Humanista i sukces? Czy to się wyklucza?
Internauci dyskutują o randze i perspektywach pracy osób po kierunkach humanistycznych. Temat budzi spore emocje
31.12.2009 | aktual.: 31.12.2009 11:41
- Humanistyka? Dla kogo to? Inżynier zbuduje przynajmniej dom, a co stworzy socjolog? – pytają z nieukrywaną pogardą przedstawiciele kierunków ścisłych. Humanista pracuje nad sobą
Nazwać kogoś humanistą oznacza dzisiaj przypiąć mu niewygodną łatkę. Humanista to w potocznym rozumieniu ktoś bujający w obłokach, oderwany od twardych realiów. W dodatku o marnych zarobkach. Czy tak jest w rzeczywistości? Uczelnie produkują ich dużo. Znacznie więcej, niż potrzebuje rynek. Mimo to kierunki humanistyczne wciąż należą do najbardziej obleganych. Skutki są takie, że humaniści często nie są pewni swojej przyszłości.
Mówi się też, że zarabiają mało. Czy to prawda? I tak, i nie. Kierownik działu marketingu po studiach humanistycznych, w dobrze prosperującej firmie zarobi 6 do 7 tys. zł. Kierownik administracyjny – o 1 tys. mniej. Są humaniści – właściciele firm, które odniosły prawdziwy sukces. Półżartem można w tym miejscu wspomnieć o jednym, stojącym od dwóch lat na czele rządu.
Specjaliści podkreślają coraz częściej: humanista to człowiek otwarty, o szerokich horyzontach. Studia służą mu do gromadzenia „miękkiej” wiedzy, na którą będzie coraz większy popyt. To sprawi, że na rynku pracy będzie umiał się znaleźć w każdej sytuacji. - Współpracowałam z wieloma humanistami i na ogół byli to ludzie kompetentni. Tacy, na których można liczyć – mówi 49-letnia Katarzyna, właścicielka niewielkiej firmy wydawniczej. – Trzeba po prostu patrzeć na nich inaczej niż na lekarzy, prawników, informatyków. Prawnik wytycza sobie drogę już na studiach. Porusza się wyłącznie w swojej dziedzinie. Nawet jeśli jest dobry, pozostaje w jakimś sensie „zamknięty”. Filozof, socjolog, polonista musi stale wymyślać siebie na nowo. Dokształca się, poszerza wiedzę. W rezultacie osiąga sukces tam, gdzie nikt by nie oczekiwał. *Humanista patrzy szeroko *
Humaniści nie mają wyjścia. Muszą patrzeć szerzej. Starać się zrozumieć świat informatyki, bankowości, techniki. Dzięki temu mogą przeniknąć do nich i odnaleźć w nich swoje miejsce.
- Pracowałem przez kilka lat w firmie informatycznej. To był ciekawy, chociaż trudny okres – wspomina 37-letni Marcin, polonista. – Niestety, jest tak, że informatycy są przeważnie totalnie zamknięci we własnym świecie. To, że język, którym się posługują, bywa niezrozumiały dla otoczenia, w ogóle ich nie obchodzi. Oni zresztą mają kłopoty nawet z porozumiewaniem się między sobą. Dodatkową trudność stanowi fakt, że w informatyce roi się od angielskich terminów. Nie mają one często odpowiednika w języku polskim. Czasami, poprawiając teksty, czułem się jak pilot lecący po omacku. Ale, muszę przyznać, nauczyłem się wiele.
Szerokie horyzonty, elastyczność, umiejętność współpracy, dobre kontakty interpersonalne. Poza tym znajomość języków obcych. Badania rynkowe wskazują, że te cechy humanistów są coraz częściej dostrzegane przez pracodawców. Ale nie ma się czemu dziwić. Kto lepiej od psychologa będzie rozwiązywał problemy, prowadził negocjacje? Kto sprawniej od anglisty przetłumaczy fachowy tekst? Komu, jeśli nie poloniście, powierzyć opracowanie instrukcji?
Studia humanistyczne to swego rodzaju punkt wyjścia. Dają pewną bazę, podstawę do rozwoju. Pomagają w szukaniu możliwości, które oferuje współczesny rynek pracy. Nie wytyczają jedynej możliwej ścieżki, o której wiadomo, że trudno będzie ją porzucić, z uwagi na wąską specjalizację. Humaniści, chcąc nie chcąc, dokształcają się, by móc powiększyć teren poszukiwań. Już dawno wyszli poza szkolnictwo, media czy reklamę. Nie jest niczym dziwnym napotkanie polonisty – właściciela sieci sklepów z obuwiem, historyka upiększającego tereny zielone czy rusycysty – bankowca.
Za humanistę dziękuję
Opinia o nich powoli się zmienia, chociaż samo określenie „humanista” wciąż budzi wątpliwości. - Humaniści w pracy? Nie, dziękuję – kręci głową właściciel firmy, proszący o anonimowość. – Nie umieją podjąć decyzji, są roztargnieni, zapominalscy. Może to i fajni ludzie, ale niech lepiej siedzą w swojej branży, jak ja siedzę w swojej. Skąd właściwie wziął się stereotyp humanisty nieprzystosowanego do życia, z masą problemów na głowie, za to bez pieniędzy? Studia humanistyczne są postrzegane jako łatwiejsze, „przyjemniejsze”, wymagające mniejszego wysiłku. Być może humanistyczne kierunki wybierają osoby z określonym (to znaczy: luźniejszym) nastawieniem do życia? W konsekwencji nie potrafią one, czy też po prostu nie chcą, walczyć o karierę, uczestniczyć w wyścigu szczurów. To zaś przekłada się na opinie o nich – jako o ludziach, na których nie zawsze można polegać. Czy słusznie, czy niesłusznie – dyskusje na ten temat mogłyby trwać w nieskończoność.
Humaniści mają jedno, awaryjne wyjście: pracę w szkole. Jednak takich, którzy uczą z pasją i przekonaniem, jest wśród nich niewielu. Większość robi to z konieczności, być może żałując, że nie zdecydowali się na ryzyko, nie spróbowali sił w innej branży. Sfrustrowani nauczyciele – może tak naprawdę to o nich myślimy, mówiąc z lekceważeniem: ci humaniści?
Jarosław Kurek