Kierowcy grożą

Tysiące tirów stoi w kilkudziesięciokilometrowych kolejkach na przejściach granicznych w Koroszczynie, Dorohusku, Medyce, Korczowie.
Te efekt strjku celników.

28.01.2008 | aktual.: 28.01.2008 11:02

*Tysiące tirów stoi w kilkudziesięciokilometrowych kolejkach na przejściach granicznych w Koroszczynie, Dorohusku, Medyce, Korczowie. To efekt strajku celników. Kierowcy grożą, że staranują szlabany. Na dziś zapowiadana jest blokada Warszawy, informuje "Dziennik". *

W poniedziałek o godz. 12 zablokujemy wszystkie drogi dojazdowe do wschodniej granicy oraz do stolicy, doprowadzimy do paraliżu Warszawy" - mówi Bolesław Milewski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego. Kierowcy chcą zawalczyć metodami celników, bo to z powodu ich strajku wegetują na granicach. W Dorohusku stało wczoraj tysiąc ciężarówek w 18-kilometrowej kolejce. W Koroszczynie 1,5 tys. samochodów na długości 22 km.

Stanęły terminale towarowe na Okęciu, w Pyrzowicach i Balicach. Powód - także tu celnicy nie przyszli do pracy. Po stronie ukraińskiej jest to samo. Tam polscy kierowcy grożą: - Jeśli dziś rząd nie dojdzie do porozumienia z celnikami, staranujemy szlabany, niech nas aresztują, ale przynajmniej ruszymy się stąd. Kierowcy namawiają się przez CB radio do blokady trasy A2 - głównego szlaku tranzytowego: Berlin - Warszawa - Moskwa. Liczą na to, że wówczas Unia Europejska zmusi Polskę do zdecydowanych ruchów.

Szef służby celnej Jacek Dominik zaproponował im projekt ustawy, który mówi o zrównaniu warunków ich pracy z innymi służbami mundurowymi. Nowe prawo powinno wejść w życie od stycznia 2009 r. "Konflikt dotyczy więc tylko wysokości podwyżek" - mówi jego rzecznik Jakub Lutyk. Rząd obiecał celnikom 500 zł. Jednak ci, którzy protestują, zrzeszeni w Porozumieniu Białostockim, odrzucają tę propozycję. "Chcemy 1500 zł" - powtarzają.

Kryzys na naszej wschodniej granicy wywołuje już napięcia międzynarodowe. "Państwowa Służba Celna Ukrainy zwróciła się do prezydenta Wiktora Juszczenki, premier Julii Tymoszenko i szefa polskiej służby celnej Jacka Dominika oraz przedstawicielstwa Ukrainy w UE z prośbą o ingerencję w związku z sytuacją na granicy" - mówi Serhij Siomka, dyrektor departamentu kontroli granicznych służb celnych Ukrainy. Według ukraińskich służb celnych z powodu kolejek ukraiński budżet traci dziennie od 30 do 50 mln hrywien (ok. 15 - 25 mln zł). Wspólne oświadczenie wydały również Białoruska i Rosyjska Izba Celna. Wyrażają głębokie zaniepokojenie z powodu braku możliwości transportu między Białorusią, Rosją a UE.

Dramat sytuacji najlepiej obrazuje liczba pracowników na przejściu w Koroszczynie. Zamiast 25 celników wczoraj do pracy przyszło siedmiu. Szansę na przejazd mają tylko kierowcy z towarem ekspresowym. Dlatego w niedzielę rano na Białoruś wjechał Rosjanin, który przewoził z Niemiec do Rosji rasowego konia wartego 1 mln euro.

Wściekli i zmęczeni kierowcy zablokowali wczoraj dojazd do Dorohuska -ustawili szpaler samochodów w jodełkę. Strażacy rozwożą im wodę. "Po co nam zimna woda?" - pytają. "Kończy nam się paliwo. Zaraz tu zamarzniemy".

Po stronie ukraińskiej dla kierowców zorganizowano lepszą pomoc. Witalij Zosimczuk, przedstawiciel Stowarzyszenia Międzynarodowych Samochodowych Przewoźników Ukrainy, który jest przy przejściu Jagodzin - Medyka, opowiada "Dziennikowi": "Od czterech dni przywozimy kierowcom jedzenie. Wypożyczyliśmy kuchnię polową od ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych. W niedzielę przygotowaliśmy 600 porcji rosołu, kaszy z tuszonką, chleba i herbaty. Dwieście porcji przygotowali też pracownicy ministerstwa".

Kierowcy po stronie ukraińskiej nie rozumieją, dlaczego stali się zakładnikami strajku polskich celników. Zadają swoim urzędnikom mnóstwo pytań, nie wiedzą, co robić, żeby przedłużyć terminy dostaw. Jednak nie wszyscy są spokojni. Korespondentowi "Dz" udało się przejść na Ukrainę w Medyce - Szeginiach. Tam kierowcy są zmęczeni i rozdrażnieni. Kończą im się pieniądze. "Jak długo kierowca stoi w kolejce na granicy? Najlepiej poznać po jego zapachu" - śmieje się gorzko Krzysztof Kowal (szósty dzień w Korczowie, gdzie kolejka liczyła wczoraj 800 tirów i 15 km). I opowiada: "To jest tak, pierwsze dwa dni jesteś wkurzony. Na trzeci dzień przychodzi załamanie. A później każdego łapie głupawka i jest mu wszystko jedno. Ja jestem na tym ostatnim etapie".

Większość mężczyzn miny ma jednak ponure. "Wiozę kwiaty z Holandii" - denerwuje się Wasilij Błagadir w kolejce do przejścia na Białoruś. "Jestem tu już trzeci dzień. Kto mi zwróci straty?"

Rekordziści stoją w ogonku od tygodnia. "Śpimy w szoferkach w ubraniach" - opowiada Zenon Struzik w Korczowie. "Na butli gazowej podgrzewamy picie i jedzenie. Oczy myjemy wodą mineralną, no i jesteśmy umyci. Dla rozprostowania kości chodzimy tam i z powrotem wzdłuż samochodu. I tak codziennie".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)