Kolega został twoim szefem? Co to, to nie!
Koledzy z pracy zaprosili Rafała do pubu, aby opić jego awans
23.11.2012 | aktual.: 23.11.2012 13:27
Z kolei 15 proc. ankietowanych przyznało, że relacje nie uległy żadnej zmianie, zaś 3 proc. uważa, że na lepsze. Natomiast 6 proc. nie miało podobnych doświadczeń i nie mają zdania na ten temat.
W głosowaniu wzięło udział 13785 internautów.
Awansowałeś? Kumple ci nie darują
Koledzy z pracy zaprosili Rafała do pubu, aby opić jego awans. Dał się namówić. Ten błąd kosztował go niemalże utratę pracy.
Choć w dziale IT był najmłodszym pracownikiem, wszyscy go bardzo lubili. Może dlatego, że w mig ogarniał coraz to nowe projekty i technologie, a mimo to nie zadzierał nosa. Opinia „informatycznego kozaka” – jak go w firmie nazywano – zagwarantowała mu szacunek krytycznych aż do bólu kolegów. Z coraz większym uznaniem na jego talenty i umiejętności patrzyli też ludzie z zarządu. Nic dziwnego, że kiedy kierownik Rafała złożył wypowiedzenie, właśnie jemu sam pan prezes zaproponował to stanowisko. Ten zaś, będąc pewny życzliwości i wsparcia kolegów, przyjął awans bez chwili wahania.
Miłe złego początki
Pierwszy dzień, a tym bardziej wieczór utwierdził Rafała w przekonaniu, że na kumpli zawsze może liczyć. Zaprosili go do pubu, aby opić jego sukces. Zaś po kilku kolejkach zaprowadzili do… agencji towarzyskiej. Najpierw się wzbraniał. Duża dawka alkoholu przezwyciężyła jednak opór. Ufundowana przez kolegów „usługa” przypadła mu do gustu. Myślał nawet o „powtórce z rozrywki”, bo naprawdę było bardzo, bardzo miło. Ale już nazajutrz zaczęły Rafała spotykać przykre niespodzianki.
- Jeden z dżentelmenów demonstracyjnie naprawiał swój prywatny komputer, choć miał jechać do klienta na spotkanie w sprawie jakiegoś wdrożenia. Inny ze służbowego telefonu wydzwaniał do znajomych za granicę. Jeszcze inny spóźnił się do pracy jakieś trzy godziny i wyzwał mnie od najgorszych, kiedy spytałem o powód – wspomina Rafał. W następnych dniach takie przypadki powtarzały się z jeszcze większą częstotliwością. A na jego prośby i groźby dawni, a raczej niedawni współpracownicy odpowiadali śmiechem. Doprowadzony do ostateczności, wręczył wszystkim upomnienia na piśmie. Rozpętał tym prawdziwą burzę.
- Moi byli koledzy powiedzieli, że zrobią wszystko, żeby mnie zniszczyć – i dotrzymali słowa – opowiada Rafał. – Zdjęcia z feralnego wieczoru wypłynęły na jakimś forum społecznościowym. Na jednej fotce wlewałem w siebie szklankę whisky, na drugiej obściskiwałem cytatą blond piękność. Najgorzej, że uchwycili też moment, jak wchodzę do wiadomego przybytku. Aha, był jeszcze komentarz „Od pracoholika do seksoholika – czyli jak Rafałowi K. awans uderzył do głowy” – i inne dużo mniej wybredne wpisy. Kompromitujące materiały trafiły do prezesa, który natychmiast wezwał Rafała na dywanik. Pewnie spotkanie skończyłoby się jego degradacją, jeśli nie zwolnieniem z pracy, ale oto zdarzył się cud. Do gabinetu wszedł zupełnie przypadkiem jeden z dyrektorów firmy, który zaręczył za „skruszonego winowajcę” i poprosił, by dać mu jeszcze jedną szansę. Prezes początkowo nie chciał o tym nawet słyszeć, po jakimś kwadransie dał się jednak ubłagać.
Między poufałością a dystansem
Rafał nie mógł wyciągnąć konsekwencji wobec sprawców tej prowokacji, ponieważ nie był w stanie niczego im udowodnić (działali po płaszczykiem anonimowości). Ale ta przykra sytuacja miała jedną dobrą stronę. Tę mianowicie, że mógł bez żadnych tłumaczeń zmienić relację koleżeńską, czyli równoważną, na relację podległości: szef – podwładny. Tymczasem dopiero co awansowane osoby zwykle stopniowo określają nowe reguły, standardy, granice. Balansują między zbytnią poufałością i pobłażaniem a lodowatym dystansem, przez co jeszcze długo nie są skuteczni jako menedżerowie.
- Szef z wewnętrznego awansu musi być stanowczy – twierdzi Piotr Sójka, trener rozwoju zawodowego i coach. – Dawni kompani od firmowych plotek czy piwka powinni wiedzieć, co pozostanie po staremu, a co we wzajemnych stosunkach się zmieni. Przed objęciem nowej funkcji najlepiej otwarcie poinformować kolegów, że nie będziemy łączyć spraw służbowych z życiem towarzyskim. Na ogół ludzie przyjmują to ze zrozumieniem.
Również psycholog biznesu Jacek Markowski uważa, że podwładni z reguły zachowują się poprawnie, wypełniają polecenia, są zdyscyplinowani. Co nie znaczy, że na papierosie czy przy automacie do kawy nie szepczą, że ich dawny druh lub najfajniejsza psiapsiuła z open space’u zaprzedała się korporacji i nosi głowę wysoko.
- Sukces zawodowy często jest opłacany samotnością – ostrzega Matkowski. – Władza to gra dla ludzi z charakterem. Kto uzależniony jest do ludzkiej życzliwości, aprobaty, popularności, nie powinien pchać się na stanowiska.
Zarządzanie uczuciami
Musiało dużo wody upłynąć, zanim prezes znów uwierzył w Rafała. Dziś już nie ma wątpliwości, że jego kierownik IT to odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. Dał się również przekonać, że tenże kierownik padł ofiarą podłej prowokacji z alkoholem i seksem w tle. Nie dość tego, cicho przyznaje, że sam przyczynił się w pewnej mierze do tej sytuacji. - Do awansu muszą być przygotowane obie strony: nowy menedżer i jego dotychczasowi współpracownicy – tłumaczy prezes. – Świeżo upieczony kierownik musi czuć wsparcie innych szefów, całego zarządu, działu HR, a i coach takiemu człowiekowi z pewnością się przyda.
Ale i Rafał ma sobie coś do zarzucenia. Nie tylko łatwowierność, ale i to, że nie brał pod uwagę uczuć swoich dawnych kompanów.
- Mogłem się domyślić, że kolegów będzie zżerać frustracja – mówi. – W końcu gdy młokos pnie się w górę, starzy wyjadacze korporacyjnego dżemu zawsze są w szoku. Uważają, że są od niego lepsi i bardziej zasłużyli na takie wyróżnienie. Może gdybym tak entuzjastycznie nie obnosił się ze swym awansem, nigdy nie zrobiliby mi takiego świństwa?
mk/MA