Młodzi bez pracy – pechowcy, a może obiboki?

Pół miliona osób bez pracy – tak wyglądała statystyka w przypadku ludzi między 19 a 25 rokiem życia na początku tego roku. I nawet jeśli w czasie wakacji liczba ta okresowo zmalała, to i tak problem istnieje, a skala bezrobocia wśród młodych musi niepokoić. Na ile wynika to z realiów rynkowych, a na ile z braku chęci do pracy samych młodych ludzi?

Młodzi bez pracy – pechowcy, a może obiboki?

18.10.2011 | aktual.: 29.11.2011 14:32

Praca sama nie przyjdzie

Takie pytanie budzi najczęściej zdumienie wśród młodych. – Z pracą jest ciężko, każdy to potwierdzi. Szczególnie z taką dla osób po studiach, zgodną z wykształceniem, z kompetencjami. I większość z tych, którzy jej nie mają, stara się ją znaleźć. Nie słyszałam o przypadkach, żeby ktoś nie chciał pracować – zapewnia 24-letnia Edyta, która kończy studia na filologii angielskiej. – Mało tego, wiele osób łączy pracę z nauką. Mam też koleżanki, które pierwsze drobne prace wykonywały jeszcze przed studiami.

Chęć do pracy deklaruje każdy. Czy wszyscy są jednak wystarczająco zdeterminowani, by ją zdobyć? Zasadność takiego pytania zdają się potwierdzać rezultaty badań „Gazety Wyborczej”. Wynika z nich, że spośród niepracujących szukało pracy 58 proc. ankietowanych, a 24 proc. szukało, ale już przestało. Jak oni sobie radzą?

Wielu z nich nie ukrywa, że przedłużają sobie beztroskie lata, siedząc na garnuszku u rodziców. Pracy, owszem, szukali, ale zniechęcili się – czasowo, jak mówią. Czy zamierzają zacząć szukać znowu? I dlaczego „już przestali”? Odpowiedź na to ostatnie pytanie, przynajmniej częściową, daje przekaz płynący z mediów. Z programów w telewizji, z forów internetowych, z gazet, z wypowiedzi specjalistów. – Wszędzie słyszę, że pracy nie ma. Skoro tak, to po co szukać? – pyta 24-letni Marcin. Z kim mieszka? Z rodzicami. Oni opłacają jego wyżywienie, ubranie. O czynsz się martwić nie musi. Na drobne wydatki też mu, póki co, dają. Zwłaszcza mama użala się nad ciężkim losem młodego bezrobotnego. Jak długo ma zamiar tkwić w takim układzie? Nie wie, na razie o tym nie myśli. Kiedyś trzeba się będzie ruszyć, to jasne. Ale jeszcze nie teraz. – Trzeba sobie przedłużyć młodość, jeśli jest okazja – kwituje. Przepowiednia się sprawdza – pracy nie ma

Do psychologa Pawła Brzezińskiego od czasu do czasu przychodzą na terapię zatroskani rodzice z ponad 20-letnimi dziećmi. – Próbują szukać jakiegoś rozwiązania. Ich dorosłe dziecko siedzi w domu, gra na komputerze, wieczorami wychodzi ze znajomymi. Na tym polega jego aktywność. Nie szuka zajęcia. Gdy spytałem kiedyś takiego 21-latka, na ilu rozmowach kwalifikacyjnych był w ostatnim miesiącu, odpowiedział, że na żadnej. Spytałem, dlaczego. Odpowiedź brzmiała: „Nikt nie odpowiedział na mojego maila” – mówi psycholog. – Uświadomiłem mu, że firmy dostają tysiące maili i trudno się spodziewać, że na wszystkie odpowiedzą. Dzisiaj niestety trzeba się ruszyć, żeby znaleźć pracę. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.

Jego zdaniem, daje się tu we znaki „internetowe” podejście do rzeczywistości. Dziś obowiązuje nastawienie na natychmiastowy efekt, możliwy do osiągnięcia poprzez jedno kliknięcie. Jeśli do zdobycia celu potrzebny jest większy wysiłek, często nie wystarcza wytrwałości, by do niego dążyć.

Do tego dochodzi postawa rodziców. Tak naprawdę to oni generują problem z młodocianymi obibokami. – Jeśli młody człowiek nie szuka pracy, to najczęściej dlatego, że tak jest mu po prostu wygodniej – twierdzi Paweł Brzeziński. – Nie wymagano od niego aktywności, gdy był dzieckiem, i ten stan rzeczy się przedłuża, chociaż dawne dziecko już przed paroma laty weszło w dorosłość. Czy nie jest czasami tak, że istnieje pewne ciche przyzwolenie, społeczna akceptacja dla takiego braku aktywności?

- Można tak powiedzieć. Dużą rolę odgrywa tu powtarzane ze wszystkich stron stwierdzenie, że pracy, zwłaszcza dla młodych, nie ma. Jeśli do kogoś z wielu stron, przez dłuższy czas napływa taki przekaz, to jest na dobrej drodze, by w to uwierzyć. To rodzaj samosprawdzającej się przepowiedni. Do tego dochodzi brak wymagań ze strony rodziców – i problem gotowy. Problem, który prędzej czy później i tak będzie musiał znaleźć rozwiązanie. Statusu domowego utrzymanka nie sposób przecież utrzymywać w nieskończoność.

Zdarza się, że rodzice, zwłaszcza mniej tolerancyjni ojcowie, starają się przerwać ten magiczny krąg niemożności. Straszą wtedy siedzące w domu dorosłe dzieci wystawieniem rachunku za utrzymanie. - Policzyłem kiedyś i wyszło mi, że wydałem na niego jakieś 1400 zł w ostatnim miesiącu – mówi 48-letni Marian o swoim niepracującym synu. – A nie chodzi do pracy od pół roku.

Na zasiłki dla bezrobotnych państwo wydaje dużo ponad 100 mln zł miesięcznie. Na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu – staże, szkolenia, dofinansowania – przeznaczono w tegorocznym budżecie 3,2 mld zł. Te sumy oznaczają jedno: bycie bezrobotnym nikomu się nie opłaca. Na dłuższą metę – nawet i samym bezrobotnym. Niezależnie od wieku.

Tomasz Kowalczyk/JK

(Dziękujemy psychologowi Pawłowi Brzezińskiemu, można się z nim skontaktować poprzez stronę opsychoterapii.pl)
.

bezrobociebez pracybezrobotni
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (102)