Koniec pikiet resortów, otwarto miasteczko namiotowe przed Sejmem

11.09. Warszawa (PAP) - 23 tys. osób według organizatorów, a 19 tys. według służb porządkowych liczyły w sumie środowe demonstracje przed ministerstwami. Pikiety zakończyły się...

11.09.2013 | aktual.: 11.09.2013 17:08

11.09. Warszawa (PAP) - 23 tys. osób według organizatorów, a 19 tys. według służb porządkowych liczyły w sumie środowe demonstracje przed ministerstwami. Pikiety zakończyły się złożeniem w resortach petycji z postulatami poszczególnych branż, po czym związkowcy przemaszerowali przed Sejm.

Do soboty będzie tam obecne miasteczko namiotowe związkowców. W czasie pikiet policja nie odnotowała żadnych incydentów.

"Przyjechało więcej ludzi, niż się spodziewaliśmy" - powiedział szef OPZZ Jan Guz.

Najwięcej osób zgromadziły: manifestacja przed resortami transportu (ok. 6 tys.), gospodarki (ok. 4 tys.), zdrowia (ok. 3 tys.) i Skarbu Państwa (ok. 2,5 tys.).

W związku z pikietami i marszami policja przed południem i po południu wyłączała z ruchu ulice, gdzie trwały zgromadzenia. Po godz. 15 nieprzejezdne były już tylko okolice ul. Wiejskiej. Pozostałe ulice, w tym jedne z najważniejszych arterii komunikacyjnych stolicy: Al. Jerozolimskie, Al. Ujazdowskie i ul. Chałubińskiego, były już przejezdne.

"Były utrudnienia w ruchu, ale nie nazwałbym ich paraliżem miasta" - powiedział po godz. 15 PAP rzecznik komendanta stołecznego policji st. asp. Mariusz Mrozek. Dodał, że policjanci przywracali ruch na kolejnych drogach w miarę postępów demonstracji, a manifestanci sprawnie i szybko przemieszczali się po mieście.

Mrozek poinformował też, że niektóre autokary z demonstrantami odjechały już ze stolicy.

W poszczególnych resortach pikietujący przedstawili swoje postulaty. Wygłoszono je zarówno przez megafony, jak i przedstawiono na piśmie, w złożonych petycjach. Wiceprzewodniczący OPZZ Andrzej Radzikowski powiedział PAP, że w większości są to znane postulaty, wielokrotnie artykułowane przez związki. "Tu zbieramy je jednak w dokumenty na piśmie, po to, żeby pan premier wiedział, po co przyjeżdżamy do Warszawy" - powiedział Radzikowski.

Związkowcy, którzy składali petycje w poszczególnych ministerstwach, ubolewali, że nie przyjmowali ich szefowie resortów.

W resorcie gospodarki, przed którym protestowali m.in. górnicy przedstawicieli protestujących, przyjął dyrektor gabinetu ministra Janusza Piechocińskiego. Według związkowców, mówił o ewentualnym spotkaniu w tym tygodniu. Demonstranci skandowali "hańba"; uznali, że "to brak czasu dla ludzi pracy".

"Po raz kolejny na oczach was wszystkich, na oczach społeczeństwa polskiego pan minister nie znalazł czasu dla nas wszystkich. Nie ma dzisiaj czasu dla robotnika, nie ma dzisiaj czasu dla ludzi pracy, nie ma dzisiaj czasu dla ludzi, dla których Polska jest najważniejsza" - mówili związkowcy.

"To my jesteśmy władzą w tym kraju, nie oni. Zapamiętajmy to raz na zawsze" - podkreślali.

W petycji skierowanej do resortu gospodarki związkowcy żądają m.in.: opracowania spójnej polityki przemysłowej, wspierania realnej sfery gospodarki, przywrócenia właściwej rangi polskiemu przemysłowi, pobudzania gospodarki, by tworzyły się nowe miejsca pracy. Sprzeciwiają się pakietowi klimatycznemu. Chcą też spójnej polityki energetycznej kraju z uwzględnieniem potencjału polskiego górnictwa.

Petycja została zaniesiona także do Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Demonstranci domagają się w niej m.in. wycofania z kodeksu pracy "antypracowniczych zapisów", ograniczenia "umów śmieciowych", wzrostu płacy minimalnej, wycofania się z podwyższenia wieku emerytalnego.

