Łowcy frajerów wrócili. Tym razem naciągają na polisy i "dział kontroli ryzyka"
Dzwonią, są agresywni i nie do końca wiadomo o co im chodzi. W dodatku nie ma na nich mocnych. Prokuratura poinformowana o procederze umorzyła śledztwo. UOKiK chce zająć się sprawą, ale najpierw musi otrzymać zgłoszenie od osób, które odebrały taki telefon.
Typowy dzień pracy w biurze przerywa telefon. - Dzień dobry, z tej strony Dział Kontroli Ryzyka - rozlega się głos w słuchawce. Tak zaczął się jeden z najmniej przyjemnych epizodów minionego tygodnia jednego z naszych czytelników, który zgłosił się do nas za pośrednictwem formularza dziejesiewp.pl.
Opowiedziana przez czytelnika historia od razu przywiodła na myśl historie o "łowcach frajerów" opisywane przez naszych redakcyjnych kolegów na łamach portalu money.pl. Z tą różnicą, że wówczas naciągano na inwestycje w ryzykowne instrumenty finansowe, a obecnie na polisy ubezpieczeniowe.
Agresja
Osoba, która zadzwoniła do czytelnika, nie zadała tradycyjnego pytania, czy rozmówca ma czas i ochotę na rozmowę. Od razu przystąpiła do ataku. Słowo "atak" nie jest przypadkowe. Tyrada, której wysłuchał nasz czytelnik, była agresywna i nastawiona na zepchnięcie go do głębokiej defensywy. Telemarketer zasypywał go kolejnymi pytania o to samo.
- Czy spotkał się pan ze swoim doradcą w sprawie polisy?
- A może dostał pan list rocznicowy? I tak powinien się pan spotkać z doradcą. Na kiedy umówić spotkanie?
- To ja umówię spotkanie. Jutro panu pasuje?
I tak w kółko. Raz po raz powtarzane pytanie o doradcę i próba umówienia spotkania. Na pytania czytelnika o to, w czyim imieniu konsultant dzwoni telemarketer odpowiedzi nie udzielił. Migał się jedynie informacją o reprezentowaniu wielu towarzystw. Podobnie było z pytaniem o to, skąd w bazie wziął się numer czytelnika. Najzabawniejszym, a zarazem najbardziej przerażającym fragmentem rozmowy był moment, w którym jasnym stało się, że konsultant nie miał zielonego pojęcia o posiadanej polisie. Nie wiedział nawet czy takowa istnieje. W zasadzie próbował się tego dowiedzieć - wypytał w jakim towarzystwie i kiedy została zawarta.
- Proszę podać mi numer. Ja wszystko sprawdzę i umówię spotkanie - przekonywał.
Ze swojej strony nie oferował żadnych informacji, a jedynie zasypywał kolejnymi coraz bardziej agresywnymi pytaniami. Po tym, jak nasz czytelnik się rozłączył, telemarketer wydzwaniał jeszcze przez kilkanaście minut.
Zobacz, jak szkolą "łowców frajerów":
Dział Kontroli Ryzyka nie istnieje
Spróbowaliśmy zweryfikować tę firmę. Bardzo szybko okazało się, że podmiot o takiej nazwie nie istnieje. Wielokrotnie pojawia się jednak na stronach służących ocenie numerów telefonów wykorzystywanych przez telemarketerów. Wpisy w przytłaczającej większości były negatywne.
"Centrum kontroli Ryzyka. Próba wyłudzenia danych"; "Podszywa się pod ubezpieczyciela i wyłudza dane";, "Naciągacze ubezpieczeniowi"; "Niesamowity cham, nie da dojść do głosu (…) Jak się rozłączyłem, dzwonił jeszcze 4 razy"; "Wciskają polisę"
Firma często zmienia numery telefonów, więc ich blokowanie działa jedynie na krótką metę. Z drugiej strony, DKR jest przygotowany na próbę weryfikacji telefonicznej. Choć numery, z których dzwonią konsultanci nie są zastrzeżone, nie da się na nie oddzwonić.
Prokuratura umarza śledztwo
O działania Centrum/Działu Kontroli Ryzyka, której nazwa zmienia się w zależności od konsultanta, zapytaliśmy w Polskiej Izbie Ubezpieczeń. W końcu dzwoniący wypytują o polisy. O ile PIU nie wiedziała nic o tym konkretnym przypadku, to istnienia samej praktyki była świadoma. Próbowała nawet interweniować, jednak prokuratura umorzyła sprawę.
