Jeździliśmy do Tesli z jej pracownikami. Tak wygląda praca w fabryce Elona Muska

Pojechaliśmy do Frankfurtu nad Odrą, żeby spędzić czas z pracownikami Tesli pod Berlinem. W fabryce, należącej do Elona Muska, co czwarty pracownik jest Polakiem. Oto, co usłyszeliśmy od osób składających amerykańskie auta elektryczne w gigafabryce miliardera.

Byliśmy w gigafabryce Tesli pod Berlinem
Byliśmy w gigafabryce Tesli pod Berlinem
Źródło zdjęć: © Getty Images, WP | Getty Images, KRWL
Michał Krawiel

W drodze do Frankfurtu przejeżdżamy przez Słubice. To niewielkie, 20-tysięczne miasto na granicy z Niemcami. To tam po raz pierwszy widzę, stojąc wieczorem w kolejce w sklepie, pracowników fabryki. Dwaj mężczyźni, ubrani w czarne, jednolite kombinezony i robocze buty.

Na ubraniach mają logo Tesli Elona Muska. Kiedy ze znajomym wracamy z polskiej strony granicy i jedziemy przez Frankfurt nad Odrą, tam też widzę w bramach i idących w stronę dworca kolejowego pracowników zakładu pod Berlinem. Czuć wpływ gigafabryki, która w pewnym sensie wyznacza rytm życia okolicy - zarówno po niemieckiej, jak i polskiej stronie.

Połowa ludzi pracujących tam przyjeżdża z Berlina, a druga połowa z Brandenburgii i z polskich miast z lubuskiego i zachodniopomorskiego. Więcej Polaków jedzie z okolic Szczecina i Kostrzyna, niż ze strony Słubic. Widać na autostradzie samochody odbijające na fabrykę, które jadą z Polski — mówi mi Krystian, Polak i jeden z pracowników Tesli.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kosztował 87 mln zł. Oto nowy dworzec w Olsztynie od środka

To pierwsza praca Krystiana w przemyśle. Tutaj zajmuje się ręcznym montażem jednego z elementów tapicerki samochodowej. Jest po czterdziestce, wcześniej przewinął się przez wiele branż.

Do Tesli nie planował aplikować. Papiery złożył namówiony przez nowopoznanego znajomego, a oni odezwali się, kiedy akurat został zwolniony z poprzedniej firmy. Pojechał na rozmowę i niemal od razu dostał się do pracy. Jest jednym z ponad 10 tys. pracowników zatrudnionych w gigafabryce Tesli pod Berlinem. Co czwarty robotnik w Grünheide jest Polakiem.

Poszło szybko. Teraz czeka na kontrakt. W Tesli część osób, tak jak Krystian, pracuje przez agencję, która zajmuje się rekrutacją nowych pracowników. Dla Tesli pozyskuje ich firma Manpower.

Pół roku pracujesz przez agencję, to jest okres próbny. Mogą cię z dnia na dzień zwolnić albo powiedzieć, że cię nie przyjmują. Po tym pół roku możesz jeszcze rok pracować przez agencję – czyli w sumie 18 miesięcy. W tym czasie albo dostajesz kontrakt od Tesli, albo nie — mówi nam Krystian.

Krystian zaczyna się stresować, bo zbliża się do końca umowy. Praca w Tesli mu pasuje i nie chciałby jej stracić.

Jak pracuje się u Muska?

Jak słyszymy, w zależności od linii, może na niej pracować 15-25 osób. Zespoły piętnastoosobowe mają jednego lidera, te większe - powyżej 25 osób - po dwóch, nawet trzech. Team leaderzy (z ang. lider zespołu) nazywani są "czerwonymi", ze względu na czerwoną bluzę. Nad nimi są jeszcze supervisorzy. Jak mówi nasz rozmówca, team leaderzy raczej zarządzają pracą, ale jak trzeba "to też zastępują, gdy ktoś idzie na papierosa".

Moje stanowisko nie jest zautomatyzowane, trzeba samemu przenosić te kanapy. Ale większość fabryki jest zautomatyzowana - opowiada Krystian.

Jakie problemy mają Polacy w Tesli?

