Magister na bezrobociu
Doczekaliśmy się wielkiego bezrobocia wśród wykształconej młodzieży. Czasy, gdy dyplom wyższej uczelni gwarantował pracę, minęły.
30.03.2011 | aktual.: 30.03.2011 13:09
Rynek pracy jest dziś najbardziej bezwzględny dla osób młodych. W styczniu tego roku w rodzimych urzędach pracy było zarejestrowanych niemal 39 tys. absolwentów, którzy nie przekroczyli 27. roku życia. Ta liczba niemal podwoiła się od 2007 roku. Biorąc pod uwagę fakt, że niewielu młodych rejestruje się w urzędach pracy, sytuacja w tej grupie wiekowej należy do jednej z najgorszych. Pracy szukają świeżo upieczeni politolodzy i socjolodzy, absolwenci marketingu i zarządzania oraz ekonomii.
Słabe uczelnie
Eksperci oceniają, że problemom absolwentów winny jest światowy kryzys, ale także zalew kiepskich dyplomów. W ostatnich latach otwarto dziesiątki nowych uczelni, szczególnie humanistyczno-ekonomicznych, które produkują setki pedagogów, magistrów od marketingu i zarządzania, czyli specjalistów od wszystkiego i niczego. Za ilością nie idzie jakość. Przede wszystkim dlatego, że na prywatnych uczelniach brakuje dobrych wykładowców. Od czasu do czasu pojawiają się głosy, że nowe uczelnie są kiepskie, absolwenci niedouczeni, a profesorowie zbyt obciążeni.
Słabe uczelnie wypuszczają absolwentów z marną jakością kwalifikacji, z góry skazanych na bezrobocie, zmianę kwalifikacji albo wyjazd do innego regionu. Zresztą winni są też sami studenci. Często wybierają się na płatne uczelnie tylko dla dyplomu. Niewielu z nich, wybierając kierunek studiów, zastanawia się, jaką będą mieli po nich możliwość znalezienia pracy.
*Jacy absolwenci, takie zarobki *
Ale nie tylko z poszukiwaniem zatrudnienia jest dramat. O niewesołej sytuacji mówić można, gdy młody człowiek zatrudnienie już zdobędzie. Badania wskazują, że w Polsce świeżo zatrudniony młody człowiek zarabia średnio 1,9 tys. zł. Idąc do pierwszej pracy w województwie warmińsko-mazurskim absolwent otrzymuje ok. 1,4 tys. zł. To mniej niż np. w województwie w podkarpackim i kujawsko-pomorskim (1,5 tys. zł), lubelskim, podlaskim czy lubuskim (1,6 tys. zł). Najlepiej wypadają zarobki debiutantów w Małopolsce. Tam na starcie absolwent dostanie ponad 2,3 tys. zł. Tak wynika z raportu przygotowanego przez firmę Sedlak&Sedlak, która przeprowadziła VIII Ogólnopolskie Badania Wynagrodzeń.
Pracodawcy bronią się, że proponowane wynagrodzenie to konsekwencja umiejętności, jakie mają osoby podejmujące pracę. A te nie idą w parze z oczekiwaniami. Wynika to z raportu przygotowanego przez firmę Deloitte, która przepytała studentów i absolwentów uczelni publicznych w dużych miastach. Okazuje się, że oczekują oni, iż w pierwszej pracy zarobią „na rękę” 2,5 tys. zł.
Liczy się operatywność
Pracodawcy niechętnie zatrudniają ludzi młodych, a szczególnie tych bez doświadczenia. Nie cenią ludzi wykształconych, którzy raczkują w biznesie. Lekarstwem jest więc operatywność i własna inwencja. Warunek jest jeden: obrotnym trzeba być jeszcze na studiach. Udzielanie się w organizacjach studenckich, wolontariacie, dorywcze prace na umowę zlecenie, przyniosą oczekiwany efekt po uzyskaniu dyplomu. Wszelkie działania w czasie studiów podnoszą jakość absolwenta na rynku pracy. Udowadniają potencjalnemu pracodawcy, że ma do czynienia z człowiekiem operatywnym.
Dziś pracodawcy najchętniej zatrudniają młodych na umowę o dzieło bądź zlecenie, na czas określony. Studenci poszukiwani są do różnego rodzaju prac, najczęściej do obsługi call center, inwentaryzacji, obsługi klienta czy też jako hostessy lub animatorzy. Takie doświadczenie, okraszone dyplomem, z pewnością pomoże w poszukiwaniu konkretnej pracy. Poza tym, zdobywanie doświadczenia sprawia, że młody człowiek staje się odważniejszy na rynku pracy. A to może zaprocentować choćby założeniem własnego biznesu.
ml