Jak ugryźć 10 tysięcy złotych

Żeby zarabiać 10 tysięcy złotych, nie wystarczy pozytywne myślenie. Musisz jeszcze działać, szukać okazji, ofert, kontaktów. I planować każdy kolejny krok

Jak ugryźć 10 tysięcy złotych
Źródło zdjęć: © Thinkstock

28.09.2012 | aktual.: 28.09.2012 11:03

Żeby zarabiać 10 tysięcy złotych, nie wystarczy pozytywne myślenie. Musisz jeszcze działać, szukać okazji, ofert, kontaktów. I planować każdy kolejny krok.

Pozwalaj sobie na zaskakujące, brawurowe pomysły, na odważne myśli, wizje i plany. A jednocześnie twardo stąpaj po ziemi. Taki patent na sukces ma Przemek, 26-letni informatyk - freelancer z Warszawy.

Na etacie Przemek zarabiał niecałe 4 tys. zł miesięcznie. Myślał, że jest to, przynajmniej przez najbliższe lata, górny pułap jego możliwości. We wrześniu zeszłego roku został zwolniony z pracy. Zaczął dzwonić do znajomych firm i prosić o drobne zlecenia, aby – jak to określił – nie umrzeć z głodu. Nieoczekiwanie w październiku te drobne prace złożyły się na niebagatelną kwotę 6 tys. zł. W listopadzie było to już 7,5 tys., a w grudniu 8 tys. zł. A że w miarę jedzenia apetyt rośnie, noworocznym postanowieniem – czy raczej marzeniem – speca od IT były miesięczne zarobki na poziomie 10 tys. zł. I jak dotąd, tyle mniej więcej wyciąga on od stycznia. Zaś w maju dobił nawet do 11 tys. zł.

Samoograniczające przekonania

Młody informatyk jest przekonany, że jeśli wcześniej zarabiał marnie, to tylko dlatego, że sam wyznaczył sobie taki poziom dochodów. Jedynie przez przypadek odkrył, że stać go na więcej. Gdyby nie bezrobocie i przymus zostania wolnym strzelcem, nadal by się musiał zadowolić marnymi czterema tysiączkami na miesiąc.

- Ograniczała mnie moja świadomość, to znaczy niska samoocena, kompleksy, nieśmiałość – przyznaje Przemek. – Naprawdę uważałem, że nie zasługuję na lepsze życie. Dopiero gdy nabrałem wiary i pewności siebie, zobaczyłem, że mam równe prawo do godziwego wynagrodzenia jak ci moi dawni koledzy z urzędu, którzy brak umiejętności nadrabiali tupetem i siłą przebicia.

Czy Przemek stał się zwolennikiem pozytywnego myślenia? Tak, tyle że dla niego pozytywne myślenie to tylko jeden z wielu warunków sukcesu. Rodzaj startera. Jest ono niezbędne – tłumaczy – by się dobrze nastawić do pracy. Ale potem trzeba działać i umieć szukać okazji, planować, rozmawiać z ludźmi, którzy mają nam coś do zaoferowania. Albo szukają naszej pomocy. Potrzebny jest też realizm, dzięki któremu uczciwie ocenimy swoje szanse.

- Wyznaczyłem sobie zarobki na poziomie 10 tys. zł miesięcznie, bo w taki cel, po moich wcześniejszych sukcesach, łatwiej było mi uwierzyć – wyjaśnia. – Gdybym założył, że teraz będę wyciągał 30 czy 50 tys. zł, nigdy bym tego nie osiągnął. A po krótkim czasie przyszłoby załamanie i pewnie wróciłbym do 4 tys. zł.

Między realizmem a marzeniami

Czy faktycznie 30-50 tysiączków jest poza zasięgiem Przemka? Na razie tak – odpowiada. Chyba że zamieniłby Warszawę na Paryż, Londyn czy Nowy Jork. I zdobył tam posadę dyrektora departamentu IT w dużej, międzynarodowej korporacji. Jednak – po pierwsze – emigracja zarobkowa mu się nie uśmiecha. A po drugie – nie wierzy, że z obecnymi kompetencjami mógłby sięgnąć po tak prestiżowe stanowisko.

- Nie jest to jakieś samoograniczające przekonanie, tylko realna ocena moich aktualnych możliwości – zarzeka się warszawiak. – Co innego pozytywne myślenie, a co innego myślenie życzeniowe. Aby zawalczyć o funkcję menedżerską za granicą, musiałbym najpierw zrobić MBA i podszlifować swój angielski.

Przemek ma inny pomysł na 30 tys. zł – założenie własnej firmy informatycznej. Za dwa, góra trzy lata, bo tyle – jak wyliczył – potrzeba mu czasu, by zgromadzić kapitał na start.

- Stosuję metodę małych kroczków – mówi 26-letni informatyk. – Marzenia – tak, ale realistyczne, podparte odpowiednim planowaniem i przygotowaniem. Do sukcesu po prostu trzeba dojrzeć.

Mirosław Sikorski/JK

pieniądzeitwynagrodzenie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (49)