W Tesli działa niemiecki związek zawodowy IG Metall, w którym jest też reprezentacja polskich robotników. Rozmawiamy z jednym z niemieckich członków z centrali w Berlinie. Związkowiec mówi nam, że jedną z rzeczy, które budzą krytykę ze strony organizacji, a co szczególnie dotyka Polaków, którzy dojeżdżają do fabryki, jest system zmianowy. Dojazd zajmuje im więcej czasu niż mieszkańcom Berlina czy Brandenburgii. Fabryka w Grünheide pod Berlinem pracuje na trzy zmiany.

Jednak jak podkreśla, główne problemy dotyczą wszystkich zatrudnionych, w tym polskich robotników. Związek zawodowy informował niedawno, że pracownicy domagają się dłuższych przerw, większego szacunku (rozumianego m.in. jako zaprzestanie dyskryminacji) oraz zakończenia niedoboru kadrowego. Wskazuje także, że pracownicy odczuwają fizyczne skutki swojej pracy.

Innym problemem jest bariera językowa w miejscu pracy, gdzie wielu niemieckojęzycznych pracowników, podobnie jak polskich, proszonych jest o komunikowanie się po angielsku — mówi niemiecki związkowiec.

Mały dworzec na granicy z Polską

Frankfurt, przypominający miasteczka na Warmii i Mazurach, gdzie niemiecka architektura łączy się z socjalistycznym betonem, to miasto zbliżone wielkością do Ostródy.

Z Frankfurtu do Tesli nie jedzie bezpośrednio żaden pociąg. Ostatni odcinek trasy trzeba pokonać autobusem, który kursuje z dworca w Fangschleuse. Pociągiem jedziemy niecałe 40 minut, a autobus skomunikowany z połączeniem jedzie niecałe 10 minut.

Nieduży dworzec - poza momentami przyjazdów i odjazdów pociągów - jest raczej pusty. Nie ma w nim też nic wartego zapamiętania. Dopiero na 10 minut przed odjazdem pociągu zaczynają się schodzić pracownicy w czarnych strojach roboczych Tesli.

Wcześniej zapytałem Krystiana, czy są jakieś inne barwy strojów, ale u Elona Muska liczy się tylko jeden kolor – czarny. W pociągu jedzie sporo pracowników fabryki, są widoczni na tle innych pasażerów.

Mijam kilka stacji i zdaje sobie sprawę, że właśnie przegapiłem Fangschleuse. Wysiadam na kolejnej stacji, w przypadkowym niemieckim miasteczku. Malutki dworzec, kilka peronów. Z Erkner, bo tak nazywa się to miasteczko, odjeżdża szybka kolej do Berlina. Tam spotykam innego pracownika Tesli: Samiego, który urodził się i wychował w stolicy Niemiec. Stamtąd też dojeżdża do pracy w gigafabryce Muska. Wsiadamy razem do pociągu i rozmawiamy o zatrudnieniu w zakładzie miliardera.

Przed pracą w Tesli mój rozmówca był pracownikiem budowlanym. Nigdy wcześniej nie pracował w przemyśle ani w żadnej innej branży. Kiedy pytam go o to, czy ciężko mu się pracuje, to odpowiada, że w porównaniu z budowlanką, Tesla jest dużo mniej obciążająca fizycznie.

W porównaniu z pracą na budowie moja praca jest lekka. Jestem team leaderem. W Tesli, w porównaniu z Volkswagenem, szybciej można dostać kontrakt — mówi mi Sami w pociągu jadącym pod fabrykę.

"Ten człowiek ma wielkie plany"

Jestem w Niemczech tydzień po wyborach parlamentarnych, w których właściciel Tesli i prawa ręka Donalda Trumpa, aktywnie wspierał skrajnie prawicową partię AFD. Kiedy w pociągu pytam o kontrowersyjne wypowiedzi Elona Muska, to Sami mówi, że polityka go nie interesuje, ale kiedy mijamy zabudowania Tesli, pokazuje na fabrykę.

- Ten człowiek ma wielkie plany. Zobacz. Zbudowali stację, żeby ludzie mogli dojeżdżać pociągami pod fabrykę – tyle ma do powiedzenia. Kiedy rozmawiam później z Krystianem, to on mówi mi, że większość nie chce wdawać się tu w dyskusje o polityce. - Nikt z tobą szczerze nie pogada - słyszę. Ludzie cieszą się z pracy, bo wcześniej z nią było tu ciężko.

