Koniec OFE. Średnio po 10 tys. zł dostaniemy na konto. Minus podatek
- 100 proc. z OFE przekazujemy na prywatne konta uczestników. Będą to konta prywatne, dziedziczone - powiedział premier Morawiecki. Tym samym likwidacja OFE staje się faktem. Pieniądze dostaniemy na konto. Trzeba będzie "tylko" zapłacić podatek, jeśli nie zdecydujemy się ich przekazać do ZUS.
15.04.2019 | aktual.: 15.04.2019 16:10
- Chcemy odbudować zaufanie Polaków. Dziś przekazujemy te środki społeczeństwu, przekazujemy je ludziom. Tusk powiedział: to nie są wasze pieniądze. Kiedy więc mówię o przekazaniu tych pieniędzy, to de facto jest to sprywatyzowanie ich - powiedział w poniedziałek na konferencji premier Mateusz Morawiecki. - To prywatyzacja sprawiedliwa. Nasi poprzednicy uderzyli w Polaków zmianami w OFE, ze względu na sytuację finansów. My naprawiliśmy finanse, więc możemy to zrobić. Polacy będą mieli wybór, czy środki pójdą na IKE, czy wybiorą ZUS. Domyślnie zakładamy, że Polacy mogą chcieć zostawić je na swoich indywidualnych kontach.
Jeszcze niedawno premier Morawiecki zapowiadał powtórzenie manewru z przejęciem części pieniędzy OFE przez państwo. 25 proc. aktywów OFE, które ulokowane są w zagranicznych akcjach i obligacjach o wartości 23,4 mld zł (1,5 tys. na osobę), miało trafić do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Najwyraźniej jednak do tego nie dojdzie.
Okazuje się, że w planach rządu jest jednak co innego. Dostaniemy całość, a nie tylko część zgromadzonych środków w OFE na utworzone dla każdego Indywidualne Konta Emerytalne. Ci, którzy cieszyli się już, że będą mogli sobie zabrać te średnio 10 tys. zł, muszą się jednak pogodzić z pewną stratą.
Zobacz też: Likwidacja OFE. "Oszczędności pokolenia, zniszczone przez polityków" Wydanie: 5 kwietnia 2019
Tą będzie podatek. Środki przekazywane na OFE były odliczane od dochodu do opodatkowania, więc przy ich planowanym "uwolnieniu" państwo ma zamiar ten podatek ściągnąć. Nie będzie to na szczęście ani 18 proc., ani tym bardziej 32 proc., ale ryczałt 15-procentowy.
Dwa razy po średnio 750 zł
- Zależy nam, żeby emerytury były wyższe – mówiła na konferencji minister Elżbieta Rafalska. Jak powiedziała, system w OFE decyzjami poprzedników został zdewastowany, a III filar z różnych powodów nie został zrealizowany. - Proponujemy odwrotną drogę niż ta, która została zaproponowana przez poprzedników. Będziemy mieli wybór, czy 100 proc. środków trafi do ZUS, czy na indywidualnych kontach. To będzie nasza decyzja – mówiła minister.
Jeśli zdecydujemy się na przeniesienie środków na indywidualne konto emerytalne (IKE), to będziemy musieli wpłacić podatek - nazwany "opłatą przekształceniową” - w dwóch ratach: 7,5 proc. wartości w 2020 i drugie 7,5 proc. w 2021, które zostaną przekazane na FUS.
Średnio każdy członek OFE ma 10,1 tys. zł w aktywach funduszy (dane na koniec marca). Oznacza to, że każda rata podatku od przenoszonych na IKE OFE wyniósłby około 750 zł.
Niedogodnością będzie, że wypłacić zgromadzone na IKE środki będzie można dopiero po przejściu na emeryturę. Wtedy już nie zapłacimy podatku od ich wypłaty.
Rząd proponuje też dać możliwość przeniesienia OFE do ZUS, ale tylko w przypadku złożenia stosownej deklaracji (czyli - nie "domyślnie”). Jeśli ktoś sobie zażyczy, to środki zostaną zapisane na podstawowym koncie emerytalnym w FUS w pierwszym filarze. I nie będzie podatku. Ten pojawi się dopiero na emeryturze przy wypłacie środków.
Koniec historii OFE
Ta operacja zakończy przekazywanie środków do OFE z naszych składek emerytalnych i ostatecznie sam program. Ustawa ma być przekazana do konsultacji społecznych w maju. W lipcu planuje się jej przyjęcie przez rząd. Już we wrześniu/październiku miałaby być przyjęta przez parlament i wejdzie w życie od stycznia przyszłego roku.
OFE przekształcone zostaną w otwarte fundusze inwestycyjne, a Powszechne Towarzystwa Emerytalne w Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych. Fundusze będą "otwarte” co oznacza, że posiadane jednostki można będzie umarzać i zamienić na twarde pieniądze, a potem samemu inwestować, lub włożyć na lokatę.
Normalnie wygląda to tak, że zgłaszamy towarzystwu chęć umorzenia, a ten spienięża aktywa i nam przekazuje odpowiednią kwotę po odliczeniu podatku od zysków kapitałowych (19 proc.). W tym przypadku z tego podatku mamy być zwolnieni.
Byłe OFE będą miały stopniowo zmniejszane limity inwestycji w akcje - o 2,5 pkt. proc. rocznie. To wszystko, żeby nie doprowadzić do nagłej wyprzedaży na giełdzie. Gdyby do obrotu trafiły nagle akcje warte 137 mld zł, to mielibyśmy giełdowy Armagedon.
Swoją drogą rząd w przesłanych materiałach nie zauważa, że taki scenariusz i tak uprawdopodabnia sama możliwość umarzania jednostek OFI, które powstaną na gruzach OFE. Część członków funduszy będzie chciała z pewnością szybko zamienić ryzykowne fundusze na bezpieczne obligacje, czy lokaty. A to oznacza wyprzedaż akcji.
Historia końca
"Oranie” programu OFE zaczęło się jedenaście lat temu. W 2008 roku Sąd Najwyższy dał podstawy prawne. Mianowicie stwierdził, że pieniądze w OFE nie są prywatne, ale publiczne. Potem w listopadzie 2015 roku Trybunał Konstytucyjny to jeszcze potwierdził.
Te wyroki "przyklepały” tzw. reformę systemu emerytalnego, która sprowadziła się do zabrania z OFE 153 mld zł w 2014 roku przez rząd PO-PSL. Pieniądze zostały przelane do ZUS na "indywidualne konta”.
Państwo dzięki tej operacji umorzyło sobie zadłużenie na 134 mld zł. Różnica 19 mld zł (między 153 mld zł a 134 mln zł) to m.in. obligacje drogowe, które nie wchodziły w skład długu publicznego, więc ich przejęcie przez państwo go nie obniżyło.
Ta operacja pozwoliła rządowi uniknąć wpadnięcia w konstytucyjne limity zadłużania, uspokoić rynek walutowy, który spekulował na te limity i zadowolić międzynarodowy kapitał. Można było się dalej zadłużać. Co dla rządu, który w latach 2009-2010 miał łącznie 200 mld zł deficytu było najwyraźniej koniecznością.
Do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych trafiła wtedy część obligacyjna OFE. Stanowiło to ponad połowę zebranego przez Polaków majątku. Obecnie też groziło nam zabranie części obligacyjnej - przynajmniej tak głosił premier. Ale najwyraźniej rząd z tego zrezygnował. Fakt zabrania pieniędzy z pewnością popularny by nie był, a w tym roku mamy przecież podwójne wybory.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl