Najwięcej pieniędzy można zarobić na pieniądzach

25.01.2008 07:49, aktual.: 25.01.2008 12:56

Część osób wycofujących pieniądze z giełdy przerzuca się na monety kolekcjonerskie. Te, wyemitowane przez NBP w 2002 r., średnio zyskały do dziś na wartości 427 procent. Dla porównania, na funduszu inwestycyjnym stabilnego wzrostu, oferowanym przez jedno z czołowych towarzystw, można było zarobić w tym samym czasie 54 proc.

_ W obliczu giełdowego krachu coraz więcej osób poszukuje alternatywnych sposobów inwestowania _ - mówi Mirosław Mejer, prezes Express M, właściciela portalu E-numizmatyka handlującego monetami kolekcjonerskimi.

Obroty firmy Express M wzrosły ostatnio o 50 proc. i wynoszą 20 mln zł. Podobne sukcesy notuje ponad 20 innych firm.

Największy hit wolnego rynku to moneta z wizerunkiem króla Zygmunta Augusta z 1996 r. Obrosła w ostatnich dniach legendą. Polacy rozmawiają o niej u fryzjera, w warzywniaku i przy piwie. 12 lat temu można ją było kupić za 2 zł, dziś warta jest... 700 zł. To oznacza zysk rzędu 35 tys. proc.

Za dwuzłotową monetę z jeżem, również wyemitowaną przez NBP w 1996 r., sprzedający żądają obecnie 300 zł (przebicie 15 tys. proc.). "Szlak bursztynowy", czyli srebrne 20 zł z 2001 r., NBP sprzedawał po 57 zł. Wartość monety wzrosła już o 6 tys. proc. - na internetowych aukcjach kupić ją można za 3 tys. zł.

Takie zarobki marzą się każdemu. Stąd po "sokoła wędrownego", najnowszą kolekcjonerską monetę wyemitowaną przez NBP, Polacy stali przed oddziałami banku w gigantycznych kolejkach. Łącznie na monety z sokołem wydali aż 13 mln zł.

Sokół był dostępny w dwóch wersjach. Srebrna 20-złotówka kosztowała 91 zł. Każda osoba stojąca w kolejce mogła kupić tylko jedną taką monetę. Tydzień po emisji na wolnym rynku osiągnęła wartość 300 zł.

Dwuzłotówka ze stopu miedzi Nordic Gold kosztuje dziś 9 zł. Każdy kolejkowicz mógł kupić jedynie 30 egzemplarzy.

Czy dobra koniunktura potrwa wiecznie?
_ Krach jest niemożliwy _ - przekonuje Mejer. Inni eksperci mówią, że rynek numizmatyczny psuje sam NBP. Chcąc zarobić, zwiększa nakłady monet, co obniża ich wartość.

Robert Nogacki, twórca portalu Skarbiec.biz - Mam inne zdanie niż osoby nakręcające koniunkturę. Jestem nastawiony sceptycznie do inwestowana w monety kolekcjonerskie. To zabawa dla wysokiej klasy specjalistów. Drobni ciułacze, którzy stali masowo w kolejkach do banku, mogą się zawieść. "Sokół" był wyemitowany w 107 tys. egzemplarzy i trudno o nim mówić jak o czymś unikatowym - mówi Nogacki. Przekonuje, że jeśli inwestować w monety, to tylko bite ze złota. Żeby zarobić, lepiej inwestować w serie o niskich nakładach (poniżej 100 tys.), niskich nominałach (są łatwiej zbywalne), odznaczające się nietypowymi elementami, np. zatopiony bursztyn. Można zastanawiać się, jak wpłynie na rynek wprowadzenie w Polsce euro. Ale do tego daleko.

Inwestycyjne hity ostatnich 12 lat

Zygmunt August 2 zł, 1996 r., nakład - 200 tys., cena emisji - 2 zł, dzisiejsza wartość - 700 zł, zysk - 35 tys. proc. Jeż 2 zł, 1996 r., nakład - 300 tys., cena emisji - 2 zł, dzisiejsza wartość - 300 zł, zysk - 15 tys. proc. Szlak bursztynowy 20 zł, 2001 r., nakład - 57 tys., cena emisji - 57 zł, dzisiejsza wartość - 3 tys. zł, zysk - 6 tys. proc. Arctowski i Dobrowolski 10 zł, 2007 r., nakład - 57 tys., cena emisji - 57 zł, dzisiejsza wartość - 249 zł, zysk - 430 proc. Foka szara 20 zł, 2007 r., nakład - 58 tys., cena emisji - 91 zł, dzisiejsza wartość - 269 zł, zysk - 290 proc.

Piotr Brzózka
POLSKA Dziennik Zachodni

Obraz
Komentarze (0)