Kocyk, piwko i strzelnica. Tłumy zjeżdżają na urlop do "Władka"
Z jednej strony zatoka, z drugiej otwarte morze. Z jednej strony plac zabaw, z drugiej dyskoteka. We "Władku" jest wszystko. Nie ma tylko miejsca, bo to wyjątkowo zatłoczone miasteczko.
07.07.2019 | aktual.: 07.07.2019 17:10
Władysławowo jest od lat najpopularniejszym nadmorskim kurortem w Polsce. W statystykach ogólnych przegrywa tylko z Zakopanem, które zajmuje pierwsze miejsce w turystycznym rankingu. "Władek" jest drugi.
Warunki do tego, by podobać się turystom, Władysławowo ma znakomite. Jest bramą wjazdową na półwysep helski, blisko z niego do Trójmiasta i innych popularnych miejscowości turystycznych, jak Jastrzębia Góra czy Karwia.
Z jednej strony szerokie plaże nad otwartym morzem, z drugiej zatoka. Gdy na morzu szaleje sztorm, woda w zatoce jest spokojna. Dla każdego coś miłego.
- Tylko pogoda do d**y - śmieje się pan Andrzej, którego spotykam przy zejściu na plażę. Ma na sobie sweter i przeciwdeszczową kurtkę. - Ale co pan zrobisz? To cały urok naszego morza - dodaje, gdy wiatr przewraca reklamę pobliskiej smażalni.
W czasie deszczu dzieci się nudzą
Do pogody nie mam szczęścia. Władek co prawda wita mnie 30-stopniowym upałem, ale już następnego dnia temperatura spada. Zaczyna też wiać.
- Polskie morze, k**a mać - słyszę, gdy mija mnie poprawiając kaptur starszy mężczyzna. - A mówiłem, żeby do Chorwacji jechać.
Na plaży, pomimo zimnego wiatru i padającego co jakiś czas deszczu, siedzą tłumy. Część, schowana za parawanami, sączy piwo z butelek. Inni sączą piwo w barach na plaży. Jeszcze inni spacerują.
- Morze jest piękne nawet jak nie wolno się kąpać - słyszę od jednego ze spacerujących turystów.
Wioletta i Marek przyjechali z dziećmi i rodzinami z Oławy i okolic. Na pogodę narzekają, ale to nie psuje im urlopu.
- Wczoraj graliśmy w karty - mówi kobieta. - A poza tym zwiedzamy. Byliśmy na Helu, widzieliśmy latarnię morską w Rozewiu odwiedziliśmy Fokarium. Byliśmy też w motylarni, ale tam akurat nie było zbyt ciekawie.
- Byliśmy też na wycieczce konnej brzegiem zatoki - dodaje Marek. - Gdyby nie pogoda byłoby naprawdę super.
Podobny sposób na deszczowe dni mają panie Iwona i Irena z Grodziska Wielkopolskiego. We Władysławowie są pierwszy raz. Spotykam je, gdy robią sobie zdjęcia na plaży.
- Dopiero przyjechałyśmy, ale byłyśmy już na Helu i w Trójmieście - opowiada pani Iwona. - Bardzo nam się podoba, pogoda wcale tak bardzo nie przeszkadza.
Pogoda ma wpływ nie tylko na kolor flagi wywieszanej przez ratowników na kąpieliskach. Władysławowo to jeden z największych portów rybackich. Bladym świtem powinien być w nim wielki ruch. Tymczasem o godz. 5 nie ma żywej duszy.
- Sztorm jest to wszystko stoi - słyszę od zaspanego ochroniarza. - Zresztą, duże statki i tak by nie wypłynęły, bo zaczął się sezon ochronny na dorsza. Muszą się przezbroić na śledzie.
Z pogody zadowoleni są za to sklepikarze i właściciele restauracji.
- Nie można się kąpać i opalać, to ludzie szukają rozrywek - opowiada właścicielka straganu z pamiątkami. - Chodzą, robią zakupy, jedzą lody. Ja zawsze więcej zarabiam, jak jest pochmurno.
Rozrywek szuka się też poza Władysławowem. Pociągi jadące w kierunku Trójmiasta są zazwyczaj pełne.
- Z plaży dzisiaj nici, to jedziemy do aquaparku w Gdańsku - mówi jedna z pasażerek. Towarzyszy jej dwójka małych dzieci. - Coś trzeba robić, a w wesołym miasteczku byliśmy wczoraj.
