Nie podcinajcie nam skrzydeł

Dlaczego nie mam szans kupić u producenta towarów w takiej cenie, w jakiej supermarket je sprzedaje?

Nie podcinajcie nam skrzydeł
JEFF PACHOUD / AFP

04.01.2012 17:41

Dlaczego nie mam szans kupić u producenta towarów w takiej cenie, w jakiej supermarket je sprzedaje?

To jedno z pytań, które Adam Ludwiniak chciałby zadać rządowi.

Jego głębokie rozgoryczenie budzi polityka państwa wobec małych i średnich detalistów, a w zasadzie, jak twierdzi, zupełny jej brak. Jak wielu polskich kupców wierzy, że sieciom z zagranicznym kapitałem jest o wiele łatwiej rozwijać się na naszym rynku niż drobnym rodzimym detalistom takim jak on.

– Władza stawia przed nami kolejne bariery, nie pomagając w żaden sposób. Więcej, nikt tam na górze nie ma pojęcia, czego potrzebujemy, i w żaden sposób nie stara się zdobyć wiedzy na ten temat ­– mówi.

Adam Ludwiniak twierdzi, że urodził się z handlem w genach. Jego babcia przed wojną miała kram z nabiałem i drobiem na warszawskim bazarze Różyckiego. Jego ojciec w latach 80. zaczął handlować mięsem z własnej hodowli. On sam zajmuje się sprzedażą od dwudziestu paru lat. Od kilku jest wiceprezesem Centrum Szembeka, spółki skupiającej kupców bazaru przy pl. Szembeka w Warszawie, gdzie z bratem prowadzą też trzy sklepy.

­­­Środowisko zna od podszewki. Ubolewa nad tym, że kupcy nie mówią jednym głosem, ale również nad tym, że tak naprawdę nie mają do kogo mówić. Bo w strukturach władzy w naszym kraju niezależnie od szczebla brakuje wyspecjalizowanych jednostek zajmujących się sprawami handlowców.

Z pełnym przekonaniem popiera zatem ideę utworzenia w Ministerstwie Gospodarki wydzielonego departamentu ds. handlu i usług w Polsce. Wniosek w tej sprawie złożyli uczestnicy wrześniowego Kongresu Kupiectwa, który odbył się w Ministerstwie Gospodarki. Pod dokumentem podpisali się szefowie czterech organizacji: Kongregacji Przemysłowo-Handlowej, Naczelnej Izby Zrzeszeń Handlu i Usług, Polskiej Izby Handlu i Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, oraz liczni właściciele sklepów niezależnych.

Żeby coś się ruszyło

– Kongres zorganizowaliśmy, by wywołać dyskusję zarówno na temat departamentu, jak i ogólnie na temat modelu handlu w Polsce – mówi Waldemar Nowakowski, prezes Polskiej Izby Handlu. Ufa, że inicjatywa ta zakończy się sukcesem, do czego przekonuje go to, że ministerstwo najwyraźniej na poważnie zajęło się sprawą. Usilnie domaga się bowiem przekazania opracowywanego właśnie przez organizacje handlowe dogłębnego uzasadnienia wniosku.

Departament handlu miałby się stać – niezbędną zdaniem kupców dla uzdrowienia polskiego handlu – platformą dialogu między nimi a rządem.

– Gdyby w ministerstwie powstała taka jednostka, mielibyśmy się do kogo zwrócić i może wreszcie moglibyśmy skutecznie działać jako środowisko – mówi Adam Ludwiniak. Uważa, że działające dziś organizacje, stowarzyszenia kupieckie (często zakładane lokalnie, z konieczności, w obronie przed konkretnym zagrożeniem) nie mają odpowiedniej siły przebicia. Za niekorzystne dla handlowców uważa również to, że organizacji jest wiele, a „każda sobie rzepkę skrobie”. Być może kongres będzie początkiem pozytywnych zmian w tej kwestii.

Biednemu zawsze wiatr w oczy...

Według większości niezależnych detalistów zmiany są konieczne. Kongres wyraźnie ujawnił ich głęboką frustrację. Obawiają się o swoją przyszłość, źródeł trudnej sytuacji upatrując w polityce uprzywilejowującej ich zdaniem tylko największych graczy na rynku i przyzwalającej na nieuczciwe praktyki z ich strony.

