MŚ chce testowo inaczej policzyć łosie; ekolodzy i tak sceptyczni
Ministerstwo Środowiska chce inaczej niż dotychczas liczyć łosie. Na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie, testowo łosie mają być liczone w losowo wybranych miejscach. Ekolodzy uważają, że aby miało to sens, pomysł trzeba lepiej przygotować.
Liczenie na losowo wybranych powierzchniach ma być szansą na bardziej obiektywną wiedzę.
Tegoroczne liczenie łosi wiąże się z zapowiedziami ministra środowiska, który w lipcu 2014 r. po protestach społecznych wstrzymał prace nad nowelizacją rozporządzenia ws. określenia okresów polowań na zwierzęta łowne, które miało m.in. przywrócić możliwość czasowego polowania na łosie w niektórych częściach Polski. Obecnie bowiem obowiązuje w kraju moratorium na odstrzał tych zwierząt.
Minister zapowiedział wtedy, że zanim będą zapadały jakiekolwiek decyzje dotyczące łosi, odbędzie się ich szczegółowa inwentaryzacja, m.in. z udziałem ekologów, którzy zgłaszali zastrzeżenia dotyczące metod liczenia.
Wiele środowisk, m.in. leśnicy, rolnicy - właściciele lasów prywatnych - podnoszą tymczasem, że łosi jest tak dużo, iż powodują coraz więcej szkód w uprawach leśnych, dochodzi też do dużej liczby wypadków drogowych z udziałem tych zwierząt.
Łosie są liczone w Polsce głównie metodą tzw. pędzeń próbnych, zwłaszcza w miejscach, gdzie te zwierzęta występują najliczniej. Np. w Podlaskiem (gdzie jest ich największa populacja w Polsce), to Biebrzański Park Narodowy czy nadleśnictwa Knyszyn i Rajgród. Liczący idą po wybranym terenie w ustalony sposób, w konkretnych odległościach z trzech stron, z czwartej strony idzie nagonka, która płoszy zwierzynę. Każda spotkane zwierzę jest zapisywane, dane są opracowywane.
W tym roku Ministerstwo Środowiska chce sprawdzić nowy sposób liczenia łosi - na losowo wybranym terenie. Chce tak zrobić na terenie RDLP w Lublinie. Przygotowania trwają. Teren lubelskich Lasów Państwowych jest w statystykach występowania łosi na drugim miejscu po północno-wschodniej Polsce. Jak poinformowała PAP rzeczniczka ministerstwa środowiska Katarzyna Pliszczyńska, w Podlaskiem nie można tego zrobić, z powodu występującego tam wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF).
"Wybór jednego obszaru testowego pozwoli na ocenę wiarygodności nowej metody oraz umożliwi zweryfikowanie danych na temat zagęszczenia i wielkości populacji łosi uzyskanych w poprzednich latach" - poinformowała Pliszczyńska. Dodała, że losowy wybór powierzchni będzie "transparentny", bo wszelkie uzgodnienia odbywają się z udziałem wszystkich zainteresowanych stron, tj. leśników, naukowców, łowczych oraz organizacji ekologicznych.
Resort uważa też jednocześnie, że wyniki liczenia łosi metodą pędzeń z lat wcześniejszych "są wiarygodne". "Gdyby było inaczej, obserwowalibyśmy np. niebezpieczne spadki populacji zwierząt, co jak dotąd nie miało miejsca" - dodała.
Ekolodzy podnoszą jednak w opublikowanym w poniedziałek stanowisku, że ponieważ w miejscach, gdzie łosi jest najwięcej - czyli w województwach podlaskim i warmińsko-mazurskim - zwierzęta te będą wciąż liczone po staremu - statystyki będą obarczone błędami. Zarzucają też ministerstwu zbyt późne rozpoczęcie przygotowań do zmian w liczeniu. Paweł Średziński z WWF Polska powiedział PAP, że dlatego ekolodzy nie będą już w tych pracach uczestniczyć, ale deklarują współpracę przy przygotowaniu liczenia łosi w 2016 r. zgodnie z nowo wypracowaną metodą.
Badacz łosi, profesor Uniwersytetu w Białymstoku dr hab. Mirosław Ratkiewicz, który przygotowywał ministerstwu w ubiegłych latach strategię gospodarowania populacją łosia uważa, że liczenie na losowych powierzchniach to krok w dobrym kierunku i szansa na jeszcze większe uwiarygodnienie dotychczasowych danych. Tłumaczy, że losowy wybór powierzchni ma tę zaletę, że liczący nie sugeruje się żadnymi informacjami, które już ma, a przez to cały proces jest bardziej obiektywny.
"Dajemy szanse, by uzyskane wyniki były tak niezależne, jak to tylko możliwe od czyichkolwiek intencji, przez co wyniki bronią się same" - powiedział Ratkiewicz. Takie liczenie pokaże też np. miejsca gdzie łosi nie ma wcale, a gdzie jest ich więcej, a to materiał do "porządnej obróbki statystycznej". Ratkiewicz przyznał, że zrobienie takich badań jest bardzo trudne i wymaga czasu na przygotowanie.
Ministerstwo środowiska informowało wcześniej, że gdy wprowadzono moratorium na odstrzał łosi w 2001 r. było ok. 2,7 tys. tych zwierząt, a w 2014 r. podawało liczbę 13,7 tys.