Na prawo, na lewo, w górę i w dół
Wesołe Miasteczko to stały element krajobrazu Władysławowa. Jego najważniejszym elementem jest diabelski młyn, który góruje nad miastem.
W wesołym miasteczku można też przejechać się gokartem, pozderzać elektrycznym samochodem czy postrzelać na strzelnicy.
- Teraz ci pokażę, jak to się robi - mówi ojciec do syna. Trafia w tarczę, ale do "dziesiątki" sporo brakuje. - To jest specjalnie skrzywione, żeby ludzie nie trafiali. Choć, idziemy stąd.
- Postrzelił panią ktoś kiedyś? - pytam młodej dziewczyny, pracującej na strzelnicy. Stoi niebezpiecznie blisko tarczy.
- Na szczęście nie - śmieje się. - Ale jak ktoś jest bardzo pijany, to nie pozwalamy mu strzelać.
Jest też zamek strachów, ale on nie zbiera pozytywnych ocen. W środku jest trochę pajęczyn, kościotrupów i czerwony napis "wampiry", wymalowany na białym prześcieradle. Jedyny ruchomy element to wstająca z trumny kukła potwora.
- Lipa - komentuje nastoletnia dziewczyna, wychodząc z wagonika.
Chętnych na korzystanie z atrakcji lunaparku jest jednak niewielu. Na karuzelach zajęte są pojedyncze miejsca.
- W weekend, jak będzie pogoda, to przyjdą tłumy, zobaczy pan - mówi jedna z pracownic parku rozrywki. - Od piątku do niedzieli, jak jest dobra pogoda, to do kas stoją kolejki. Zresztą, w całym Władysławowie nie ma wtedy gdzie szpilki wcisnąć.
Tłok
Władysławowo, godz. 14. Chwilowo nie pada. Usiłuję znaleźć miejsce, w którym mógłbym zjeść obiad. Wolny stolik udaje się "upolować" po dwóch godzinach.
Przez miasteczko, w którym na codzień mieszka ok. 10 tys. osób, przewijają się nieprzebrane tłumy turystów.
Przed zejściem na plażę tworzy się kolejka. Na wąskim chodniku, obok dworca kolejowego, powstaje korek. Jakby tego było mało, ktoś usiłuje przejechać tamtędy rowerem.
- No żeby się tak trzeba było przepychać? - denerwuje się turysta, który utknął w pieszym korku. - Wyp**ć te stragany z badziewiem i poszerzyć chodniki! - postuluje. Po stojącym na chodniku tłumku rozchodzi się pomruk aprobaty.
Stolica kiczu
"Stragany z badziewiem", których likwidację dla celów komunikacyjnych postulował wściekły turysta, to nieodłączny element nadmorskiego krajobrazu.
We "Władku" też są. We mgle złożonej z dymu z przypalonych zapiekanek z pieczarkami, kebabów i gofrów, działają jak punkty orientacyjne. Nadają sygnały świetlne (jest na nich mnóstwo błyszczących rzeczy) i dźwiękowe (śmiejące się maskotki i muzyka).
Można na nich kupić np. plastikowe kółko z rączką i świecącymi (a jakże!) koralikami. Cena? - 20 złotych. Są też białe skarpetki z nosaczem sundajskim i żartobliwymi napisami, jak np. "zmień skarpety, bo urywa nochala!".
- Wszędzie nad morzem tak jest - mówi Wioletta, kiedy pytam o straganowy krajobraz Władysławowa. - Tu i tak nie jest źle, bo Władysławowo jest duże i trochę się to wszystko rozkłada. W małych miejscowościach, gdzie jest tylko jedna ulica, to faktycznie mamy natłok tego całego kiczu.
- Są ulice gdzie nie ma ani jednego straganu - mówi Marek. - My na przykład omijamy to zatłoczone centrum.
Najgorzej jest w centrum, nieopodal dworca kolejowego i urzędu miasta. Wzdłuż głównej ulicy stoją namioty handlowe, oferujące "wszystko - 50 proc.", ubrania znanych producentów czy zabawki. Jest też namiot z książkami, ale tam akurat tłumów nie stwierdzono.
Przy namiotach, skumulowane w "stada", stoją też automaty do gier zręcznościowych.