- Polska Izba Ubezpieczeń ok. 2-3 lat temu otrzymała pierwsze sygnały o działalności podmiotów, próbujących pod różnymi nazwami i różnymi metodami albo zdobyć dane klientów, albo dane o posiadanych przez nich produktach finansowych. Sygnały przez nas otrzymane świadczyły o tym, że podmioty te mogą wprowadzać klientów w błąd, posługując się w sposób nieuprawniony nazwami instytucji faktycznie na rynku istniejących. PIU złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury, przekazując jej otrzymane od klientów sygnały. Stosunkowo niedawno otrzymaliśmy zawiadomienie o umorzeniu sprawy - poinformował nas Marcin Tarczyński, rzecznik PIU. Równocześnie zapewnił, że o każdym sygnale Izba informuje organy ścigania.
Wyłudzenie i próba naciągania
Teoretycznie niegroźna rozmowa z konsultantem, który zasypuje nas pytaniami, może skończyć się źle. Po pierwsze, konsultant dąży za wszelką cenę do zdobycia informacji o naszej polisie, a być może nawet i rachunku bankowym, co może skończyć się wyłudzeniem nie tylko danych, ale i pieniędzy. Teoretycznie taki komplet wystarcza także do ataku na nasze konto. Drugi scenariusz to umówienie nas na spotkanie i przekonanie do złożenia podpisu pod nową polisą.
Z podobną praktyką mieliśmy do czynienia przed dwoma laty. Wówczas to Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ostrzegał przed firmą Goldberg&Sons. Jej pracownicy mieli naciągać klientów towarzystw ubezpieczeniowych na zmiany polis. Równocześnie okłamywali ich, co do kosztów takiego przedsięwzięcia – przede wszystkim faktu, iż za zerwanie obowiązującej zapłaci tylko klient.
- Przedstawiciele Goldberg&Sons narażają swoich klientów, na straty finansowe. Mogą oni podejmować niekorzystne dla siebie decyzje i wybierać produkty niedostosowane do własnych potrzeb i możliwości finansowych. Po zawarciu umowy mogą też być zaskoczeni opłatami związanymi z likwidacją starej polisy i rzeczywistymi kosztami ubezpieczenia, które było im przedstawiana jako tańsze - mówił wówczas Marek Niechciał, prezes UOKiK.
Sama firma na zarzuty odpowiedziała niemrawym komunikatem na swojej stronie internetowej. Zapewniła w nim, że to nie jej pracownicy dzwonią do Polaków, ale ktoś, kto się tylko pod nich podszywa. Dziś niektórzy internauci łączą Centrum/Dział Kontroli Analiz właśnie z Goldberg&Sons. Nie można tego jednak jednoznacznie stwierdzić.
Apel o zgłaszanie numerów
Idąc tropem ostrzeżenia UOKiK, zapytaliśmy w Urzędzie o DKA. Tam dowiedzieliśmy się jedynie, że UOKiK bardzo chętnie przyjrzy się praktyce, ale konsumenci muszą najpierw skontaktować się z Urzędem, ponieważ pytanie ze strony dziennikarza nie wystarczy do wszczęcia postępowania.
"Wiemy o tych telefonach. Wpływają do nas skargi konsumentów oraz zapytania od mediów. Rozważamy zawiadomienie Prokuratury. Konsument powinien być bardzo uważny i ostrożny. Zanim podejmie decyzję, warto: zanotować imię i nazwisko osoby dzwoniącej, firmę, którą reprezentuje, jej numer telefonu. Potem trzeba się rozłączyć i sprawdzić informacje - np. w internecie. Jeżeli ktoś nie będzie chciał nam podać tych informacji, zastanówmy się, czy ma dobre zamiary. Nie podejmujemy decyzji na podstawie jednego telefonu. Warto zawiadomić UOKIK (uokik@uokik.gov.pl) lub policję" - ostrzega Agnieszka Majchrzak z biura prasowego Urzędu.
Dlatego też i my apelujemy do naszych czytelników, by za pośrednictwem formularza dziejesie.wp.pl przesyłali nam doświadczenia z tego typu telemarketerami. Najlepiej z numerem telefonu, z którego wykonano do nich połączenie.