– Jeśli w sklepach wielkopowierzchniowych ceny towarów na półkach są o 40 proc. niższe od tych, jakie my musimy zapłacić u producenta, to trudno mi uwierzyć, że działa tutaj tylko efekt skali. Coś musi być nie tak – sądzi Adam Ludwiniak. Zwłaszcza że, jak tłumaczy, hurtownicy z większą siłą negocjacyjną niż pojedynczy detalista mają ten sam problem. Zaznacza, że choć nie ma dowodów na nieuczciwość sieci, nie może w takiej sytuacji nie podejrzewać ich o dumping albo podobne niedozwolone działania.

Podobne głosy dało się słyszeć wśród publiczności kongresu. Polscy kupcy są w dużej mierze przekonani, że ich zagraniczna konkurencja w jakiś sposób unika płacenia podatków, podczas gdy oni sami nie mają szans na żadną ulgę.

Syntezę bolączek niezależnych detalistów przedstawił na kongresie dr Jan Rakowski, prezes Kongregacji Przemysłowo-Handlowej. Dość znamienny jest już sam tytuł jego wystąpienia „Prawne i finansowe aspekty upadku mikroprzedsiębiorstw w Polsce”.

Zaczęło się ono od zasadniczego problemu – braku odpowiedniej legislacji, która stymulowałaby rozwój mikroprzedsiębiorstw handlowych w naszym kraju. Obowiązujące przepisy są jego zdaniem wyjątkowo niekorzystne dla niezależnego, drobnego handlu i w wielu punktach pozwalają na nadużycia. Osławioną ustawę o WOH oskarża wprost o spowodowanie bankructwa tysięcy tradycyjnych rodzinnych firm oraz upadku lokalnego handlu i przetwórstwa rolno-spożywczego.

Zmian wymagają według niego także między innymi ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, nieuczciwej konkurencji, monopolu. W dzisiejszym brzmieniu nie chronią małych i średnich przedsiębiorców przed konkurencją (także nieuczciwą) gigantów.

Jan Rakowski poruszył także problem wyjątkowo bliski Adamowi Ludwiniakowi, który zresztą jest członkiem Kongregacji Przemysłowo-Handlowej.
– Chodzi o tę absurdalną opłatę targową, która natychmiast powinna zostać zlikwidowana. To archaiczny, bezsensowny twór rodem z czasów Bieruta – irytuje się wiceprezes Centrum Szembeka. Jak tłumaczy, taka opłata na rzecz gminy miałaby uzasadnienie, gdyby ponosiła ona koszty sprzątania, ochrony, remontów targowisk. – My jednak robimy to we własnym zakresie, a przy tym płacimy czynsz za teren, na którym działamy – podkreśla.

Wciąż wraca również sprawa handlu w niedziele i święta. Adam Ludwiniak sądzi, że nikomu, w tym klientom, nie zaszkodziłoby zamknięcie sklepów w te dni. A właściciele małych placówek, często spędzający w nich cały tydzień, zyskaliby dzień na wypoczynek.

Z jego poglądami pokrywa się także kolejny punkt prezentacji prezesa KPH. Chodzi o uproszczenie spraw podatkowych dla mikroprzedsiębiorstw oraz uzależnienie wpłat na rzecz ZUS od wysokości uzyskiwanych dochodów.

– Koszty pracy i podatki bardzo utrudniają funkcjonowanie małych firm. Nie możemy tu liczyć na jakiekolwiek ulgi, a moim zdaniem one wcale nie musiałyby zubożyć budżetu – mówi Adam Ludwiniak. Tłumaczy, że gdyby obniżono np. podatek dochodowy z 19 na 15 proc., to państwo tego zbytnio nie odczuje. Poza tym przecież polscy przedsiębiorcy wszystko, co w ten sposób zyskają, zainwestują (czy po prostu wydadzą) w naszym kraju. – W przeciwieństwie do zagranicznych firm, które swój „polski” dochód spożytkują za granicą – podkreśla.

