Kryzys panoszy się w firmach
Z przerażeniem patrzy w przyszłość 520 pracowników Pioma Industry w Piotrkowie, z których zarząd zapowiedział zwolnienie aż 300 osób. Powód? Kryzys i spowolnienie gospodarcze.
16.01.2009 | aktual.: 16.01.2009 07:53
Z przerażeniem patrzy w przyszłość 520 pracowników Pioma Industry w Piotrkowie, z których zarząd zapowiedział zwolnienie aż 300 osób. Powód? Kryzys i spowolnienie gospodarcze.
Każdy boi się o pracę. _ A ci, którzy, jak ja przepracowali tu wiele lat, wiedzą, że przecież już nigdzie indziej posady nie znajdą _ - mówi Krzysztof Gajewski, ślusarz, który w Piomie przepracował 40 lat.
Stefan Kacperski ma 24 lata przepracowane w FMG Pioma, do fabryki przy ul. Dmowskiego będzie przychodził tylko do końca stycznia. Co dalej?
_ Odchodzimy i koniec _ - odpowiada zrezygnowany. Plany? _ Nie wiem, zwolnienie lekarskie albo coś. Nie wiem. Szukam pracy, ale gdzie znajdę, jak mam 58 lat? _
_ Nie wyobrażam sobie by ten zakład miał upaść _- mówi Czesław Skulski, przewodniczący komisji międzyzakładowej NSZZ "Solidarność" w Piomie. _ Informacje o kryzysie to woda na młyn i pretekst dla właścicieli do zwolnień grupowych. _
Związkowcy przyznają jednocześnie, że obecna sytuacja spółki jest kiepska, bo brakuje zamówień. _ Nie jest jednak aż tak źle, żeby zwalniać 60 proc. załogi _ - podkreśla.
Pioma to nie jedyny zakład, który na własnej skórze odczuwa skutki kryzysu. Kłopoty przeżywają też mniejsze lokalne firmy, na przykład z branży odzieżowej. O zapowiedzi zwolnień grupowych Powiatowy Urząd Pracy w Piotrkowie poinformował właśnie zatrudniający 50 osób piotrkowski "Eden", który stracił głównego odbiorcę i zmuszony jest podziękować za pracę 27 szwaczkom.
W zakładzie pakującym kosmetyki i chemię gospodarczą ColepCCL w Piotrkowie (na terenie parku logistycznego), według relacji pracowników zwolniono niemal setkę spośród wszystkich 150 dotąd zatrudnionych.
_ Dziewczyny mdleją, jak są wzywane na górę, do kierownictwa _- mówi jedna z pracownic. _ Ludzie z marszu dowiadują się, że nie będzie przedłużona umowa, a przecież wiadomo, że tu niewielu ma stałe umowy. Ewentualnie dostają alternatywę, albo wylatują, albo idą na bezpłatny urlop. A za co utrzymać rodzinę? _
Leszek Galewski z głównej siedziby zakładu w Kleszczowie mówi, że liczby podawane przez pracowników są przesadzone. Jak bardzo? Dokładnych liczby nie podaje, choć przyznaje, że była zarówno redukcja zatrudnienia, jak i konieczność wysyłania pracowników na urlopy bezpłatne. Tę jednak sytuację składa nie na karb kryzysu, a na sezonowość w branży.
_ Koniec roku nigdy nie był dla nas najlepszy, nasi klienci zamykają magazyny, ograniczają przyjęcia towarów _ - tłumaczy Leszek Galewski. _ Nie będziemy już jednak redukować zatrudnienia, jeśli okaże się to konieczne, pracownicy z Piotrkowa otrzymają propozycję czasowego przejścia do zakładu głównego w Kleszczowie. _
Niepokojące wieści docierają z siedziby produkującego precyzyjne podzespoły samochodowe Haeringa. Nikt tego głośno nie mówi, ale anonimowo pracownicy twierdzą, że w zakładzie też ruszyły zwolnienia, a wielu pracowników "poproszono" o przeczekanie kryzysu w branży na bezpłatnych urlopach. Nie udało się tego potwierdzić, bo dyrektor piotrkowskiego zakładu, Jacek Gałek, nie podjął rozmowy, mimo że pierwotnie się na nią umówił...
