Kryzys w MON wymaga nie tylko zaciśnięcia pasa
Zgadzam się w pełni z Panią prof. Jadwigą Staniszkis, która w ubiegłotygodniowym komentarzu na sąsiedniej stronie napisała o kryzysie jako szansie. Nie ulega wątpliwości, że każdy kryzys nie tylko ujawnia zagrożenia, ale także stwarza szanse. Tylko, że te szanse trzeba umieć dostrzec i umieć wykorzystać. Przed takim wyzwaniem stoi dzisiaj szczególnie MON. Czy mu sprosta?
03.02.2009 | aktual.: 03.02.2009 07:29
Kryzys budżetowy w MON wymaga nie tylko przyciągnięcia pasa, ale daje także szansę skorygowania szeregu nieracjonalnych, często wręcz błędnych, założeń i planów wojskowych. Ale aby ta szansa się ziściła, strategia wychodzenia z kryzysu nie może być ani strategią przeczekania, ani strategią rezygnacji i odwrotu. To musi być ucieczka do przodu. Tak jak na wojnie najlepszym sposobem wyjścia spod ognia artyleryjskiego w czasie natarcia jest przyspieszenie ataku, a nie jego zaniechanie lub wycofanie się na pozycje wyjściowe. Co to oznacza w praktyce dla MON?
Otóż myślą przewodnią strategii antykryzysowej powinna być zmiana przyjętego modelu sił zbrojnych przy bezwzględnym zapewnieniu prymatu jakości nad ilością (priorytetem jest jakość, wielkość wojska jest wartością wtórną w stosunku do jego jakości) i kontynuowaniu programu profesjonalizacji. Oznacza to, że w następstwie koniecznych redukcji budżetowych wojsko powinno być mniejsze, niż zakładano przed kryzysem, ale jednocześnie odpowiednio lepsze jakościowo, niż zakładano w programach przedkryzysowych. Ilościowa redukcja musi być po prostu zrekompensowana odpowiednim przyrostem jakości.
Można wskazać na kilka głównych zadań, jakie powinny być podjęte w ramach realizacji takiej strategii. Pierwsze – to zapewnienie stabilnych i wiarygodnych podstaw zmiany strategicznej. W praktyce oznacza to, że nie należy dopuścić do porzucenia idei stałego wskaźnika nakładów obronnych i powrotu do praktyki ustalania budżetu MON tylko w rocznej perspektywie. Wielkość wskaźnika może być oczywiście zmniejszona i być może w związku z kryzysem należałoby zmniejszyć go o owe 10%, czyli do poziomu 1,80% PKB. Ale konieczne jest, aby to był wskaźnik w miarę trwały, rzadko zmieniany. Tylko wtedy bowiem można strategicznie planować utrzymanie i rozwój potencjału obronnego w długiej perspektywie, co jest warunkiem racjonalnego wykorzystania, czyli nie marnotrawienia, nakładów obronnych. Jednocześnie konieczna jest zmiana wewnętrznej struktury budżetu MON tak, aby zwiększyć w nim procentowy udział nakładów na rozwój wojska, w tym zwłaszcza na modernizacje techniczną do 1/4-1/3 całego budżetu. Nieodpowiedzialnie bowiem
zostały one obniżone do najniższego dopuszczalnego prawem poziomu 20%, kiedy to nawet niewielkie zakłócenie w jego realizacji prowadzi do faktycznego łamania postanowień ustawowych. Jednocześnie z tym w strategii modernizacyjnej należy bezwzględnie kierować się zasadą „przeskoku generacyjnego”.
Jednym z najważniejszych założeń strategii „ucieczki do przodu” powinien być program konsolidacji organizacyjnej sił zbrojnych. Wojsko nie może być tak jak dzisiaj rozproszone w ogromnej liczbie jednostek organizacyjnych. Trzeba je łączyć w bardziej nasycone ludźmi i sprzętem formacje. Są one bardziej wydajne szkoleniowo i operacyjnie (a więc lepsze jakościowo) i proporcjonalnie mniej kosztowne w przeliczeniu na jednego żołnierza. Podobnie potrzebne jest przejście od dotychczasowego garnizonowego rozmieszczenia wojska do koncepcji bazowej, czyli rozmieszczania go w bazach w okolicach poligonów i innych dogodnych miejsc ćwiczeń.
Zrezygnować należy także z kosztownej idei przenoszenia dowództw centralnych z miasta do miasta. To nie tylko generuje zbędne koszty. To jest zamiar szkodliwy z punktu widzenia racjonalności systemu kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi. Tendencją światową jest zmierzanie do tworzenia dowództw połączonych, zintegrowanych. Należy jak najszybciej połączyć dowództwa rodzajów sił zbrojnych (wojsk lądowych, sił powietrznych, marynarki wojennej i wojsk specjalnych) w jedno połączone Dowództwo Bazowe Sił Zbrojnych, a nie rozrzucać je po całej Polsce. Należy także zrezygnować z niefortunnego zamiaru powołania jeszcze jednego centralnego organu dowodzenia w postaci szefa obrony. To nie tylko pomysł przestarzały, ale generujący dodatkowe, zupełnie zbyteczne koszty.
Powstrzymać należy też irracjonalny pomysł tworzenia dwóch dodatkowych akademii wojskowych. W szkolnictwie potrzebna jest konsolidacja, a nie dalsze atomizacja, co z pewnością może zapewnić bardziej ekonomiczne wykorzystanie nakładów budżetowych na szkolnictwo wojskowe.
W sumie obecny kryzys budżetowy w MON, dając szansę na skorygowanie jakościowych standardów wojska, wymusza jednak konieczność zmniejszenia jego wielkości. Lepiej taką decyzję podjąć teraz, niż czekać aż za jakiś czas będziemy musieli podejmować ją ad hoc już pod bezwzględnym przymusem sytuacji, generując po drodze zbędne koszty częściowej realizacji nierealnych planów. Biorąc pod uwagę ujawnioną skalę kryzysu można zakładać, że planowana przedkryzysowo wielkość wojska musi być zmniejszona co najmniej o owe 10%. Co najmniej – jako że w praktyce powinna być zmniejszona w większym stopniu, aby wygospodarować środki na rozwój jakościowy. Oznacza to zdecydowanie się na model „80-100-120”: 80 tys. armia zawodowa w czasie pokoju; 100 tys. etat kryzysowy (czyli – 20 tys. Narodowych Sił Rezerwy) i 120 tys. etat wojenny. Oczywiście równolegle ze zmniejszeniem stanów osobowych w proporcjonalnie jeszcze większym stopniu należy zredukować pozaosobowe zasoby wojska (garnizony, infrastrukturę, sprzęt, uzbrojenie i inne
składniki majątkowe), z jednoczesną ich komasacją i konsolidacją organizacyjną.
Podsumowując – w wychodzeniu z kryzysu należy oszczędności szukać w parametrach ilościowych wojska, nigdy w jego jakości.
Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski