Londyn - Warszawa - Londyn...

Pracują w Wielkiej Brytanii, rodziny zostawili w Polsce. Do domu przyjeżdżają na weekendy, ale nie zawsze. Niektórzy o wolnej sobocie, czy niedzieli mogą tylko pomarzyć. Widują dzieci raz w miesiącu, czasem rzadziej.

Londyn - Warszawa - Londyn...

12.09.2007 | aktual.: 12.09.2007 13:01

Pracują w Wielkiej Brytanii, rodziny zostawili w Polsce. Z dziećmi widują się w weekendy, ale nie zawsze. Niektórzy o wolnej sobocie, czy niedzieli mogą tylko pomarzyć. Dlaczego nie zdecydowali się sprowadzić całych rodzin do Wielkiej Brytanii, tylko żyć w dwóch światach?

Jak schizofrenik

Paweł pracuje w Londynie. Jest zastępcą kierownika restauracji. Rozpoczynał dwa lata temu jako kelner. W Polsce był wuefistą. Pracował w warszawskiej szkole. Był też trenerem w młodzieżowym klubie piłkarskim. Ma 36 lat, dwoje dzieci ( 10 i 11 lat). Jego żona jest nauczycielką. Paweł przyjeżdża raz w miesiącu na trzy – cztery dni.
- To i tak często. Na początku musiałem pracować w weekendy. Awansowałem i teraz mogę sobie pozwolić na częstsze przyjazdy do domu, bo mam zmiennika. Zdecydowaliśmy się na taki tryb życia, bo nie chcieliśmy palić za sobą mostów. Zależało nam, by dzieci uczyły się w Polsce. Nie chcieliśmy ich wyrywać z ich środowiska. Żona, mimo fatalnych zarobków, lubi swój zawód. Uczy polskiego w gimnazjum. W Londynie musiałaby poszukać pracy fizycznej. Było nam bardzo ciężko, czułem się jak schizofrenik. Na początku budząc się nie wiedziałem, czy jest w Warszawie, czy w Londynie. Musieliśmy tak zrobić. Myślę o dzieciach i zarobione pieniądze inwestuję w Polsce. Marzyłem o trenowaniu naszej kadry piłkarskiej, no ale cóż życie układa się inaczej – twierdzi Paweł Kalinowski.

Matka weekendowa

W rodzinie Iwańskich wyjechała matka. Pracowała w Polsce w jednej z agencji reklamowych. Jak mówi wiedziała, że w Wielkiej Brytanii może zarobić więcej. Justyna świetnie zna język, ma idealne kwalifikacje. Nie szukała długo. Udało jej się wynegocjować trzy razy wyższą płacę. Z dziećmi ( ma dziesięcioletnie bliźniaki) i mężem – artystą malarzem widuje się co tydzień.
- Mój mąż ma od wielu lat stałych zleceniodawców w Polsce i w Polsce się realizuje. Współpracuje też z uczelniami. W Wielkiej Brytanii nie byłoby dla niego miejsca. Długo myśleliśmy co zrobić. Bardzo się wahałam - dla matki taka decyzja jest trudna. Wiedziałem jednak, że taka szansa zawodowa się nie powtórzy, że trzeba to przejść. Wynajęłam opiekunkę do dzieci, w każdą sobotę i niedzielę jestem w domu, codziennie dzwonię. Te wspólne weekendy są bardzo celebrowane. Robimy razem obiady, chodzimy na spacery. Zdecydowaliśmy się na utrzymywanie rodziny na odległość, bo wiem że za kilka miesięcy będę mogła przyjeżdżać częściej. Za pięć lat chciałabym wrócić do Polski – mówi Justyna Iwańska, ma 40 lat.

Kontakt fotograficzny

Andrzej też jest rodzicem na odległość. Pracuje w Irlandii na budowie. Wyjechał na początku roku. Dwuletni syn i żona mieszkają w Tczewie w województwie pomorskim. Andrzej od wyjazdu widział ich tylko raz.
- Na budowie robota się nie kończy. Przyjechałem do Irlandii zarobić i nie opuszczam żadnej okazji na zarobek. Zdarzyło mi się pracować już po 15 godzin dziennie, gdy trzeba było szybko oddać do użytku nowy magazyn. Na razie mieszkam z kolegą. Jak zarobię wynajmę mieszkanie i sprowadzę rodzinę. Żona nie ma żadnych szans na lepszy zarobek w Polsce. Jest kwiaciarką, zarabia grosze. Już szukam dla niej pracy. Bardzo tęsknię za małym, ale zaciskam zęby. Mam zdjęcie synka, pewnie już urósł… Powiedziałem żonie, żeby pokazywała moją fotkę Antosiowi. Żeby mnie nie zapomniał … – pisze w mailu Andrzej Karoca, ma 23 lata.

Wyjazd to epizod

Jak dużo rodzin funkcjonuje na odległość? - Nie wiemy. Sam pracowałem przez rok w taki sposób. Przygotowywałem publikację dla brytyjskiego wydawnictwa. Myślałem, że uda mi się wracać co tydzień, ale często nie dawałem rady. W sobotę padałem ze zmęczenia. Oczywiście udało się podreperować finanse rodziny, ale było nam bardzo trudno... Kto decyduje się na taki tryb życia? Rodziny, w których jeden rodzic nie chce wyjeżdżać, ma pozycję, jest zaangażowany w pracy. Na odległość żyją najczęściej osoby starsze. Dla nich wyjazd to epizod, traktują zarobek na emigracji jako jednorazowy zastrzyk pieniężny. - mówi Tadeusz Sawicki, socjolog, bada zjawisko polskiej emigracji.
Edyta Banach

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)