...a trzeba wiatru w żagle

– Konieczne jest ustanowienie nowego modelu handlu wewnętrznego w Polsce. Przede wszystkim chodzi o wprowadzenie odpowiednich regulacji na rzecz zrównoważonego rozwoju handlu jako szczególnej formy służebności wobec społeczeństwa – podkreśla Waldemar Nowakowski. Jego zdaniem, by sektor mógł się solidarnie rozwijać, konieczne jest m.in. doprowadzenie do uwzględnienia małych i średnich przedsiębiorstw handlowych w rozdziale środków unijnych.

– Dziś mają dostęp do dotacji na szkolenia. To dużo za mało, gdy przepaść między handlem tradycyjnym a nowoczesnym tworzą przede wszystkim ogromne różnice technologiczne – mówi. Jeżeli nie wesprze się niezależnych detalistów w tym względzie, nie mają dużych szans, by przy niełatwym dostępie do kredytów poradzili sobie z tym sami. Szef PIH przyłącza się także do postulatu zmian legislacyjnych, według niego potrzebnych zwłaszcza w ustawie o zagospodarowaniu przestrzennym oraz w przepisach dotyczących konkurencji i monopolu.

Jan Rakowski lekarstwo na chorobę polskiego niezależnego handlu widziałby między innymi w ograniczeniu nadużyć przy budowie obiektów wielkopowierzchniowych, poprzez chociażby zmianę definicji zapisanych w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzeni. – Dopuszczalna powierzchnia dla takich obiektów określona jest pojęciem powierzchni sprzedażowej, która nie ma konkretnej definicji w prawie budowlanym – mówi. Tłumaczy, że choć przyjmuje się, że są to powierzchnie ekspozycyjne wraz z ciągami komunikacyjnymi i kasami, sieci często wyłączają te ostatnie ze swojej interpretacji. Dodaje, że efektem jest kilkadziesiąt toczących się w tej sprawie procesów. Bo często okazuje się, że supermarket według planu o powierzchni sprzedaży 2,6 tys. mkw. ma halę wielkości 4 tys. mkw. Prezes KPH wierzy także, że korzystne dla polskich niezależnych detalistów byłoby ograniczenie handlu w niedziele i nałożenie na handlujących w te dni opłat. W jego mniemaniu niedzielny handel, z którego śmietankę spijają głównie
hipermarkety będące miejscem tzw. tygodniowych zakupów, psuje rynek. Uczciwe jego zdaniem by było, gdyby otwierający sklepy w tym dniu zadośćuczynili innym graczom. Opłaty miałyby być przeznaczone na rozwój lokalnego rynku i wyrównanie szans. Zlikwidowałby natomiast natychmiast opłaty targowe.

Przede wszystkim domaga się jednak, by państwo traktowało kupców jako pełnoprawny i ważny podmiot polityki państwa. Stąd postulat stworzenia wspomnianego departamentu i ten, by samorząd kupiecki mógł brać udział w postępowaniu administracyjnym jako strona.

Znów ściana?

Jan Rakowski nie jest tak optymistyczny odnośnie do skutków kongresu jak Waldemar Nowakowski. Podsumowując spotkanie, stwierdził, że wystąpienie premiera Waldemara Pawlaka oraz większości zaproszonych rządowych gości, nie rokuje nadziei na zmianę w polskim kupiectwie.

– Starałem się przedstawić całe zło towarzyszące małym i średnim przedsiębiorstwom w ich codziennym życiu, otoczenie prawne hamujące nasz rozwój, kulisy uchwalania prawa zniewalającego polskie kupiectwo, nierówne traktowanie i arogancję władzy wobec nas – mówi Jan Rakowski.

Podkreśla, że pokazał możliwości wyjścia z tej idiotycznej sytuacji zniewalania polskiego handlu. – Wystarczy tylko poprawić istniejące prawo, a sytuacja nasza będzie lepsza. I wcale nie chodzi o dodatkowe bonusy, chociaż w krajach Unii Europejskiej nasi koledzy po fachu mogą na to liczyć, lecz o równe szanse działania na rynku – podsumowuje.