Spowolnienie gospodarcze w Bełchatowie jak dotąd dopadło przede wszystkim firmy budowlane. Do kłopotów nie przyznaje się tylko spółka Binż. Inkom, który pracuje jako podwykonawca m.in. przy budowie trzynastego bloku bełchatowskiej elektrowni, musiał wycofać swych pracowników z placu budowy największego polskiego wieżowca - Sky Tower we Wrocławiu. Jadwiga Tumidajewicz, prokurent firmy, twierdzi, że jak na razie nie posunięto się do zwolnień, ale oszczędniej gospodaruje się premiami.
_ Prawdziwe problemy dopiero przed nami _- mówi Tumidajewicz. _ Otrzymujemy jakieś 25 proc. mniej wstępnych zapytań o wykonawstwo inwestycji. _
Na szalejące wkoło informacje o kryzysie niektórzy pracownicy Inkomu patrzą z przymrużeniem oka. _ Jest okres zimowy, mrozy, tych prac nie ma tyle co zwykle _- mówi Arkadiusz Dudkiewicz.
Kłopoty ma też bełchatowski Fazbud. Już w listopadzie, jak mówi prezes Franciszek Więcławski, pracownicy podpisywali aneksy do umów, z których wynikało, że dają zgodę na obniżenie pensji średnio o 15 proc.
_ Nie wszyscy od razu się zgodzili _ - mówi Więcławski. _ W grudniu mieliśmy rozpocząć dwie budowy, ale inwestorzy się wycofali, pod koniec stycznia miały być dwie kolejne i już wiem, że się nie odbędą. Jeśli nic na rynku nie drgnie, czeka nas upadłość. _
Część pracowników zastanawiała się, czy aneksy do umów w ogóle podpisać.
_ Nie wiem, co by się stało, gdybym nie podpisał _- mówi jeden z pracowników. _ Mam nadzieję, że to naprawdę jest na te kilka miesięcy i później wrócimy do poprzednich zasad. To w końcu jest spora część mojej wypłaty, niedawno wziąłem kredyt. _
70 proc. załogi Fazbudu wykorzystuje właśnie zaległe urlopy. Zaległymi urlopami ratuje się także Tosen, należący do Koreańczyków producent monitorów ciekłokrystalicznych. 20 proc. załogi wysłano też na urlopy bezpłatne. W Tosenie nikt nie jest w stanie stwierdzić, jaka będzie przyszłość firmy. Pod koniec miesiąca do Bełchatowa przyjadą prezesi firmy z Korei.
Pogłoski o zwolnieniach pojawiają się w kilku zakładach w Tomaszowie. Od października w firmie Polytec-Interior (produkcja miękkich elementów wyposażenia samochodów), dawniej znanej pod nazwą Findley, pracę straciło 80 osób.
_ Większość to pracownicy czasowi oraz ci, którzy nabyli uprawnienia emerytalne. Nie mogę wykluczyć kolejnych zwolnień, ale z decyzjami chcemy poczekać do końca pierwszego kwartału, gdy wyjaśni się sytuacja na rynku _- mówi Tadeusz Wojnowski, prezes Polytecu. _ Na szczęście kryzys zastał nas w momencie, gdy uruchamialiśmy nową linię i planowaliśmy zatrudnić 70 osób. Z przyjęć zrezygnowaliśmy. Byliśmy też zmuszeni wypłacać postojowe. _
Pracownicy Polytecu też są zaniepokojeni. _ Kolega, który miał umowę na czas określony, już stracił pracę. Ja jestem zatrudniony na stałe i na razie jestem spokojny _- mówi pan Michał, który w Polytecu pracuje od kilku lat.
Znana nie tylko na krajowym rynku firma Gerlach z Drzewicy (pow. opoczyński), producent wyrobów nożowniczych, też przeżywa trudne chwile. W okresie świetności w firmie zatrudnionych było blisko 5 tys. osób. Dzisiaj załoga liczy ok. 300 osób i jest systematycznie redukowana. Niebawem pracę w Gerlachu stracić może kolejna grupa, zgłoszenie poszło już do urzędu pracy. _ Dokładne liczby nie padły, ale będzie to nie mniej niż 30 osób _ - uważa Jan Kaczorowski, zastępca dyrektora PUP w Opocznie.
Te wieści wywołały w Drzewicy poruszenie. _ Na naszych oczach rozpada się zakład, który był symbolem trwałości _ - mówi mieszkaniec Kazimierz Rozpędowski.
Redukcję zatrudnienia planuje też Optex SA w Opocznie nie widząc innego sposobu na konkurowanie z tanimi tekstyliami importowanymi z Chin. O konkretnych liczbach na razie nie mówi.
A. Tyczyńska, (oby, md, wola, aw, mb)
POLSKA Dziennik Łódzki