Ginekolodzy naciągają pacjentki. Ile muszą im płacić?

Ginekolodzy naciągają pacjentki na wielomiesięczne kuracje, które czasem nie mają sensu. Liczy się to, że pacjentka będzie wracać do kliniki, płacąc słono za każdą wizytę.

Ginekolodzy naciągają pacjentki. Ile muszą im płacić?
Źródło zdjęć: © Thinkstock

28.01.2011 | aktual.: 28.01.2011 16:18

O tym, że lekarze ginekolodzy nie informują, każą sobie słono płacić za zwykłą poradę, piszą internautki na naszym forum.

12 tys. zł za obietnice

- Wyliczyłam, że w klinice straciłam 12 tysięcy złotych. Nie mogę zajść w ciążę i postanowiłam się leczyć. Ginekolog nie powiedział, że to będzie aż tyle trwało i że właściwie nie mam szans. Wręcz obiecywał, że wyleczy, że to kwestia miesięcy, a nie lat. Do tej kliniki chodziłam przez 2 lata. Wreszcie zmieniłam ginekologa. W innej przychodni powiedziano mi, że moje schorzenie jest trudne i nie da się go wyleczyć farmakologicznie i że poprzedni lekarz musiał to wiedzieć. Wyznaczał kolejne wizyty i zwyczajnie na mnie zarabiał – pisze Teresa z Gdyni.

Same są sobie winne, bo wierzą

- Najwięcej problemu jest z leczeniem bezpłodności. Ginekolodzy na tym zarabiają fortunę. Ale winne są kobiety. Dają się wykorzystywać przez te kliniki, wierzą tym lekarzom – pisze na forum Jarosław.

Wyznaczał kolejne wizyty i kolejne. Każda za 250 zł

- Ja już wiem, że niektórzy z nich to prawdziwi naciągacze. Miałam pewien problem i poszłam do ginekologa, który dał mi leki, które kompletnie nie zadziałały. Gdy pojawiłam się drugi raz, lekarz zapisał mi kolejne pigułki, które też nie zadziałały. Byłam 6 razy. Inny ginekolog powiedział mi, że tego problemu nie leczy się lekami. To kwestia stresu, hormonów, mogę co najwyżej poddać się zabiegowi. Na pewno farmaceutyki nie będą skuteczne. To podobno podstawowa sprawa i każdy student medycyny to wie. Straciłam 2 tys. zł, za każdą wizytę płaciłam 250 zł, do tego kupowałam ciągle nowe leki. Myślę nawet o pozwaniu tego lekarza – opisuje Irena G.

Autorytety się cenią, ale nie czynią cudów

Adam Stusiński, ginekolog, który prowadzi własną praktykę pod Poznaniem, przyznaje rację autorom opinii. Ale dodaje, że rzeczywiście leczenie wielu schorzeń, w tym bezpłodności, to kwestia loterii. Pacjentki czasem za wszelką cenę chcą się wyleczyć, wydają fortunę na wielomiesięczne kuracje. Lekarz powinien jednak jasno powiedzieć, że leczenie będzie długie i drogie.

- Wiadomo, że lekarze chcą zatrzymać przy sobie pacjentkę, chcą żeby przychodziła jak najczęściej i płaciła. Nie udawajmy, że jest inaczej. Dlatego trzeba dokładnie przeanalizować cennik, porównać go z innymi klinikami. Ostatnio dowiedziałem się, że znany ginekolog, profesor, autor licznych publikacji, tylko za jedną wizytę bierze tysiąc złotych. Ma gigantyczne kolejki. Ja za taką wizytę biorę 150 zł. Kobiety wierzą, że jeśli dużo zapłacą, to ginekolog dokona cudu – mówi Strusiński.

"Antykoncepcja nie dla starszych"

Problem dotyczy też innej kwestii. Okazuje się, że niektórzy ginekolodzy nie potrafią rozmawiać z pacjentkami, obrażają i poniżają je. Takie wnioski płyną z raportu Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, o którym pisała m.in. „Gazeta Wyborcza”. W raporcie czytamy o tym, że pewien lekarz nie chciał przepisać kobiecie antykoncepcji hormonalnej, przekonując ją do abstynencji seksualnej, sugerował, że jej wiek jest nieodpowiedni, miał też wypytywać o szczegóły jej związku. Inny przykład: lekarze nie informują o programach profilaktyki raka piersi. Pewna kobieta w Oleśnicy na takie badanie czekała 404 dni.

(toy, ak)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (150)