Na co komu te agencje?
To o nich mówi się, że są po części odpowiedzialne za obecny kryzys finansowy i gospodarczy, który wciąż odczuwają kraje na całym świecie. Ich decyzje ważą mocno zarówno na giełdzie, jak i na rynkach walutowych. Czym jednak tak naprawdę są agencje ratingowe i dlaczego tak wiele od nich zależy.
20.07.2010 | aktual.: 01.10.2010 11:50
W ostatnim tygodniu agencje ratingowe obniżyły ratingi dla Irlandii oraz Portugalii. Wcześniej podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Grecji. Teraz na cenzurowanym znalazła się... Polska. Od wszystkich chcą reform, a przecież same wywołały kryzys.
Wprawdzie pozycja naszego kraju jest o niebo lepsza niż osławionych PIIGS i na razie nie zanosi się na zmianę ratingu, a mimo to agencje dość mocno sugerują, aby Polska dokonała w najbliższych latach kosztownych (głównie społecznie) cięć.
Czy rzeczywiście są one niezbędne? Jan Krzysztof Bielecki, szef Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów, twierdzi, że w naszym kraju wielkie reformy nie są konieczne. Przeczytaj: "Bielecki: Głęboko wierzę w polską przedsiębiorczość" ».
- Z krajów w naszym regionie, które nie są w strefie euro, tylko Czechy mają wyższy rating - mówi Piotr Kowalski, prezes agencji ratingowej Fitch Polska. Jednak jak dodaje dalszy wzrost deficytu budżetowego oraz poziomu długu publicznego mogą szybko pogorszyć ocenę naszego kraju.
Pozostałe agencje ratingowe również wystawiają nam czwórki z plusem, ale ostrzegają: czas wziąć się do roboty. Rating Standard&Poor's dla długoterminowego długu w walucie zagranicznej to A- (A minus), w walucie krajowej A, perspektywa - stabilna. Ale jak dodaje, przeprowadzenie reform strukturalnych mogłoby przełożyć się na podwyższenie ratingu. Jednocześnie brak ustabilizowania finansów publicznych może skutkować jego obniżeniem.
Rating agencji Moody's dla Polski również jest pozytywny (A2), ale i tutaj pojawia się ostrzeżenie: brak reform fiskalnych i/lub strukturalnych w ciągu 2-3 lat osłabi ocenę.
- Jest dokładnie tak, jak mówią agencje. Istnieje ryzyko obniżenia ratingu dla Polski, jeśli nie podejmiemy odpowiednich reform finansów w najbliższych 2-3 latach - mówi WP Zuber. - Dodać należy to, iż kraje takie jak Bułgaria czy Rumunia, które obecnie może mają gorzej od nas, ale podejmują odpowiednie działania, będą za 2-3 lata w dużo lepszej sytuacji. Zreformowane, będą bardziej wiarygodne od nas.
Przy ustalaniu ratingu agencje biorą pod uwagę całą gamę wskaźników, informacji, danych makroekonomicznych, a także otoczenie polityczne. Uwzględnia się też historię finansową. Każda agencja ma obowiązek publikowania metodyki przyznawania ratingów na swoich stronach internetowych. Dla różnych grup podmiotów i produktów obowiązują różne zasady. Jednak jawność często nie idzie w parze z łatwością ich zrozumienia. Może to stanowić doskonałe narzędzie do manipulowania ocenami ryzyka inwestycji.
Premia dla prymusa
Agencje ratingowe zajmują się oceną wiarygodności kredytowej podmiotów pożyczających pieniądze, a także oceną instrumentów dłużnych. Pod lupę biorą spółki, fundusze, banki, organizacje, a także całe państwa. Sam rating jest miarą ryzyka związanego z inwestycją w papiery dłużne. Im lepszy, tym inwestycja jest bezpieczniejsza. Ma to również olbrzymie znacznie dla emitentów. Większe zaufanie inwestorów oznacza, że z rynku mogą ściągnąć więcej pieniędzy.
