Jesteś ambitny, kreatywny i pracowity?
Jesteś ambitny, kreatywny i pracowity? Bardzo prawdopodobne, że Twoi współpracownicy traktują Cię jak wroga
28.06.2011 | aktual.: 28.06.2011 10:09
Talent i kreatywność pękają
Nowo zatrudniony pracownik, który już w pierwszych tygodniach pracy podwyższa poprzeczkę - bo chce się wykazać -jest zawsze traktowany przez współpracowników jak wróg. Szef chwali ambicje nowego podwładnego, obdarza go zaufaniem i wkrótce wyjątkową estymą, zaś pozostali pracownicy najlepiej by się go pozbyli. Bo oto okazuje się, że skoro nowy pracownik może lepiej i więcej pracować, to mogą też i inni pracownicy. Koledzy z pracy powtarzają (za plecami wroga), że szef znalazł sobie uległego podwładnego, pupila. Wówczas konflikt między pracownikami wisi w powietrzu. Nowy pracownik czuje się fatalnie, chociaż chce się wykazać, często dostosowuje się do reszty pracowników, a jego kreatywność i talent pękają jak bańska mydlana.
- Pracownicy mnie nienawidzą. Przyszedłem do nowej firmy miesiąc temu, od pierwszych dni wziąłem się do roboty, zacząłem szukać klientów, podpisywać nowe umowy. Okazało się, że jestem kilka razy bardziej wydajny niż pracujące już w zespole osoby. Szef mnie chwalił, ale pracownicy nie chcą ze mną rozmawiać. Nawet jedna osoba powiedziała mi, że jestem nadgorliwy i sztucznie zawyżam poziom. Tymczasem mi zależy na pracy i nie mam zamiaru przez całe osiem godzin siedzieć na tyłku bezczynnie. Sytuacja jest dla mnie problematyczna o tyle, że czuję się odizolowany. Myślę o przeniesieniu - mówi Jacek, menedżer w dużym banku.
Traktują mnie jak żółtodzioba
Tomasz też odczuł, jak mówi, efekt piekiełka w nowym miejscu pracy. Został zatrudniony jako kierownik działu zamówień. Zarządza 12 osobami i większość z nich, to pracownicy starsi od niego, od kilku lat związani z firmą. Tomasz już pierwszego dnia zorganizował spotkanie i przedstawił swe oczekiwania i priorytety.
- Jestem dość skrupulatny i wymagający, tymczasem pracownicy nie byli do tego przyzwyczajeni. Na przykład nie chcą uczestniczyć w codziennych spotkaniach zespołu, nie zamierzają omawiać dnia pracy. Mówią, że nie podobają im się moje metody. Tymczasem ja wiem, że są one skuteczne, w poprzedniej firmie miałem dzięki nim doskonałe wyniki. Problemem jest to, że podwładni traktują mnie jak żółtodzioba, nie mam wśród nich autorytetu. Mówią, że jestem pracoholikiem i cierpię na przerost ambicji, a oni nie zamierzają stać się takimi jak ja. Naprawdę rozważam odejście z firmy, bo chyba nic nie wskóram, a nie chcę się dostosowywać do miernego poziomu mojego zespołu – mówi Tomasz Dzienniuk, menedżer, studia ekonomiczne ukończył w Londynie, ma też MBA, przez 3 lata pracował w znanym japońskim koncernie. Piekiełko istnieje w firmach
Okazuje się, że aż 73% osób, które wzięły udział w naszej ankiecie, spotkało się ze zjawiskiem tzw. piekiełka w pracy (45% internautów stwierdziło, że ich współpracownicy są zawistni, 19% - że szef ignoruje ich pomysły, a 9% - że są uznawani za nadgorliwych), zaś 6% stwierdziło, że w ich firmie istnieje konstruktywna konkurencja. Za dobre pomysły nagradzanych jest tylko 8% ankietowanych. W sondażu uczestniczyło 1941 osób.
Utalentowany pracowniku, nie uginaj się
- Nietrudno się domyślić, że pojęcie "polskiego piekiełka" istnieje najczęściej w instytucjach publicznych, ale w firmach również. Tam, gdzie pracuje się na wynik, szefowie chuchają i dmuchają na ludzi z inwencją. Ale piekiełko to też współpracownicy, którzy potrafią uprzykrzyć pracę osobie z pomysłami. W firmowym piekiełku również inne działy mogą tłamsić aktywność kreatywnego działu. Piekiełko to również chora konkurencja, robienie sobie na złość. Niestety coś takiego ciągle jeszcze istnieje. Ktoś, kto się stara, jest pracowity traktowany jest przez współpracowników jak wróg, na tle którego widać dobitnie słabość pozostałych. Co robić? W żadnym wypadku nie wolno się ugiąć, każdy powinien pracować zgodnie z możliwościami, ambicjami. Inaczej można popaść we frustrację, cierpieć z powodu wypalenia. Jeśli ambitny pracownik zostaje szefem, powinien stopniowo wprowadzać zmiany, a zdania dostosowywać do możliwości podwładnych - mówi Jerzy Bochenek, psycholog społeczny.
Krzysztof Winnicki/MA