Nie chce słuchać o wolnej konkurencji. Jego zdaniem to, że ustawa o nieuczciwej konkurencji nie gwarantuje uczciwości na rynku, to fakt niezaprzeczalny. Nie chce słuchać o nowych rozwiązaniach, szukaniu nisz rynkowych, nowych technologiach, bo jak mówi, internetowy handel nie jest rozwiązaniem dla kupców handlujących na bazarze pietruszką.

– Jak wytłumaczyć polskiemu przedsiębiorcy, że oprócz przedsiębiorczości, jak powiedział Waldemar Pawlak, trzeba mieć spryt? – pyta. Jednocześnie apeluje do wszystkich stowarzyszeń kupieckich, organizacji rzemieślniczych, organizacji przetwórstwa rolno-spożywczego i spółdzielczości o jedność i powołanie wspólnej organizacji, z którą rząd musiałby się liczyć, bo nie wierzy w uchwalenie ustawy o samorządzie gospodarczym.

– Wierzę, że na kolejnym kongresie za cztery lata będziemy jednak mogli z satysfakcją spojrzeć wstecz. Coś się zaczęło – twierdzi Waldemar Nowakowski. Choć kongres zawiódł nadzieje prezesa Kongregacji Przemysłowo-Handlowej, być może zaczerpnie on optymizmu od członków swojej organizacji. – Przynależność do KPH daje mi nadzieję, że coś osiągniemy. Myślę, że w końcu coś wywalczymy – mówi

Adam Ludwiniak.
Joanna Niewiadomska

Mowa oskarżonego

Dobrze się stało, że cały sektor handlu mimo różnic widocznych w jego ramach był reprezentowany na spotkaniu. W pierwszej części kongresu, gdy skupiliśmy się na analizie problemów, miałem nawet wrażenie, że te podziały znikły. Niestety, w drugiej części pojawiły się różnice w prezentowanych stanowiskach. Myślę, że pojawiły się one dlatego, że rynek staje się po prostu bardziej wymagający. Większe są oczekiwania klientów odnośnie do cen, jakości towarów i świadczonych usług, co sprawia, że konkurowanie jest coraz trudniejsze.

Stąd mój apel na zakończenie kongresu, abyśmy wszyscy, zarówno producenci, jak i sprzedawcy, starali się podążać za klientem, słuchali jego potrzeb i na tej postawie budowali strategie. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku i tylko wspólne szukanie rozwiązań, oszczędności, dróg rozwoju pozwoli nam zaoferować konsumentom atrakcyjny jakościowo i cenowo produkt. Jeśli w tym kierunku pójdzie nasza dyskusja, mamy szanse na szukanie rozwiązań, które przyniosą sukces. Nie uda się to, gdy będziemy szukać winy u partnerów czy konkurentów, a bronić za wszelką cenę tylko własnego interesu. Potrzebne są nowe rozwiązania i technologie w produkcji, operacjach i dystrybucji.

Wciąż żywe pozostają stare stereotypy na temat tego, że sieci nie płacą podatków, że mają specjalne ulgi. Z całą odpowiedzialnością mogę potwierdzić, że Tesco przez 15 lat funkcjonowania w Polsce nie skorzystało z ani jednej ulgi w tym względzie, z żadnych grantów czy dopłat ze strony rządu bądź innych instytucji.

Rzeczywiście, jako duża firma mamy dostęp do funduszy. Nie mielibyśmy go, gdybyśmy nie udowodnili, że umiemy konkurować na rynku. I w tym jest sedno. Nawet jeśli ktoś prowadzi tylko kilka sklepów, ale sprawdzi się w tej konkurencji, to od razu staje się przedmiotem zainteresowania inwestorów, ma więc większe szanse na kredyty bądź innego rodzaju wsparcie.

Przez ostatnie kilkanaścich lat powstało na naszym rynku wiele nowych firm, nie przeszkodziły im żadne z tych stereotypowo wymienianych utrudnień. Polski handel się rozwija, jest mnóstwo nowoczesnych polskich sklepów, sieci, które doskonale radzą sobie w tej sytuacji.

Większość opinii zarzucających dużym firmom handlowym, że znajdują się w uprzywilejowanej sytuacji, jest wyrazem frustracji tych, którzy radzą sobie gorzej na niełatwym do prowadzenia handlu rynku.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)