umowę o pracę mam podpisaną – na razie – na rok. Dostanę dodatek urlopowy w wysokości – 12,5 proc. wynagrodzenia brutto. Pieniądze te są na bieżąco wpłacane przez pracodawcę na specjalne konto i zostaną mi wypłacone w maju przyszłego roku. Poza tym przysługuje mi wolne – za każdy miesiąc pracy, 2,5 dnia urlopu. Dodatkowo dostaję pieniądze za staż pracy (de facto oznacza to podwyżkę):
– po trzech miesiącach – 2 korony za godzinę;
– po sześciu miesiącach – 4 korony dodatkowo za godzinę;
– po dziewięciu przepracowanych miesiącach – 6 koron za godzinę.
Umowa o pracę reguluje również kwestie świadczeń emerytalnych oraz urlopów: chorobowego, okolicznościowego oraz tzw. urlopu specjalnego „feriefridage” czyli dodatkowe 10 dni wolnego, które pracownik uzyskuje po dziewięciu miesiącach ciągłego zatrudnienia. Pracownik w Danii – także legalnie pracujący cudzoziemiec – ma w tym kraju naprawdę dużo praw. W przypadku mojego pracodawcy – Morgendistribution Danmark – dodatkowo są one gwarantowane wynegocjowanym ze związkiem zawodowym 3F układem zbiorowym.

A po pracy...
Wracam do domu ok. 8.30 i pozostaje mi sporo wolnego czasu do zagospodarowania. Ale i na to znalazł się sposób. Wcześniej rozwiesiłem – m.in. w obu działających w Kopenhadze polskich sklepach – ogłoszenia o wolnym czasie i o tym co mogę zaoferować. Długo nie musiałem czekać na odzew. Uzgodniłem warunki i do roboty. W ten sposób pracując dodatkowo kilka godzin dziennie udaje mi się zarobić zupełnie przyzwoite pieniądze. I oto przecież chodzi... Któregoś dnia policzyłem, że pracując jako gazeciarz przez 30 godzin w tygodniu (minimalny wymiar czasu pracy w Danii) zarabiam tylko 70 koron mniej niż za 37,5 godziny w starej firmie. Czy zatem warto dla 70 koron zmieniać plany i rezygnować z wolnego czasu? Z całą pewnością nie. Tym bardziej, że mogę wtedy nie tylko odpoczywać, ale zarabiać dodatkowe pieniądze!


Niedawno w firmie wprowadzono nowy system zgłaszania gotowości do pracy i jej zakończenia. Robimy to korzystając z bezpłatnej infolinii gdzie informacje podawane są w trzech językach: duńskim, angielskim i… polskim. Nazywają nas tam pieszczotliwie „posłańcami porannej dystrybucji”...

Krzysztof Kozik
Kopenhaga

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)