Koronawirus. Usługi schodzą do podziemia. Fizjoterapeuci, kosmetyczki i fryzjerzy działają "po cichu"
Obostrzenia związane z epidemią koronawirusa wprowadzone od kwietnia były ciosem dla małych usługodawców, firm jednoosobowych lub niewielkich salonów. Masażyści, fizjoterapeuci, kosmetyczki i fryzjerzy z dania na dzień musieli zawiesić swoje usługi.
Starają się przetrwać. Nikt nie wie, jak długo da radę, bo i nie wiadomo, jak długo potrwa epidemia. Po 1 kwietnia wielu usługodawców znalazło się w bardzo trudnej sytuacji.
W momencie pojawienia się informacji o pierwszych zachorowaniach na koronawirusa w Europie, polskie zakłady fryzjerskie i kosmetyczne wprowadziły środki ostrożności. Wkrótce jednak rząd zamknął wszystkie takie punkty usługowe - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Wiele z tych mikroform utrzymuje się z bieżącego obrotu, nie posiada bufora finansowego. Dlatego też mimo obostrzeń i zakazów część z usługodawców działa skrycie. Obsługuje tylko zaufanych klientów, wykonuje usługi w oficjalnie zamkniętym salonie albo jedzie do klienta do domu.
Zobacz również: Koronawirus godzi w biznesy. Miliony w zamian za udziały?
- To już nie jest tzw. szara strefa, która i tak w jakimś tam stopniu była zawsze obecna. Teraz znaleźliśmy się już w podziemiu, tzn. ktoś nas tam wcisnął - mówi "Rzeczpospolitej" fryzjer z Trójmiasta.
Z kolei fizjoterapeutka, z którą rozmawiała gazeta, musiała zamknąć firmę. Teraz wykonuje usługi "po cichu". Za wykonaną pracę bierze tylko gotówkę.
Podobnie działają kosmetyczki. Te jednak umawiają się z klientką w domu. Tam też pracują na czarno. Wykonują usługę i przyjmują zapłatę do ręki.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl