Jak nie piramida, to fiskus

Poszkodowani przez Amber Gold nawet jeśli odzyskają swoje pieniądze, szybko mogą je ponownie stracić. Zdaniem doradców podatkowych urzędy skarbowe tylko czekają, by móc sprawdzić, skąd pochodziły wpłacone do parabanku oszczędności. Jeśli poszkodowany nie będzie w stanie udowodnić źródła ich pochodzenia, zapłaci 75-proc. podatek.

Jak nie piramida, to fiskus
Źródło zdjęć: © wp.pl/Sebastian Ogórek

03.10.2012 | aktual.: 03.10.2012 10:48

- Kontrole podatkowe skupiają się na podmiotach, branżach najbardziej ryzykownych, przy czym ocena ryzyka dokonywana jest według posiadanej przez te organy wiedzy na temat poziomu poprawności zachowań podatników oraz na podstawie innych informacji otrzymywanych przez urzędy skarbowe od podmiotów trzecich - tak wymijająco odpowiedziało Wirtualnej Polsce Ministerstwo Finansów na pytanie, czy zamierza dokładnie prześwietlić klientów Amber Gold.

Piramida finansowa dawała bowiem nie tylko obietnice gigantycznych zysków, ale także ochronę przed fiskusem. W przeciwieństwie do banków firma Amber Gold nie informowała izb skarbowych o wpłatach swoich klientów. Wiele osób mogło zdecydować się na "inwestycję w złoto", wpłacając pieniądze, które wcześniej zdobyło, nie informując o tym ministra finansów . Poza tym już pierwsze komunikaty po upadku firmy mówiły, że mogło dojść do tzw. prania brudnych pieniędzy.

Wszyscy poszkodowani, którzy zgłosili się do prokuratury, składając zeznania przeciw Amber Gold, teraz mogą sami zostać podejrzanymi. Niezależnie od tego, czy ich pieniądze były legalnie zarobione czy nie.
- Jeśli organ podatkowy stwierdzi, że według ich wiedzy wpłata do Amber Gold nie ma pokrycia w deklaracjach podatkowych, to wzywa osobę i pyta, skąd miała na przykład na wpłatę do Amber Gold 50 tys. zł - mówi doradca podatkowy Krzysztof Kunowski z trójmiejskiej Kancelarii Doradztwa Podatkowego Krzysztof i Kalina Kunowscy.

Jak dodaje, organy podatkowe mają przecież listę poszkodowanych przez Amber Gold i po szybkiej weryfikacji mogą zacząć pytać, skąd pochodziły pieniądze. Wewnętrzne śledztwo sprawdzi, czy dana osoba była w stanie przez ostatnie pięć lat oszczędzić taką kwotę. Jeśli urząd stwierdzi, że nie, to poprosi o wyjaśnienia.

Jeśli klient piramidy finansowej nie będzie w stanie udowodnić, skąd wziął pieniądze, to stanie się petentem w urzędzie skarbowym. Zgodnie z Kodeksem karnym skarbowym grozi mu grzywna, a nawet kara więzienia. Przede wszystkim zapłaci jednak od zainwestowanych w Amber Gold pieniędzy 75-proc. podatek od nieujawnionych dochodów.

- Wielu klientów Amber Gold skusiło wysokie oprocentowanie, którego nie oferował żaden bank. Wyjęli więc ze skarpety pieniądze trzymane tam przez lata i zanieśli do parabanku. Zgłaszając się jako poszkodowani, przyznali się do posiadania oszczędności - mówi Krzysztof Kunowski.

Do jego kancelarii już przychodzą klienci, którzy boją się zapłaty gigantycznego podatku. A sprawy o tzw. nieujawnione źródła są dość trudne do obronienia. Powód? Fiskus nie uwierzy nam na słowo, że byliśmy bardzo oszczędni i przez lata gromadziliśmy pieniądze w skarpecie. Nikt nie da wiary, że woleliśmy je trzymać w domu niż w banku, bo nie lubimy tych instytucji.

Swego czasu metodą na uniknięcie zapłaty 75 proc. podatku było deklarowanie w urzędzie skarbowym, że pieniądze zarobiło się na nierządzie, który jest nieopodatkowany. Liczba damskich i męskich prostytutek była tak duża, że urzędy skarbowe zaczęły żądać dowodów w postaci zeznań ich klientów.

- Sposobów na obronę jednak trochę się znajdzie. Przede wszystkim trzeba zebrać wszystkie możliwe dowody, aby uprawdopodobnić uczciwe zarobienia tych pieniędzy - mówi Krzysztof Kunowski.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)