Konkurs na nazwę stadionu ogłoszono jesienią ub.r. Oferty złożyły PGE i Lotos. Wybrana została ta pierwsza - korzystniejsza cenowo: koncern zaproponował 35 mln zł za używanie przez pięć lat nazwy "PGE Arena Gdańsk". Ale mimo iż rozstrzygnięcie konkursu nastąpiło w grudniu, umowy nie podpisano. Datą graniczną, zapisaną w warunkach konkursu, na podpisanie umowy był 7 kwietnia. PGE poprosiło o przesunięcie terminu o 60 dni, na co BIEG przystał. W regulaminie nie było zapisu o żadnych karach umownych dla firmy, która zwlekałaby z parafowaniem umowy.
- Skandalem jest, iż ktoś przez pół roku nie płaci, a lansuje markę - mówi Kazimierz Koralewski, radny PiS.
Wg ekspertów, PGE z samego faktu, iż mówi się, że zostanie sponsorem stadionu, mogła zarobić kilkaset tysięcy zł.
Zaniepokojony jest też Piotr Skiba, radny PO. - Poprosimy prezydenta o wyjaśnienia - mówi.
Co na to prezes BIEG?
- Może błąd [brak kar - red.] został popełniony - uważa Ryszard Trykosko. - Ale to już jest musztarda po obiedzie. PGE przysłało projekt umowy. Analizujemy ją, mam nadzieję, że szybko ją podpiszemy. Co będzie, jeśli nie podpiszemy? Wówczas zastanowimy się, czy rozmawiać z Lotosem, czy ogłaszać nowy konkurs - dodaje.
Marcin Kamola z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR uważa, że wpisanie kar do warunków konkursu byłoby trudne.
- To nie przetarg, gdzie występuje tzw.
okres związania ofertą. Przypadek z PGE powinien dać do myślenia miastom, które także chcą szukać sponsorów nazw stadionów, czy nie lepiej, zamiast ogłaszać konkursy, negocjować z firmami w zaciszu gabinetów - mówi Kamola.
35 mln zł - tyle Polska Grupa Energetyczna zaoferowała za 5-letnie prawa do używania nazwy PGE Arena Gdańsk.
