Ludzki szef?
Trzy czwarte menedżerów facetów dotkniętych jest tzw. alfizmem. Egotyczni, bezwzględni, napakowani testosteronem.
26.08.2010 | aktual.: 26.08.2010 11:25
Trzy czwarte menedżerów facetów dotkniętych jest tzw. alfizmem. Egotyczni, bezwzględni, napakowani testosteronem, potrafią psychicznie wykończyć nawet najlepszego pracownika i najbardziej zgrany zespół.
„Wokół Jarosława Kaczyńskiego jest coraz mniej ludzi, którzy są w stanie powiedzieć mu coś innego niż: Tak, panie prezesie” – pisze Igor Janke, publicysta „Rzeczpospolitej”. Szef, który w podwładnych wzbudza taki strach, niewątpliwie jest tzw. samcem alfa. To bardzo liczny gatunek wśród liderów – zarówno w polskiej polityce, jak i w naszych firmach. Twarde rządy tych ludzi do pewnego momentu wzbudzają euforię, integrują zespół i przynoszą inne pożądane efekty. Potem jednak atmosfera w organizacji – partyjnej, biznesowej, jakiejkolwiek zresztą – siada i coraz mocniej zarysowują się wewnętrzne konflikty. Co wcześniej czy później prowadzi do katastrofy, np. do sromotnej porażki w wyborach albo bankructwa.
Diabeł ubiera się u Armaniego
Takich agresywnych menedżerów jest mniej więcej 75 proc. – szacują doradcy zawodowi Kate Ludeman i Eddie Erlandson na podstawie rozmów z 1500 szefami największych międzynarodowych koncernów. W książce „Męski Alfa Syndrom” namalowali oni chyba dość wiernie portret takiego autokraty. Pewny siebie, zdeterminowany i zdolny do wszystkiego, bywa twórczy i nowatorski, ale jest piekielnie trudny dla otoczenia. Toksyczny typ. Jego arogancja i nadmierna wiara we własne pomysły doprowadzają niekiedy do krachu ważne projekty. Nierzadko ubiera się jak dżentelmen, ale duszę ma prostacką. Unika partnerskich stosunków, uznaje tylko władzę i hierarchię. Stwarza nieprzyjazne warunki w pracy. Sprawia, że podwładnym nie chce się przychodzić do pracy.
Powyższy opis uzupełnia Jarosław Kordziński w poradniku „Nie daj się złemu szefowi i kiepskim kolegom”. Według autora, przełożony o cechach samca alfa to typowy mobber. Stosuje wobec podwładnych taktykę upokarzania, zastraszania, pomniejszania kompetencji czy utrudniania wykonywania pracy. Wynika to jednak nie z jego słabości, a nie siły – bo „tylko słabi są okrutni; łagodności można oczekiwać wyłącznie od silnych”. Maltretowanie menedżerskie – dodaje Kordziński – ma miejsce wtedy, kiedy zwierzchnik charakteropata wywiera presję lub nawet stosuje przemoc wobec podległych ma osób.
Minimum frustracji, maksimum satysfakcji
Psycholog biznesu Wojciech Eichelberger nie ma jednak wątpliwości: czas takich despotów się skończył. Niepisana zasada traktowania pracownika jak cytryny – wyciśnij i wyrzuć – powoli odchodzi do lamusa i jest zastępowana zasadą równowagi wymagań i opieki - stwierdza. To nie znaczy, że firmy stały się bardziej moralne. Po prostu firmy umieją kalkulować. Na przykład to, ile tracą pieniędzy, bo pracownicy są dziesiątkowani przez objawy przemęczenia, przeciążenia i wypalenia stresem. Rozsądni pracodawcy już wiedzą, jaka jest recepta na efektywność pracowników. Trzeba im zagwarantować jak najmniej frustracji i jak najwięcej satysfakcji.
A więc wychodzimy z okresu kapitalizmu krwiożerczego, w którym samce alfa są górą (tak jak w PiS górą jest Jarosław Kaczyński)? Korporacyjną rewolucję miłości – pomimo szalejącego tam kryzysu i chwilowej przewagi pracodawców na rynku pracy – widać tylko na Zachodzie. Ale do Polski moda na ludzkiego szefa też trafi. Choć jak zwykle z opóźnieniem. Może za kilka lat.
Mirosław Sikorski