Na prowincji nie ma miejsca dla wykształconych
W mojej rodzinnej miejscowości mogłabym być tylko sprzedawczynią albo fryzjerką, nie ma po co wracać – opowiada Jola, ukończyła ekonomię pochodzi z małej mazurskiej wsi.
12.02.2010 | aktual.: 12.02.2010 14:14
W mojej rodzinnej miejscowości mogłabym pracować tylko jako sprzedawczyni albo fryzjerka, nie ma po co wracać – opowiada Jola, ukończyła ekonomię pochodzi z małej mazurskiej wsi.
Po prostu musimy żyć w mieście
W miastach co piąty mieszkaniec ma wyższe wykształcenie. Na wsi takich osób jest tylko 6,4 proc. (dane GUS), zaś średnie wykształcenie ma 24,6 proc. osób.Co trzeci mieszkaniec wsi ma wykształcenie podstawowe. Zarówno osoby z wyższym, jak i średnim wykształceniem uciekają do miasta. Mieszkańcy wsi cierpią z powodu bezrobocia - mają zbyt niskie kwalifikacje i nie stać ich na szkolenia. Młodzi i wykształceni mogliby zakładać własne firmy, nie wierzą jednak w sukces. Twierdzą, że nie stać ich na własny biznes, boją się ryzyka, biurokracji - twierdzą, że firma na prowincji nie przetrwa. Powtarzają, że po prostu muszą mieszkać i pracować w mieście. Do rodzinnego domu przyjeżdżają na weekendy i urlopy.
Szukali tylko kogoś do sklepu
Patrycja ukończyła architekturę na Politechnice Gdańskiej. Po studiach pozostała w Gdańsku. - Pochodzę z malutkiej wsi Rytel koło Chojnic. Udało mi się ukończyć dobre studia. Lubię moją rodzinną miejscowość i chciałam nawet wrócić. Szukałam pracy przez pół roku, myślałam o jakimś biurze projektowym, może pracy w urzędzie w pobliskich miastach. Ale nic nie znalazłam. W urzędzie pracy powiedzieli mi, że szukają tylko pracowników do sklepu. Pracę znalazłam w Gdańsku, dość dobrze zarabiam, ale też dużo pracuję, czasem po godzinach, nie dałabym rady codziennie dojeżdżać. To jednak około 100 km. A na założenie własnego interesu po prostu mnie nie stać – mówi Patrycja Frasyniuk, 2 lata temu ukończyła studia.
Na wsi pozostali tylko starsi, osoby z wykształceniem zawodowym, drobni przedsiębiorcy, rolnicy. Absolwenci wyższych uczelni, którzy wywodzą się ze wsi i małych miasteczek, mówią wprost: tam nie ma dla nas miejsca.
- Pochodzę ze wsi Kleszczewo Kościerskie, skończyłem studia na Politechnice Gdańskiej i teraz pracuję w marketingu. W rodzinnej miejscowości mógłbym co najwyżej sprzedawać w kiosku. Pozostali tylko emeryci, bezrobotni, którzy kiedyś pracowali w PGR-ach, a teraz nie mogą się dostosować do nowych realiów. Są też młodzi, którzy zajmują się szemranym handlowaniem, sprowadzają auta, sprzedają jakieś urządzenia. Są też ludzie, którzy dorobili się w miastach i mają kupę kasy, budują w okolicy domy. Pracują w mieście, a na wieś przyjeżdżają w weekendy – mówi Tomek Garlicki.
Albo miasto, albo bezrobocie
Jola pochodzi z mazurskiej wsi Wejsuny. Mieszka i pracuje w Warszawie. Do rodzinnego domu wraca tylko na święta. Bo częściej nie ma czasu. Pracuje w dużym banku.
- Planuję kupić mieszkanie w Warszawie, bo na razie ciągle wynajmuję. Ale nie lubię dużego miasta, sto razy bardziej wolałabym mieszkać na wsi. Ale co robić, kiedy tam nie znajdę pracy. Myślałam o gospodarstwie agroturystycznym, moi rodzice mają duży dom. Ale okazało się, że musielibyśmy wziąć duży kredyt. I nie wiadomo, czy by nam się to opłaciło, bo w regionie jest duża konkurencja. Znajoma, też po studiach, w sąsiedniej wsi otworzyła 5 lat temu zakład fryzjerski. Jak mówi, jeszcze ciągle na nim nie zarabia. W Warszawie dobrze mi się pracuję, tu ukończyłam ekonomię, ale trochę jestem outsiderem, trochę żyję ni to tu, ni to tam. Dużo wyrzeczeń kosztowały mnie studia, moi rodzice są po zawodówce, wiadomo, nie mogli mi pomagać. Na studiach ledwo wiązałam koniec z końcem, ale już wtedy pracowałam. Dużo moich kolegów z roku wyemigrowało, ja zostałam – mówi Jolanta Badach, pracuje w dziale kredytów, od dwóch miesięcy jest kierownikiem działu, studia ukończyła 3 lata temu.
Wrócić? Nie ma do czego
Wielu mieszkańców wsi ciągle cierpi z powodu likwidacji PGR-ów. Według szacunków, 80-120 tys. ludzi pracujących przed laty w PGR-ach w dalszym ciągu nie ma pracy. Specjaliści uważają, że póki wieś nie będzie bardziej uprzemysłowiona, póki nie będą powstawać firmy i supermarkety, z pracą będzie trudno. Nie jest też odpowiednio wykorzystany potencjał młodych ludzi, którzy skończyli wyższe studia. Wielu z nich chciałoby wrócić.
- Inwestorzy ciągle zbyt rzadko zaglądają na prowincję. W wielu wsiach nie ma firm, a gospodarstwa rolne są przestarzałe. Niewiele jest regionów, gdzie rolnicy wynajmują lub nawet zatrudniają specjalistów, działają już jak firmy. W ubogich miejscowościach ciągle osoba wykształcona nie ma co robić. Znam też takie przypadki, gdy rolnicy sprzedali wszystko po to, żeby wyjechać do miasta i zapewnić dzieciom wykształcenie i lepszy start. Wieś ciągle kojarzy się tylko z rolnikami i ewentualnie weekendowymi turystami. Dla przedstawicieli innych zawodów ciągle nie ma miejsca na prowincji. Młodzi, którzy wyjechali na studia i po ukończeniu ich pozostali w mieście też mają trudno, zaczynali z gorszej pozycji niż ich rówieśnicy z miasta. Bo najczęściej wywodzili się z biedniejszych rodzin. Nie mieli pieniędzy na wynajęcie mieszkania, na korepetycje, pomoce naukowe, dobre komputery. Najczęściej po studiach brali jakąkolwiek pracę, dłużej są na dorobku - twierdzi Janusz Podolski, doradca personalny.
Krzysztof Winnicki