J. Kaczyński ma przeprosić ITI za podanie nieprawdy - Sąd Okręgowy w Warszawie
01.12. Warszawa (PAP) - Jarosław Kaczyński ma przeprosić w głównych mediach koncern ITI za podanie nieprawdy o przeznaczeniu dla ITI przez władze Warszawy 460 mln zł na przebudowę...
01.12.2010 | aktual.: 01.12.2010 19:23
01.12. Warszawa (PAP) - Jarosław Kaczyński ma przeprosić w głównych mediach koncern ITI za podanie nieprawdy o przeznaczeniu dla ITI przez władze Warszawy 460 mln zł na przebudowę stadionu stołecznej Legii. Prezes PiS ma też wpłacić 10 tys. zł na cel społeczny (ITI chciało 100 tys.).
Taki nieprawomocny wyrok wydał w środę Sąd Okręgowy w Warszawie, uwzględniając główną część pozwu ITI o ochronę dóbr osobistych wobec Kaczyńskiego.
Pełnomocnik nieobecnego w sądzie pozwanego mec. Piotr Sadownik powiedział dziennikarzom, że decyzja o apelacji zapadnie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.
"Demagogia polityczna wyrządzająca szkody nie tylko przeciwnikom politycznym, została napiętnowana i ukrócona; można tylko liczyć, że pan Kaczyński i inni, którzy posługują się takimi metodami dyskursu politycznego, wezmą ten wyrok pod uwagę i zmienią formę swoich wypowiedzi" - ocenił pełnomocnik ITI mec. Jerzy Naumann.
Wiosną 2009 r. J. Kaczyński mówił: "Zdumiewająca rzecz, że pan Donald Tusk nie skłania pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, żeby odebrała te pół miliarda złotych, które ITI otrzymuje na stadion. Poza tym te dwa stadiony (Narodowy i Legii - PAP) są od siebie oddalone o 3,8 tys. metrów i ten drugi nie jest specjalnie Warszawie potrzebny". Wspominał też o "niejasnych powiązaniach" ITI z PO.
Za to ITI (Legia należy do tego holdingu, który jest też m.in. właścicielem telewizji TVN) pozwała Kaczyńskiego. Podkreślano, że żadna spółka grupy ITI nie dostała jakichkolwiek kwot z budżetu Warszawy na rozbudowę stadionu, który jest własnością miasta, a Legia podpisała tylko z ratuszem umowę na dzierżawę obiektu.
Adwokaci prezesa PiS przyznawali, że ITI nie otrzymała "bezpośredniego transferu gotówkowego", ale była "beneficjentem umowy". Wnosili albo o oddalenie pozwu (dowodząc, że słowa prezesa PiS były dopuszczalną krytyką partii rządzącej), albo też o jego odrzucenie z powodów formalnych (bo J. Kaczyńskiego chroni immunitet poselski, którego mu w tej sprawie nie uchylono).
Sąd nakazał pozwanemu opublikowanie na własny koszt przeprosin ITI w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku", "Naszym Dzienniku" oraz w serwisie internetowym PiS (ITI chciała przeprosin także w telewizjach). W przeprosinach prezes PiS ma oświadczyć, że wiedział, iż podaje nieprawdę, na którą nie ma dowodów oraz że jego słowa podważyły wiarygodność ITI jako osoby prawnej. Mocą wyroku Kaczyński ma też wpłacić 10 tys. zł na fundację budowy kościoła Opatrzności Bożej i zwrócić powodom ponad 6 tys. zł kosztów sprawy.
J. Kaczyński wprowadził w błąd społeczeństwo, podając nieprawdę - uznał sąd. Podkreślił, iż słowa prezesa PiS spowodowały spadek akcji TVN i trudności ITI z kredytem.
W ustnym uzasadnieniu sędzia Krystyna Stawecka mówiła, że pozwany znał prawdziwe okoliczności przebudowy stadionu, będącego własnością miasta, bo rozmowy o przebudowie zaczął prezydent stolicy Lech Kaczyński, pierwszą umowę dzierżawy obiektu podpisał Kazimierz Marcinkiewicz, a dopiero za rządów PO rada miasta podjęła uchwałę o przekazaniu środków z budżetu na przebudowę. Według sądu pozwanemu mogło się to nie podobać, ale nie uprawniało to go do podania nieprawdy.
Sędzia dodała, że wypowiedź pozwanego jest bezprawna w sensie prawa cywilnego, a on sam nie wykazał, by jego działanie nie było bezprawne. Dodała, że prawo chroni tylko taką krytykę, która jest "rzetelna, rzeczowa i sprawdzona pod kątem prawdziwości", a nie może być "pomówieniem dla doraźnych celów politycznych".
Sąd zawężył zakres mediów, w których przeprosiny mają się ukazać. Kwotę 100 tys. zł zadośćuczynienia sąd uznał za wygórowaną, bo musi ona "odpowiadać możliwościom pozwanego", a 10 tys. "wydaje się wystarczające".
Sąd oddalił wniosek o odrzucenie pozwu, bo ocenił, że Kaczyński wypowiadał się jako lider partii, a nie jako parlamentarzysta. Powołując się na orzecznictwo SN, sędzia podkreśliła, że immunitet chroni tylko działania "nieodłącznie związane z wykonywaniem mandatu posła". Sędzia przypomniała, że gdy PiS przyłączał się do procesu w 2009 r. jako tzw. interwenient uboczny, mec. Sadownik przekonywał, że partia ma interes w rozstrzygnięciu sprawy, bo Kaczyński wypowiadał się w ramach debaty publicznej jako prezes PiS podczas konferencji w siedzibie partii(PAP)
sta/ bos/ bk/ ana/