Związkowcy po złożeniu petycji nie kryli rozczarowania tym, że nie przyjął ich nikt z kierownictwa resortu pracy. "Świadczy to o braku dialogu społecznego" - powiedział szef zgromadzenia Mirosław Nowicki. Według związkowców minister Władysław Kosiniak-Kamysz zapewnił ich wcześniej na piśmie, że przyjmie w środę delegację składającą petycję.

Minister powiedział w środę PAP, że nie spotka się z demonstrującymi. W radiu Tok FM podkreślał rano, że miejscem dialogu jest Komisja Trójstronna, gdzie związkowcy nie chcieli rozmawiać. Zaprosił ich na posiedzenie komisji 20 września.

W petycji do Ministerstwa Zdrowia były żądania m.in. systematycznego zwiększania nakładów publicznych na ochronę zdrowia, zatrzymania prywatyzacji szpitali, poprawy dostępu do świadczeń dla pacjentów, zmniejszenia współpłacenia pacjentów za leki refundowane, utrzymania państwowego ratownictwa medycznego i państwowej inspekcji sanitarnej.

Maszerując przed Sejm, związkowcy służby zdrowia przez kilkanaście minut pikietowali Pałac Prezydencki. Liderzy związkowi przemawiając przed Pałacem, wypominali prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, że podpisał m.in. ustawę o działalności leczniczej, która doprowadziła do prywatyzacji szpitali oraz ustawę wydłużającą wiek emerytalny. "Panie prezydencie, pan nie jest prezydentem wszystkich Polaków, pan jest prezydentem elit" - mówili liderzy związkowi.

Także przed siedzibą resortu transportu związkowcy odczytali swoje postulaty i złożyli je w ministerstwie. Żądają oddłużenia przewozów regionalnych i ustawy o bezpieczeństwie ruchu kolejowego. Chcą również przestrzegania prawa marynarzy i rybaków do wcześniejszych emerytur i ratyfikacji konwencji rybackiej. Sprzeciwiają się obniżce funduszu kolejowego. "Boimy się wracać do domu ze względu na fatalny stan trakcji kolejowej. O tym się nie mówi, pora powiedzieć to głośno" - mówili związkowcy.

Demonstrujący przed ministerstwem transportu mieli ze sobą kukłę z zawieszonym zegarem, symbolizującą ministra Sławomira Nowaka, którą na koniec pikiety spalili. Protestujący wykrzykiwali: "Jest za pięć 12, dajemy ostatnią szansę na zmiany". Związkowcy zorganizowali też akcję zbiórki zegarków dla ministra Nowaka, którego określali mianem "zegarmistrza".

Przed MSW demonstrujący związkowcy ze służb mundurowych protestowali m.in. przeciwko planom obniżenia do 80 proc. ich wynagrodzeń za czas choroby oraz przeciwko zmniejszeniu budżetu służb mundurowych. Manifestujący przed MSW skandowali m.in. "Nie ma zgody". Na początku pikiety odegrano tam na trąbce utwór "Śpij, kolego" dla funkcjonariuszy, którzy zginęli na służbie.

W Ministerstwie Sprawiedliwości związkowcy służby więziennej złożyli petycję, w której protestują przeciw planom obniżenia wynagrodzenia za okres na zwolnieniu lekarskim, poprawy warunków służby, wyższych płac i większych nakładów na remonty. Chcą także zwiększenia etatów strażników więziennych, stosownie do liczby więźniów w zakładach karnych i aresztach.

W ministerstwie skarbu, przed którym demonstrowali m.in. przedstawiciele związków działających w przemyśle oraz PLL LOT i Poczcie Polskiej, petycję odebrał dyrektor Mirosław Kuberski. Związkowcy postulują w niej m.in. lepszej kontroli umów prywatyzacyjnych, aby zabezpieczały interesy pracowników (m.in. zapewniając dalsze zatrudnienie, pakiety socjalne), corocznych negocjacji w sprawie wzrostu wynagrodzeń w roku następnym, uznania pakietów socjalnych za źródło prawa pracy oraz zmiany w zarządzaniu PLL Lot, przemyśle chemicznym (uniknięcie wrogiego przejęcia Grupy Azoty), cukrowniczym, stoczniowym (głównie zapobiegnięcie upadłości Stoczni Gdańsk) i obronnym (konsolidacja). Po wręczeniu petycji związkowcy zaśpiewali Polski hymn i wyruszyli na ul. Wiejską.