- Nie masz pieniędzy? Nie graj! - Krzyczy wyjątkowo nachalnie jedna z maszyn, gdy przechodzę obok. Ten tekst słyszę zawsze, gdy jestem nad morzem. Skąd te automaty tyle o mnie wiedzą?
- Te działki, na których stoją namioty, mają prywatnych właścicieli - opowiada Bartek. Na co dzień mieszka w Karwi, ale często przyjeżdża do Władysławowa. - Słyszałem, że miasto chciało je kupić i postawić tu bloki, ale nie może się dogadać co do ceny. A tu by się coś dla ludzi przydało, park jakiś na przykład. Bo te namioty wyglądają okropnie.
Dwa Władki
Zawalone straganami i tandetnymi namiotami centrum "Władka" to jednak niejedyne oblicze kurortu.
- Władysławowo ma dwa centra - informuje mnie Bartek i pokazuje mapę w telefonie. - Tu jest takie centrum administracyjne. Jest urząd, dworzec, tam dalej zejście do portu. Ale tam dalej, przy zejściu do plaży, jest takie centrum turystyczne. Tam są imprezy i najdroższe hotele.
Idę położoną najbliżej morza ulicą Hryniewieckiego. Faktycznie, hotele w tej części miasta wyglądają porządniej. Samochody, które przed nimi parkują, też.
Porządniej wygląda też ulica Morska. Brukowany deptak jest czysty i schludny, choć jak każde miejsce we "Władku", zatłoczony.
Zmniejsza się częstotliwość sygnałów świetlnych i dźwiękowych, za to coraz intensywniej czuć spaleniznę i zapach rzeczy smażonych w głębokim oleju. Ta część Władysławowa jest wypchana lokalami gastronomicznymi.
Dalej jest ulica Sportowa. Tutaj wieczorem otwierają się dyskoteki. Po jednej stronie ulicy stoją budki z jedzeniem. Motyw przewodni - kebab i zapiekanki. Przed budkami stoją rzędy ławek i krzeseł, poustawiane jak w kinie. Do południa są puste, ale wieczorem, kiedy "Władek" nieco zmieni swoje oblicze, znajdą swoich amatorów.
Władek by night
Wieczorem "Władek", kojarzony raczej z rodzinnymi wczasami niż z imprezownią, zrzuca kolorowy sweter w misie, wkłada wysokie szpilki i stawia włosy na żel. Zaczyna się impreza.
Przygotowania do imprezy trwają od godz. 18. Zawinięci w kurtki i kaptury imprezowicze siedzą na plaży i sączą wino albo piwo.
Na plaży spotykam Patryka, Igę, Kubę, Anię i Kasię. Poza Patrykiem wszyscy przyjechali z Warszawy. Patryk jest z Gdańska. Oni też rozgrzewają się przed imprezą.
- Niedawno przyjechaliśmy, więc jeszcze nie wiemy, gdzie pójdziemy - mówi Ania. - Ale na pewno będzie karaoke.
Karaoke zaczyna się godzinę później. Chętnych do śpiewania jest niewielu. Mają dużą konkurencję, bo niedaleko baru z karaoke stoi gitarzysta, który śpiewa przeboje Claptona. Gra i śpiewa całkiem nieźle, choć słowa zdarza mu się pomylić i niektóre zwrotki prawdopodobnie wymyśla.
Dużą popularnością cieszą się za to lokale, które za dnia były pizzeriami, a w nocy stają się dyskotekami. Na parkiecie bawią się ludzie w różnym wieku.
Jest trochę młodzieży, kilku emerytów.
- Dlaczego "Władek"? Zobacz jak się ludzie bawią - mówi Monika, którą spotykam przed dyskoteką. Pokazuje palcem tłumek, który tańczy w rytm przeboju zespołu Weekend. - O ten klimat chodzi. Klimat polskiego morza, bez nadęcia i pozerstwa. Taki, jaki pamiętamy z dzieciństwa, kiedy można było się beztrosko bawić i nikogo przy tym nie udawać.
W kilku lokalach słychać muzykę na żywo. Tu też najczęściej można usłyszeć covery Zenona Martyniuka, chociaż przez teksty o "oczach zielonych" przebija się też ktoś próbujący śpiewać "Wehikuł Czasu" Dżemu. I choć akurat ta piosenka mogłaby robić za pewną metaforę "Władka", nie jest to zbyt dobre wykonanie.
Niestety, pan od Claptona już sobie poszedł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl