Mandatowa odyseja. Ustalenie komu trzeba zapłacić grzywnę jest trudniejsze niż się wydaje

Zgubiłeś mandat za wykroczenie drogowe? To masz problem. W Polsce działa kilka urzędów, które rozliczają mandaty, a do tego nie ma jednolitego systemu z informacjami o grzywnach. A brak wpłaty może być uciążliwy. Szczególnie jeśli liczysz na zwrot nadpłaconego podatku.

Mandatowa odyseja. Ustalenie komu trzeba zapłacić grzywnę jest trudniejsze niż się wydaje
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Jedzura/REPORTER
Marcin Łukasik

08.03.2020 07:47

Dokumenty czasem giną. No, zdarza się. Problem pojawia się wtedy, gdy chodzi o ważny dokument, a takim jest np. mandat za wykroczenie drogowe. Pech chciał, że w ostatnim czasie dostałem dwa takie kwitki i oba zawieruszyłem. Pierwszy podczas przeprowadzki. Drugi zaś… cóż, tu okoliczności nie są do końca jasne. Mandat leżał na stole, a potem zniknął. O współsprawstwo podejrzewam moją żonę, która jednak konsekwentnie się tego wypiera.

Co mogę zrobić? Po pierwsze mogę pluć sobie w brodę, że nie opłaciłem mandatów od razu. Miałbym czyste konto i nie musiałbym się o nic martwić. Ale czasu nie cofnę. Chcąc być przykładnym obywatelem pozostaje mi znaleźć sposób na uregulowanie należności. I tu żarty się kończą, bo chodzi o należności wobec państwa, a z państwem lepiej nie mieć zatargów.

Co prawda, nie pamiętam jakie kwoty i na jakie konta mam przelać, ale ustalenie tego nie powinno być trudne. W końcu wszystko powinna być gdzieś tam w systemie. Prawda?

"Po zmianach wprowadzonych z dniem 1 stycznia 2016, sprawa stała się znacznie prostsza" – czytam na jednym z serwisów, który tłumaczy, z kim kontaktować się w sprawie mandatów. Odpowiedź brzmi: z Pierwszym Urzędem Skarbowym w Opolu. Jak wynika z rozporządzenia Ministerstwa Finansów, właśnie ta instytucja jest odpowiedzialna za rozliczenie grzywien w drodze mandatów karnych.

Z Centrum Mandatowym w Opolu można kontaktować się m.in. w sprawie zapłaconego mandatu, otrzymanego pisma w sprawie zapłaty mandatu czy też zwrotu zapłaconej kwoty mandatu. Pytania można wysłać mailem, ja jednak wolę zadzwonić.

"Łatwo poszło" – myślę sobie. Teraz tylko dodzwonić się i po sprawie. Telefon odbiera uprzejma pani. Prosi mnie o pesel i informuje: - Nie ma pan żadnych mandatów.

Choć zabrzmi to absurdalnie, ta odpowiedź wcale mnie nie zadowala. Pierwszy urząd i pudło. Tu nie dowiem się, komu jestem winien grzywnę. Urzędniczka tłumaczy, że być może mandaty jeszcze nie trafiły do systemu. Odpowiadam, że to niemożliwe, bo to "dość stare" mandaty za złe parkowanie i z fotoradaru.

- No to źle pan trafił. U nas rozlicza się mandaty nałożone przez policję. Niech pan skontaktuje się ze strażą miejską i Inspekcją Transportu Drogowego – tłumaczy kobieta.

Tak też czynię. W ITD jednostką odpowiedzialną za ściąganie należności z tytułu mandatów jest Wydział Rozliczeń i Windykacji w Biurze Finansowym. Kontakt do urzędu można łatwo znaleźć w biuletynie informacji publicznej. Dzwonię, a tam kolejny uprzejmy głos.

- Jest pan pewien, że to zdjęcie z fotoradaru Inspekcji? Bo to mógł być też policyjny fotoradar – tłumaczy urzędniczka.

Chwilę dłubię w pamięci, ale nie mogę sobie przypomnieć, co było napisane w papierach. Mimo to, przyjmując strategię eliminacji, podaję ponownie swój numer pesel. Werdykt?

- Nie ma pan żadnych zaległości. Niech pan sprawdzi na policji – słyszę.

Gdy dopytuję, gdzie dokładnie, to urzędniczka odpowiada: - Tej najbliżej pana.

Cóż, nie będzie tak łatwo, jak myślałem. Skupiłem się na mandacie z fotoradaru, ale przecież czeka na mnie drugi – za złe parkowanie. Ten kwitek akurat dobrze pamiętam, ponieważ trochę zmroził mnie, gdy obierałem go z poczty. Było to pismo z sądu. A dokładniej wyrok nakazowy. Słowo "wyrok" potrafi wywołać dyskomfort. W tym przypadku mowa jednak rutynowym działaniu, gdy delikwent dostanie korespondencję od straży miejskiej, ale nie udzieli informacji, kto poruszał się autem.

To, co zapamiętałem z tej korespondencji to fakt, że zawierała wiele arkuszy papieru, na których drobnym druczkiem były objaśnione wszelkie procedury, przepisy etc. oraz rozmiar grzywny. Zabrakło natomiast jednej istotnej rzeczy: numeru konta, na który trzeba wpłacić grzywnę (to by wyjaśniało, dlaczego zwlekałem).

Kontaktuję się ze strażą miejską. Ze strony tej instytucji dowiaduję się, że w sprawach niewymagających natychmiastowej interwencji strażników (czyli takich jak moja) mogę skontaktować się mailowo. Odpowiedź przychodzi szybko. Mam zgłosić się do Biura Księgowości i Kontrasygnaty. Tam powinienem, się dowiedzieć, co dzieje się z moim mandatem. Albo się nie dowiem. Na dwoje babka wróżyła.

Podsumowując: czeka mnie jeszcze co najmniej jeden telefon i jedna wizyta osobista. W tym momencie żałuję, że nie ma czegoś takiego, jak centralny rejestr mandatów, czyli coś na wzór CEPiK-u – cyfrowej biblioteki, w która przechowuje najważniejsze informacje na temat naszego pojazdu. W przypadku wykroczeń drogowych dziś co najwyżej można sprawdzić liczbę punktów karnych. Do tego potrzebny jest profil zaufany.

Unikanie płacenia mandatów może skończyć się niemiłymi konsekwencjami. W takich sytuacjach działania przystępuje urząd skarbowy. Co nam wtedy grozi? Zazwyczaj w pierwszej kolejności grzywna ściągana jest z nadpłaty podatku dochodowego. Urzędnicy niekiedy zajmują też zasiłki, renty czy wynagrodzenie (jednak nie więcej niż 60 proc. płacy minimalnej). Środkiem używanym w ostateczności jest zajęcie mienia dłużnika.

Rozliczenie podatku wciąż przede mną. Czyżby czekała mnie niemiła niespodzianka? Na razie spotkało mnie inne zaskoczenie. Gdy wróciłem z pracy do domu czekała na mnie korespondencja z ponagleniem zapłaty. Nadawcą była Inspekcja Transportu Drogowego. Ta sama, wobec której rzekomo z niczym nie zalegałem.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (78)