"Dużo pracujemy, mało zarabiamy - stajemy się jaskiniowcami" - wykrzykiwał Bogdan Szozda przed ministerstwem. Protestujący zarzucali rządowi "wyprzedawanie majątku Polski" i wykrzykiwali hasło: "Raz lagą, raz kołkiem, Donalda z Komorkiem!". Przed budynkiem wybuchło kilka petard.

Petycji nie złożono tylko w ministerstwie rolnictwa, choć gotowość spotkania z demonstrantami, jako jedyny minister wyraził w środę szef tego resortu Stanisław Kalemba. Protestujący przed ministerstwem rolnictwa domagali się m.in. powołania komisji rolniczego dialogu społecznego, jasnych warunków sprzedaży płodów rolnych, wprowadzenia mechanizmów, które zapewnią stabilizację dochodów rolniczych i wyeliminują z rynku spekulantów.

Manifestujący nieśli liczne transparenty, m.in.: "Obudź się, Polsko", "PO-sprzątaj swoje brudy", "Dość oszczędzania na kosztach pracowniczych najniższych w Europie", "Tak godnej pracy. Nie wyzyskowi", "Donek z Bronkiem to jest zgraja i z Narodu robią jaja, a Palikot im wtóruje i też Naród deprawuje", "Brońmy polskiej ziemi", "Tyle Polski, ile polskiej ziemi w rękach polskiego rolnika", "POlitycy POdliczymy was na wyborach", "Służba więzienna, straż i policja jedna koalicja. Nam zabieracie, sobie dokładacie", "Dość eksperymentów na kolejarzach"; "Rząd do upadłości, a nie spółki kolejowe".

Przed resortami skandowano też hasła m.in. "Złodzieje", "Nie dla dyskryminacji, nie dla poniżania". Gdy część pikietujących dotarła już przed budynek Sejmu spalono tam oponę i kukły, mające przedstawiać m.in. premiera Donalda Tuska, marszałek Sejmu Ewę Kopacz i ministra finansów Jacka Rostowskiego. Jak podał ratusz, przedstawiciele Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, delegowani na manifestacje, kilkakrotnie upomnieli przewodniczących zgromadzeń o zakazie używania materiałów pirotechnicznych.

Przed budynkami pikietowanych ministerstw było głośno i tłoczno, ale spokojnie. Rzecznik komendanta stołecznego policji st. asp. Mariusz Mrozek po południu powiedział PAP, że w związku z manifestacjami policja nie odnotowała incydentów.

Z głośników słychać było muzykę, trąbki bębny, syreny alarmowe, wystrzały petard, piszczałki i okrzyki. Większość manifestantów miała na ubraniach emblematy swoich central związkowych, flagi, związkowe chorągiewki, baloniki.

Protest organizują wspólnie trzy centrale związkowe: Forum Związków Zawodowych, NSZZ "Solidarność" i Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Dołączyło do nich także wiele związków i organizacji niepowiązanych z centralami m.in. Solidarni 2010, Kluby "Gazety Polskiej", Rodzina Radia Maryja, NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność", Partia Zielonych, przedstawiciele NSZZ Pracowników Wojska, Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, Polskiego Związku Działkowców, Zmieleni.pl, Polska Społeczna.

Bezpośrednim powodem protestów jest uchwalenie przez Sejm tzw. elastycznego czasu pracy, czyli wydłużenie okresów rozliczeniowych czasu pracy z czterech do 12 miesięcy. Związki uznały wówczas, że dialog społeczny między rządem, pracodawcami a związkami jest pozorowany, bo postulaty związkowe nie są brane pod uwagę i zawiesiły swój udział w Komisji Trójstronnej. Warunkiem powrotu do dialogu w Komisji Trójstronnej ma być odwołanie ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza (z funkcji przewodniczącego komisji i szefa resortu).(PAP)

js/ ksi/ sier/ brw/ sawi/ pro/ bpi/ kos/ ral/ akw/ ago/ malk/ bk/

Źródło artykułu:PAP
finansepowtórzeniewydarzenia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)