Młodzi koledzy mają to gdzieś. Interesuje ich pensja, normalne rzeczy. Jak już ich dopytasz, to mogą się zirytować — mówi mi z kolei jeden z pracujących tam Polaków.
  • Fabryka Tesli pod Berlinem
  • Fabryka Tesli pod Berlinem
  • Fabryka Tesli pod Berlinem
  • Fabryka Tesli pod Berlinem
  • Fabryka Tesli pod Berlinem
[1/5] Fabryka Tesli pod Berlinem Źródło zdjęć: © WP Finanse | krwl

Sami dodaje jeszcze, że coraz mniej podoba mu się w Berlinie i coraz częściej myśli o tym, że przeprowadzić się na wschód Niemiec, bliżej fabryki.

Berlin się zmienił, to nie jest już przyjazne miasto. Tutaj ludzie wciąż są otwarci — mówi o okolicach zakładu pracy.

Autokary podjeżdżają pod fabrykę

Gigafabryka Muska, kiedy jedziemy do niej bezpośrednio pociągiem, nie robi na mnie wielkiego wrażenia. Mijamy ją bokiem i wjeżdżamy na stację przy samym parkingu nowych aut. Fabryka wciśnięta jest między autostrady i drogi szybkiego ruchu. Nad nami co chwilę przelatują samoloty. Nie jest częścią tkanki żadnego miasta, to wielki teren pomiędzy arteriami drogowymi. Skalę widać dopiero na parkingu pracowniczym.

Elon Musk przyleciał do Niemiec przed wyborami do rady zakładowej – miał przywieźć ze sobą syna, spotkać się z pracownikami i próbować przekonać ich, aby nie głosowali na związki zawodowe.

Autokary, autobusy i nabity autami parking

Kiedy w Tesli kończy się zmiana, zza bramek wylewa się morze ludzi. Idą w stronę setek, a może nawet tysięcy aut czekający na parkingu. Na innych czekają autobusy komunikacji miejskiej, a także podstawione autokary. W Tesli pracuje cały świat.

Tu mamy tak naprawdę trzy główne grupy. Niemcy tureckiego pochodzenia, Polacy i migracja po 2015 roku - czyli Kurdowie, Irańczycy, Hindusi i Afgańczycy. Ludzie trzymają się głównie etnicznie, ale nie jest to regułą — słyszę.

Kiedy pytam o pieniądze i np. wyższe zarobki w Volkswagenie, słyszę, że "co z tego, skoro i tak mają zwalniać tysiące osób ze swoich fabryk". Choć odprawy, jak słyszę, niemiecka firma dla zwalnianych robotników przygotowuje bardzo opłacalne. Tu jednak, jak ktoś się martwi o pracę, to głównie osoby, które zbliżają się do końca ostatniej umowy z agencją. Agencyjnych pracowników jest kilkanaście procent.

Wysiadając z autobusu, idziemy kilkaset metrów na malutką stację kolejową, na której znajduje się biuro też związku zawodowego IG Metall. Na oknach wiszą zdjęcia przedstawicieli związkowych w Tesli. Grupa Polaków ze sobą rozmawia, ktoś dostaje ciasto. Ludzie stoją podzieleni na małe grupki.

***

W pociągu relacji Berlin-Warszawa, do którego wsiadłem we Frankfurcie nad Odrą, dostaje maila od Krystiana: nie chcesz złożyć papierów? W mailu czytam:

Z przyjemnością informujemy, że ponownie prowadzimy nabór na stanowisko pracownika produkcji. Jeśli znasz osoby, które chciałyby do nas dołączyć, poleć im poniższy link.

A na dole dopisane jest mniejszymi literami:

Przykro nam, że nie możemy zaoferować premii za polecenie nowych pracowników.

Chwile później, już po polskiej stronie granicy polska straż graniczna w towarzystwie Służby Ochrony Kolei sprawdza moje dokumenty.

Michał Krawiel, dziennikarz WP Finansemoney.pl

Źródło artykułu:WP Finanse

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (49)