Jakim cudem opłaca się nam ściągać cebulę z Nowej Zelandii i czosnek z Chin? Absurdy polskiego importu
Kupujemy warzywa, które kosztują 2-3 złote za kilogram a przyjechały do nas z antypodów. Jak to możliwe, skoro po drodze spalono tony paliwa, a nad transportem czuwały dziesiątki ludzi? Ściąganie cebuli, czosnku czy węgla z drugiego końca świata może wydawać się bez sensu. Ale jakimś cudem się opłaca.
26.01.2020 | aktual.: 26.01.2020 10:14
Nowa Zelandia może nam się kojarzyć z dobrą rozrywką. Tam urodzili się Kylie Minogue i Nick Cave, tam powstał zespół AC/DC i kilka innych zasłużonych dla rozwoju rocka, popu i innych gatunków muzyki. Tam Peter Jackson nakręcił Tolkienowską epopeję o przygodach hobbitów.
Nikogo nie dziwi chyba fakt, że z Nowej Zelandii importujemy wina. Winorośl ma w tym kraju świetne warunki do rozwoju, więc nowozelandzkie wina są po prostu dobre i cenione. Wino ściągamy też z Kalifornii czy RPA.
Ale dlaczego z Nowej Zelandii importujemy cebulę? Bardziej zrozumiałe byłoby kiwi czy słynna wołowina z antypodów. Mięso tamtejszych krów to rarytas uznany na całym świecie. Ale cebula? Czyżby w Polsce jej brakowało? Przecież można ją kupić na każdym straganie i to za cenę o wiele niższą niż nowozelandzka wołowina czy kiwi.
A jednak. Chociaż wydaje się to kompletnym absurdem, do Polski trafia całkiem sporo cebuli z Nowej Zelandii. Znaczna jej część jest przerzucana z krajów Europy Zachodniej. Przyczyna jest prozaiczna: cebuli brakuje w całej Europie. Nawet w Polsce musimy wspomagać się importem z drugiego końca globu.
W Europie zbiory cebuli spadają od lat. Niemcy ściągają to warzywo z Turcji czy Egiptu a nawet RPA. Polska najczęściej ratowała się importem z Kazachstanu. Mimo wszystko to nie jest specjalnie egzotyczny kierunek: Warszawę i Astanę dzieli ledwie 4000 kilometrów. To 700 km dalej niż Lizbona.
Ale gdybyśmy chcieli pojechać do Nowej Zelandii, czeka nas 38 godzin lotu, 2-3 przesiadki i wydatek rzędu 10 tysięcy złotych. A jednak na europejskim rynku cebuli panuje taki zastój, że wiele krajów Starego Kontynentu faktycznie kupuje to warzywo wyrwane z gleby w Nowej Zelandii. Jakość i wielkość cebulek nie ma znaczenia – europejskie uprawy są zbyt słabe, by sprostać podaży.
Węgiel z drugiego końca świata
Jeśli wierzyć politykom PiS, polskie górnictwo to perła w koronie, nasz węgiel jest najlepszy na świecie, a złoża wystarczą naszym dzieciom, ich dzieciom i dzieciom ich dzieci. Fakty są jednak takie, że węgiel po prostu musimy kupować za granicą. Każdy wie, że czarne złoto przyjeżdża do nas z Rosji. Nasz jest na tyle drogi, że wypiera go nawet węgiel z Australii.
Dziś tak egzotyczne kierunki sprowadzania węgla jak Kolumbia czy Stany Zjednoczone nie są niczym dziwnym. Ostatnio wielkie zdziwienie wywołał fakt, że kupujemy go nawet w Mozambiku. Tu sprawa jest dość skomplikowana – nie chodzi bowiem o węgiel do spalania, ale specjalny węgiel służący do produkcji wysokiej jakości stali. Dzięki niemu powstają m.in. wysokiej jakości narzędzia chirurgiczne. Nie trafia on więc do elektrociepłowni, ale do hut.
A jak czosnek - to z Chin. Albo Egiptu
Nieco inny problem mamy w Polsce – i nie tylko Polsce – z chińskim czosnkiem. Apele o kupowanie polskiego skutkują, ale supermarkety i tak pełne są główek ze skośnymi (w przenośni) ząbkami. Sęk w tym, że Chińczycy kilka lat temu ostro zainwestowali w uprawy tego warzywa i dziś udało im się opanować ok. 70 proc. światowego rynku czosnku. Wielkie plantacje pozwalają na uzyskanie naprawdę niskiej ceny.
I o ile konsumenci mogą w sklepach zwracać uwagę na pochodzenie czosnku, o tyle sieci gastronomiczne, producenci żywności gotowej i przypraw dokładniej liczą swoje wydatki. W efekcie chiński czosnek opanował sporą część rynku w całej Europie, olbrzymie jego ilości sprzedaje się też w USA i innych krajach. Odległość z Warszawy do Pekinu to ok. 7000 km w linii prostej, pokonanie tej trasy pociągiem zajmuje około tygodnia. A i tak opłaca się ściągać stamtąd coś, co w sklepie kosztuje 2-3 złote za główkę.
Warto przy tym pamiętać, że choć czosnek z Chin, choć uważany za gorszy od rodzimego, praktycznie niczym się od niego nie różni. Kolor, wielkość i ostrość czosnku zależą przede wszystkim od gatunku tego warzywa, a nie kraju pochodzenia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl