Jak pracowałem z oprychami
Robert Korzeniowski, mistrz olimpijski w chodzie, jako piętnastolatek rozładowywał wagony kolejowe… razem z oprychami. Krzysztof Skiba zajmował się m.in. zbieraniem śmieci. Pierwsza praca znanych i lubianych rzadko była związana z dziedziną, w której później osiągali sukces.
06.06.2007 | aktual.: 06.06.2007 16:56
Skiba z tornistrem
Skiba już jako 9-latek wiedział, że scena jest mu po prostu pisana. Był bowiem modelem na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku. Chadzał przez dwa tygodnie w mundurku szkolnym i prezentował modę szkolną. Kikając i rzucając zalotne spojrzenia w kierunku publiki reklamował tornistry oraz kurtki dla dziewięciolatków. Co ciekawe, do profesji modela nie skłoniła go mama, czy jakaś starsza reprezentantka rodu.
- Mój kolega dowiedział się, że szukają dzieci do prezentowania mody szkolnej na jarmarkowym kiermaszu. Nawet się nie zastanawiałem, od razu się zgłosiłem. Wiem, że trudno w to dziś uwierzyć, ale mnie zakwalifikowali. Chodziłem jako model przez dwa tygodnie, ale ciekawiły mnie sprawy, które działy się gdzieś wokół. Na przykład między naszymi pokazami występował prestigitator, który wyciągał zająca z kapelusza. Byłem oniemiały ze zdziwienia i któregoś razu zakradłem się do jego garderoby. Okazało się, że cylinder ma podwójne dno. Zobaczyłem tez jak działają inne czarodziejskie przyrządy. Bardzo mnie zainteresowało co ów czarodziej wyprawia. Pomyślałem, że takie cuda mogą mieć miejsce wyłącznie na scenie. Od tamtej chwili byłem zauroczony estradą, zawsze mnie do niej ciągnęło, wiedziałem, że to moja przyszłość – twierdzi Krzysztof Skiba.
Banany z czarnego rynku
Dwutygodniowa praca modela okazała się dla Skiby bardzo lukratywna. - Przez dwa tygodnie jarmarku zarabiałem więcej niż moja mama, która była architektem w poważnym biurze architektonicznym w Gdańsku – dodaje Skiba.
Niestety mimo chęci kontynuowania kariery jako model, Skiba musiał pożegnać się z tą profesją.
- Niestety utyłem i jakoś tak się zestarzałem. Niestety kariera modela wśród dzieci szybko się kończy, szybko przestają być dziećmi – wyjaśnia.
Skiba jako młodzian parał się innymi zajęciami. Jak twierdzi jedną z ciekawszych prac, które wykonywał było zbieranie psich kup i śmieci wokół akademika.
- Byłem na pierwszym lub drugim roku studiów. Uniwersytet potrzebował kogoś takiego, a ja potrzebowałem pieniędzy. Oczywiście trudno tu mówić o przyzwoitych pieniądzach, to były jakieś grosze. Za miesiąc zbierania mogłem sobie kupić 3 kilogramy bananów na czarnym rynku – mówi.
Robert Korzeniowski, mistrz olimpijski w chodzie, pierwszą pracę rozpoczął mając 15 lat. Jak mówi po prostu udał się na rampę, gdzie rozładowywano wagony towarowe.
- Pamiętam kończyłem wtedy szkołę podstawową. Poszedłem na rampę i stanąłem w kolejce. Naprężyłem mięśnie, starałem się pokazać, że jestem silny i nadaje się do tej pracy. Zostałem zatrudniony…wraz z kilkoma oprychami, którzy ubiegali się o tę sama pracę. Rozładowywałem wagony kolejowe, które przywoziły na przykład mąkę, parkiet, rowery. Czyściłem także wagony z miału węglowego. Było ciężko, ale byłem zadowolony – mówi Robert Korzeniowski.
Robert twierdzi, że kwota, którą otrzymał była dla niego całkiem satysfakcjonująca.
- Nie była to stała praca, pieniądze dostawałem po wykonaniu zadania, następnego dnia, na tamte pieniądze to było około 500-600 zł. Za całą zarobioną sumę, kupiłem sobie kolumny do radia, kosztowały 4 tys. zł. Służyły mi przez całe liceum i potem kilka lat na studiach. Następnie przejął je mój brat. Radio Amator kupili mi rodzice. Przetrwało do dziś – wspomina Robert Korzeniowski.