Kim jest polski bezrobotny?
Polski bezrobotny: słabo wykształcony, mało aktywny, zniechęcony, bezradny. Wiele osób uważa nawet, że – leniwy
15.03.2011 | aktual.: 15.03.2011 16:16
*Polski bezrobotny: słabo wykształcony, mało aktywny, zniechęcony, bezradny. Wiele osób uważa nawet, że – leniwy. Często bierze pieniądze z zasiłku, a dodatkowo zarabia „na czarno”. Jeśli to kobieta, prowadzenie domu i opieka nad dziećmi uniemożliwia jej podjęcie pracy. To stereotypy, które, utrwalając nasz obraz bezrobotnego, jednocześnie go zaciemniają. * *Jaki jest polski bezrobotny? *
Na początku 1990 roku odpowiedź na to pytanie była trudna. Bezrobotni stanowili wówczas, według danych GUS, zaledwie 0,3 proc. ogółu osób czynnych zawodowo. Pod koniec roku stopa bezrobocia rejestrowanego wynosiła już jednak 6,5 proc. To był prawdziwy szok. Liczba osób bez pracy w ciągu kilku miesięcy wzrosła 20-krotnie! A w półtora roku później, we wrześniu 1991, przekroczyła 10 proc.
Od tego czasu jednocyfrowe bezrobocie mieliśmy tylko w krótkich okresach: od maja do listopada 1998 i od czerwca do grudnia 2008 roku.
Stopa bezrobocia osiągnęła natomiast apogeum w początkach 2003 i 2004 roku – oscylowała wówczas w granicach 20,6-20,7 proc.
Komu zagraża bezrobocie? Badania GUS i powtarzane co jakiś czas sondaże wskazują na jego związek z wykształceniem. Z danych statystycznych wynika, że pod koniec 2008 roku niemal co trzeci bezrobotny miał wykształcenie zawodowe. Natomiast osoby z wykształceniem średnim stanowiły 23 proc. ogółu bezrobotnych.
Wydawałoby się więc, że ucieczką przed bezrobociem jest zdobywanie wiedzy i studia. Ale dyplom wyższej uczelni tylko do pewnego stopnia stanowi zabezpieczenie. Gdy rynek nasyci się absolwentami, tytuły magistra czy licencjata tracą na wartości. Przestają być gwarancją znalezienia zajęcia. W końcu 2008 roku 12,5 proc. osób z wyższym wykształceniem pozostawało bez pracy.
Dwadzieścia lat polskiego kapitalizmu daje jasny sygnał: bezrobocie jest i będzie stałym składnikiem naszej rzeczywistości. Co gorsza, składnikiem bardzo ważnym. W przeszłości bez pracy pozostawała przecież co dziesiąta, a bywało nawet, że co piąta aktywna zawodowo osoba. Nie ma gwarancji, że takie czasy nie wrócą. Bezrobocie jako całość jest zarazem problemem trudnym do uchwycenia. Służąca jego określeniu tzw. stopa bezrobocia nie ukazuje go w sposób precyzyjny. Pomija całe grupy społeczne. O bezrobociu ukrytym wiadomo tyle, że jego skala jest praktycznie nieznana.
Bezrobotny czy nie?
Niektóre cechy ułatwiające stworzenie profilu bezrobotnego łatwo wskazać. To wiek, płeć, zawód, wykształcenie, miejsce zamieszkania. Ale są też inne, mniej widoczne. Równie ściśle powiązane z bezrobociem, mogą mieć wpływ na jego utrwalanie.
Należy do nich na przykład kwestia gotowości do podjęcia pracy. Według danych CBOS, w 2010 roku 27 proc. bezrobotnych nie podejmowało żadnego kroku w kierunku jej znalezienia. To raczej stawiałoby ich w szeregach osób trwale nieaktywnych zawodowo. Bezrobocie powinno być wszak stanem przejściowym, a bezrobotny powinien starać się go zmienić.
Dla urzędów z kolei bezrobotny to ktoś, kto się zarejestrował. Jednak życie sobie, a przepisy sobie. Wiadomo, że w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Niezarejestrowane osoby przez niemal całą dekadę stanowiły ok. 30 proc. ogółu bezrobotnych. W 2009 roku ich liczba nagle przekroczyła połowę i wzrosła do 54 proc., by w 2010 spaść o 10 proc. Bezrobotni zamieszkali na wsi, według statystyk, stanowią mniejszość. Według danych GUS, w 2010 roku 56 proc. było mieszkańcami miast. Ale… bezrobotni ze wsi często wcale się za takich nie uważają. Dotyczy to na przykład kobiet prowadzących „od zawsze” gospodarstwa domowe czy osób bez wykształcenia, wykonujących dorywczo najprostsze prace. Ich liczba, według kryteriów przyjętych przez naukowców, byłaby więc z pewnością większa. Pytanie tylko, o ile.
Niektórym łatwiej
Na długotrwałość bezrobocia mają wpływ czynniki takie, jak zawód wykonywany wcześniej. Socjologowie wskazują, że osoby zatrudnione w dużych zakładach, jak stocznie czy fabryki, najczęściej po utracie pracy są mniej aktywne. Znacznie trudniej przychodzi im znalezienie zajęcia niż np. sprzedawcom czy gastronomikom. Ci ostatni, zatrudniani często w małych placówkach – które łatwiej upadają, ale łatwiej też powstają w nowych miejscach – szybciej potrafią dostosować się do zmian.
Istnieje też problem bezrobocia dziedziczonego, „przejmowanego” po pozostających bez pracy rodzicach. Wiadomo o środowiskach, np. na wsi, czy też miejskich grupach społecznych, pozbawionych pracy od dawna, a nawet – od zawsze.
Bezrobocie jest więc zjawiskiem powszechnym, a jednocześnie nie do końca rozpoznanym. To ważne o tyle, że opinia publiczna postrzega je jako jeden z najważniejszych problemów stojących na drodze rozwoju gospodarki i społeczeństwa.
Tomasz Kowalczyk/MA