Nadaniu oceny towarzyszy zwykle wydanie dla niej perspektywy (pozytywnej, negatywnej bądź stabilnej), która odzwierciedla pogląd agencji na przyszłą sytuację emitenta, jak również odpowiedni komunikat, którego treść jest często clou danej informacji.
Na świecie liczy się pięć wielkich agencji ratingowych: Fitch Ratings, Standard&Poor's, Moody's, A. M. Best i Dominion Bond Rating Service. Pierwsze trzy nazywane są "wielką trójką". To o ich decyzjach słyszymy najczęściej. Każda z nich ma swój własny system oceniania podmiotów.
Agencja Fitch skale ratingu długoterminowego określa odpowiednimi symbolami literowymi, które dzieli na dwie grupy:
- poziom inwestycyjny (AAA, AA, A, BBB)
- poziom spekulacyjny (BB, B, CCC, CC, C, DDD, DD, D)
Każda z ocen może być zapisana ze znakiem "+" lub "-", aby je zróżnicować w ramach jednej kategorii. Inne oznaczenia (F1+, F1, F2, F3, B, C, D) są zarezerwowane dla ratingów krótkoterminowych. Dla porównania Moody's dla długoterminowych ratingów inwestycyjnych używa oznaczeń od Aaa do Baa3, a dla spekulacyjnych od Ba1 do C.
Agenci kryzysu
Inwestorzy ślepo ufając agencjom i nadawanym przez nie ratingom, nie zostali ostrzeżeni przez agencje przed ryzykiem, które niosły ze sobą "toksyczne" kredyty hipoteczne w USA i związane z nimi papiery dłużne. A właśnie załamanie na tym rynku uznawane jest za początek kryzysu finansowego na świecie.
Zdaniem Komisji Europejskiej agencje ratingowe najpierw nie doszacowały ryzyka. A ich późniejsza reakcja przyszła za późno; inwestorzy, którzy w dalszym ciągu kierowali się pozytywnymi ocenami agencji jak gdyby nigdy nic inwestowali w ryzykowne papiery.
Agencje odpierają te zarzuty twierdząc, iż to banki często nie uwzględniały negatywnych aspektów ratingów.
- Nie można wskazać agencji jako spiritus movens tego kryzysu. Jego powstanie to wiele przyczyn. Jedną z głównych była totalna chęć zarobienia. Fakt, iż agencje nie oceniały należycie ryzyka związanego z poszczególnymi aktywami. Po części są one odpowiedzialne, ale nie jest to główna przyczyna - powiedział WP Marek Zuber z Dexus Partners.
Podobnego zdania jest Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. - Próba znalezienia za wszelką cenę kozła ofiarnego jest nieporozumieniem - mówi WP. - Porównajmy to do hazardu. Decyzję ostateczną podejmuje grający, a nie osoba, która mu źle czy dobrze podpowiada - wyjaśnia wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha
Na co komu te agencje?
Po nasuwa się pytanie, czy agencje są potrzebne, i czy nie ma innej możliwości oceny ryzyka inwestycyjnego niż właśnie rating.
- Są absolutnie potrzebne. Ich rola wcale nie zmniejszyła się po kryzysie. Inwestorzy cały czas patrzą na wydawane przez nich ratingi i komentarze. Wiąże się to z tym, iż jest niesamowita złożoność procesów na świecie, niesamowita ilość informacji napływających. Trudno to wszystko śledzić - przekonuje Marek Zuber, dodając, że na inwestorów jest taniej zrzucić tę odpowiedzialność na agencje ratingowe. - Gdyby nie było agencji, każdy na własną rękę musiałby dokonywać takich ocen, co byłoby zdecydowanie bardziej czasochłonne, kosztowne i mało rzetelne.
Andrzej Sadowski jest zdania, że agencje mają znacznie dla niewielkich inwestorów. - Trudno mi sobie wyobrazić, żeby Warren Buffet, czy inni wielcy nie mieli własnych ekspertów i analityków - mówi.
Jego zdaniem agencje ratingowe po prostu zdejmują ciężar samodzielnego oceniania, co dla inwestorów jest bardzo wygodne, choć nie zawsze bezpieczne....
Michał Jankowski, Wirtualna Polska