Legia Cudzoziemska to po prostu wojsko...
Służba w tej formacji obrosła wieloma mitami. Jaka jest jednak naprawdę? Opowiedział nam o tym Rafał Pluta z Gostynia (woj. wielkopolskie), który służył w Legii Cudzoziemskiej.
22.03.2007 | aktual.: 22.03.2007 17:07
Służba w tej formacji obrosła wieloma mitami. Jaka jest jednak naprawdę? Opowiedział nam o tym Rafał Pluta z Gostynia (woj. wielkopolskie), który służył w Legii Cudzoziemskiej.
O tym, by wyjechać do Legii myślałem od dawna, najpierw jednak odsłużyłem wojsko w Polsce. Na wyjazd do Francji zdecydowałem się w październiku 2003 r. Zgłosiłem się do punktu werbunkowego w Strasbourgu.
Łatwe początki
Jak wszyscy kandydaci spędziłem tam najpierw kilka godzin sam w pokoju. W tym czasie Francuzi sprawdzali mnie w Interpolu i polskiej policji. To już nie te czasy, gdy do Legii trafiali kryminaliści, uciekający przed prawem. Teraz osoby karane nie mają tam wstępu.
W Strasbourgu przeszedłem badania lekarskie i po kilku dniach zawieziono mnie do bazy w Aubagne, gdzie czekały mnie testy psychologiczne, które uważane są za najważniejsze. Mięśnie i kondycję można wyrobić, ale jak masz nie po kolei w głowie, to tego naprawić się nie da. Przez cały dzień zadawanych jest tyle pytań, że trzeba mówić prawdę. Jak złapią cię na drobnej choćby nieścisłości, wylatujesz za bramę. Kto zostanie, przechodzi przez pierwsze sprawdziany fizyczne: pompki, trochę brzuszków, podciągnięć na drążku i bieg na trzy kilometry. Musisz się zmieścić w 12 minut.
Wygląda to dość lekko, ale wstępną selekcję przechodzi co 10-ty chętny.
Ciężkie szkolenia i wojna
Ci, którym się uda, trafiają na cztery miesiąca do bazy szkoleniowej w Castelnaudary. Pierwszy to tzw. farma – położony na odludziu, często w górach – poligon. Tam dostajesz niemożliwy wycisk od rana do nocy, słowem – poznajesz co to Legia. Kto wytrzyma, bierze udział w słynnym marszu białego kepi. W plecaku masz ok. 30-tu kg, do tego hełm i karabin. Musisz z tym przejść po górach jakieś 100 km. Masz na to dwie doby.
Jak dasz radę, wracasz do Castelnaudary, składasz przysięgę i zaliczasz kolejne trzy miesiące szkółki. Na koniec przełożeni decydują do jakiego regimentu trafisz. Marzyłem, o tym się dostać do jednostki powietrzno-desantowej na Korsykę. I udało się! Regularnie na szkolenia wysyłano nas do Afryki. Z reguły na kilka dni do tygodnia. Ale były też długie wyjazdy, zwłaszcza jeden w Gabonie, byłem tam przez cztery miesiące. Koszmar – w słońcu temperatura często dochodziła do 60 st. C.
W prawdziwej akcji brałem udział raz. Dwa lata temu doszło do wojny domowej na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Rebelianci w stolicy kraju napadli i wymordowali niewielki francuski oddział stacjonujący na tamtejszym lotnisku. Mieliśmy je odbić. Odbyło się bez jednego wystrzału. Gdy tylko wylądowaliśmy, murzyni uciekli. Zostawili po sobie rozkładające się zwłoki. Nawet do głowy im nie przyszło żeby kogokolwiek pochować! Gdyby zsumować czas spędzony w Afryce, wyszłoby ok. roku.
Masz dobrą kondycję? Wytrzymasz!
Po dwóch latach i trzech miesiącach służby otrzymałem nominację na kaprala. Wielu wie, że tam zmienia się nazwisko. Lecz już po roku legionista może złożyć wniosek o przywrócenie prawdziwego i tak zrobiłem. Po pięciu latach służby można mieszkać poza koszarami. Wolno też ściągnąć rodzinę, co zamierzałem zrobić.
Z Legią wiązałem przyszłość. Chciałem odejść dopiero na emeryturę, ale zrezygnowałem. Dlatego, że byłem... za dobry. Miałem nienaganny przebieg służby, żadnych spóźnień w powrocie z przepustki, burd, przewinień. I uznano, że nadaję się na szkoleniowca. Nie miałem zamiaru znowu wracać na farmę. Po pierwsze trzeba mieć specyficzny charakter, by szkolić młodych, a ja go nie mam. Po drugie – siedzisz na odludziu i jesteś odcięty od rodziny. Ostatni argument to finanse. Zwykły legionista zarabia 1100 euro. Na Korsyce otrzymywałem dodatek, w sumie na rękę wychodziło 1700 euro. Gdy wysyłano nas do Afryki, dostawałem 3400 euro. A kapral zarabia zaledwie 30 euro więcej niż szeregowy. Pewnie teraz byłbym sierżantem i zarabiał więcej, ale i tak mniej niż na Korsyce. A to na tej wyspie chciałbym żyć z żoną. Więc mimo iż po pierwszym trzyletnim kontrakcie, podpisałem nowy pięcioletni, w końcu zrezygnowałem...
Wysłuchał: Damian Szymczak