Masowo znikają pasieki. Polscy pszczelarze mają ogromny problem
Polscy pszczelarze mają coraz większy problem z miodem "technicznym" ze wschodu i kosztami utrzymania działalności. Wielu musiało zlikwidować swoje pasieki. Przemysław Maciąg, członek zarządu Wojewódzkiego Związku Pszczelarskiego, ujawnił, że w jego kole zniknęło 500 pszczelich rodzin w ciągu roku.
Określenie "miód techniczny" przypisuje się towarom o bardzo niskiej jakości, które nie spełniają norm. Tego typu produkty przedostają się do Polski przez sytuację w Ukrainie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Chów klatkowy" pod Warszawą. Nie zostawiają suchej nitki na inwestycji dewelopera
Ukraina jest tylko niejako pośrednikiem, to miody pochodzące często z Chin i Turcji, miody kiepskiej jakości, które mogą wręcz mieć negatywny wpływ na zdrowie osób, które je spożywają - tłumaczy Przemysław Maciąg, członek zarządu Wojewódzkiego Związku Pszczelarskiego, cytowany przez portal dlahandlu.pl.
Jego zdaniem miody "techniczne" psują rynek nie tylko ze względu na "bardzo niską cenę". - Wielu nieuczciwych handlarzy kupuje je i sprzedaje jako produkty polskie, wprowadzając w błąd konsumentów - podkreśla.
Polscy pszczelarze likwidują pasieki
Handel niezbyt jakościowymi, ale tanimi miodami, ma fatalny wpływ na polskich producentów miodu. W obliczu tak dużej konkurencji i braku chętnych na polski miód wyższej jakości wielu pszczelarzy rezygnuje ze swojej działalności.
Maciąg tłumaczy, że ten problem dotyka głównie małe pasieki, a skala jest trudna do oszacowania i dokładne dane będą znane za kilka miesięcy. - Mogę natomiast już dzisiaj potwierdzić problemy na postawie mojego koła. Jeszcze rok temu było to około 1 500 pszczelich rodzin, obecnie jest ich zaledwie około 1 000, mówimy więc tu o jednej trzeciej mniej na krótkiej przestrzeni czasu - zwraca uwagę.
Brakuje pieniędzy na lekarstwa. "Tykająca bomba ekologiczna"
Problem ze sprzedażą polskiego miodu wpływa także na brak możliwości inwestowania w pasieki. Pszczelarze nie mają z czego płacić np. za lekarstwa.
- Pszczoły chorują, często wymagane są lekarstwa, chociażby w postaci szczepionek. Koszty tych lekarstw drastycznie podrożały, nie każdego pszczelarza dzisiaj na nie stać - przekonuje Maciąg.
Jak dodaje, osoby, które nadal chcą pracować przy pszczołach np. w małych pasiekach mogą zarazić kolejne pszczele rodziny. - To tykająca bomba ekologiczna, jeśli do tego dojdzie, to będziemy mieli do czynienia z masowym wymieraniem pszczół. Wierzę, że tak nie będzie, ale musimy spodziewać się najgorszego - kwituje.
W jego ocenie, jeśli te negatywne zjawiska w branży pszczelarskiej się utrzymają, o polski miód będzie bardzo trudno, a jego ceny wzrosną.
"Obroty spadły o 70 proc."
O alarmującej sytuacji polskich pszczelarzy pisaliśmy już w lutym 2024 r. Jak tłumaczyły nam osoby działające w tej branży, punkty skupu się zakorkowały, a hurtowe ceny miody spadły poniżej kosztów produkcji.
- Rynek jest dosłownie zawalony miodem. Moje pokolenie 50+ spłaciło już kredyty, więc jesteśmy w fazie przetrwania. Ale młodzi pszczelarze, którzy wzięli kredyty i żyli ze sprzedaży produktów pszczelich, mają teraz pełne magazyny, brak perspektyw na sprzedaż i długi wiszące nad głową - stwierdził w rozmowie z WP Finanse, Michał Lewandowski, pszczelarz z woj. świętokrzyskiego.
Jak dodaje, obroty jego kolegów z branży spadły o 60-70 proc. - Dochodzą do mnie głosy, że duża firma, która handluje miodem i sprzedaje go do marketów, sprowadziła 30 tirów miodu za 1 euro za kilogram. To mniej więcej trzyletni zapas - ocenił Lewandowski.