Lekarze nie odpuszczą
Lekarze powtarzają, że podwyżek nie odpuszczą. Od 1 stycznia wchodzą nowe przepisy o czasie pracy lekarzy. Będą mogli pracować nie więcej niż 48 godzin tygodniowo, a nie jak dotychczas 60-90 godzin. Lekarze chcą pracować więcej, ale za większe pieniądze.
28.12.2007 | aktual.: 28.12.2007 13:20
*Lekarze powtarzają, że podwyżek nie odpuszczą. Od 1 stycznia wchodzą nowe przepisy o czasie pracy lekarzy. Będą mogli pracować nie więcej niż 48 godzin tygodniowo, a nie jak dotychczas 60-90 godzin. Lekarze chcą pracować więcej (choć nie więcej niż 78 godzin tygodniowo), ale za większe pieniądze. Ale dyrektorów na podwyżki nie stać. *
- Wszystko będzie wyglądało normalnie, więc nasi pacjenci powinni czuć się bezpiecznie - zapewnia minister zdrowia Ewa Kopacz. - W dziewięciu województwach "na sto procent" szpitale podpisały już umowy dotyczące pracy lekarzy na dyżurach po 1 stycznia. W pozostałych ośmiu województwach umowy podpisane są "na 95-98 proc." - poinformowała w czwartek w TVP Info.
Choć szpitali, które zamykają z braku obsady lekarskiej swoje oddziały, jest niewiele (szpital im. Korczaka w Łodzi, szpital w Sieradzu), to równie niewiele jest placówek, które są pewne, że przy niewielkiej reorganizacji będą mogły pracować tak jak dotychczas.
Reszta kombinuje tylko, jak przetrwać najbliższe tygodnie. - Przecież Ministerstwo Zdrowia musi zrobić coś, żeby nam pomóc - tłumaczy dyrektor łódzkiego szpitala im. Sonneberga Wojciech Kubiak. Ułożył dyżury do 10 stycznia.
Co mogą zrobić szpitale, żeby przetrwać?
Jeśli lekarz dyżuruje co drugi dzień, to po dwóch tygodniach wyrabia miesięczną normę pracy. A potem? Szpital będzie musiał zwolnić tempo. Bo nie będzie miał kto operować i badać. Co się stanie z pacjentami, którzy mieli się zgłosić na planowe zabiegi? Nie wiadomo.
Drugi sposób na przetrwanie to wypłacenie lekarzom skromnych podwyżek albo pieniędzy za nadgodziny (dziś lekarze nie dostają nadgodzin, ile by nie pracowali). Jakieś podwyżki chcą dać lekarzom dyrektorzy z Lublina. Liczą, że im na to wystarczy, bo NFZ zapłaci w przyszłym roku za leczenie nieco więcej niż teraz. Może przynajmniej na razie lekarze zgodzą się za to pracować.
Dyrektor szpitala wojskowego w Opolu nie ma złudzeń. Na nadgodziny mu nie wystarczy. Zapowiada jednak, że jeśli będzie musiał, to je wypłaci. - A pieniądze po prostu muszą się znaleźć - dodaje. Jeśli NFZ nie da, szpital zacznie się zadłużać.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza" najbardziej twórczy okazali się dyrektorzy krakowskich szpitali. Wymyślili, jak przetrwać aż do połowy lutego. Otóż kodeks pracy pozwala pracodawcy zażądać od pracownika przepracowania dodatkowych 150 godzin w roku. To taka nadzwyczajna rezerwa nierozliczana w ramach 48-godzinnego tygodnia pracy. - Zgodziliśmy się pracować w ramach tych 150 godzin od stycznia - mówi gazecie Janina Lankosz-Lauterbach ze związku zawodowego lekarzy w szpitalu dziecięcym w Prokocimiu. - Tyle że według naszych obliczeń te dodatkowe godziny wyczerpią się w połowie lutego - dodaje.
Lekarze twardo chcą podwyżek. - W przyszłym roku NFZ ma nam płacić 12 zł za punkt rozliczeniowy, a żeby wystarczyło na te żądane podwyżki, musiałby 15, a na niektórych oddziałach nawet i 17 zł. Na kolejne podwyżki po prostu nie mam - mówi gazecie Maciej Kowalczyk, dyrektor Prokocimia.