Niechętnie zmieniamy miejsce pracy
Statystyczny Kowalski szybciej zdecyduje się na emigrację niż wyjedzie za pracą do sąsiedniego miasta
19.07.2010 | aktual.: 19.07.2010 12:31
W Warszawie, Katowicach czy Wrocławiu zarabia się lepiej. Jednak statystyczny Kowalski szybciej zdecyduje się na emigrację niż wyjedzie za pracą do sąsiedniego miasta.
- Opuścić Słupsk? Nigdy! – tak przez lata zarzekała się Beata, urzędniczka z długim stażem. Nie wyobrażała sobie życia z dala od rodziny i przyjaciół. Aż do czasu, gdy w wypadku samochodowym zginął jej mąż.
- Nie miałam z czego płacić rachunków i kolejnych rat kredytu mieszkaniowego - wspomina. - Dlatego ofertę koleżanki z liceum przyjęłam jak wybawienie. Zaczęłam pracę w jej biurze podatkowym. W Warszawie.
Mimo że do stolicy przeprowadziła się rok temu, jeszcze nie przyzwyczaiła się do wielkomiejskiego tempa życia, do korków ulicznych i tłoku w autobusie. A jednak – jak stwierdza – pensja, którą teraz dostaje, rekompensuje wszystkie te niedogodności.
Obawy są uzasadnione
Opory przed dojeżdżaniem do pracy lub przeprowadzką ma większość z nas. Robi to zaledwie 200 tys. Polaków rocznie. Do wyjazdów zarobkowych nie kwapią się również bezrobotni. Co nie wynika li tylko z bierności czy tzw. wyuczonej bezradności.
- Za niską mobilnością wewnętrzną stoi brak informacji o możliwościach zatrudnienia w innych częściach kraju i niedopasowanie kwalifikacji do potrzeb rynku pracy w dużych aglomeracjach – uważa Jacek Skrzyński, konsultant personalny.
Innym powodem są, według niego, wysokie koszty wynajmu mieszkań. Potwierdza to Darek, młody dziennikarz z Elbląga. Pół roku temu przeniósł się z całą rodziną do Gdańska. W jednej z tamtejszej gazet zarabiał tysiąc złotych więcej niż w swym rodzinnym mieście. Co z tego, skoro tyle samo płacił za dwa pokoje z kuchnią.
- Trójmiasto nie okazało się takim rajem, jak mi mówiono – ubolewa. - Po trzech miesiącach wróciłem na stare śmieci.
O wyjeździe do stolicy marzy Joanna, księgowa z Lęborka. A tym, co ją powstrzymuje, są różnice w cenach nieruchomości.
- Za swoje 45-metrową kawalerkę dostałabym najwyżej 120 tysięcy złotych. A w Warszawie za podobne mieszkanie musiałabym dać przynajmniej trzy razy tyle – przypuszcza. – W tej sytuacji
A może Paryż lub Berlin
Jacek Skrzyński zauważa, że dziś łatwiej Polakowi przenieść się do Londynu niż do Łodzi, Krakowa czy Poznania.
– Bo za granicą życie jest, co prawda, droższe, ale człowiek zawsze zdoła coś odłożyć. I jeszcze wyśle pieniądze swojej rodzinie w kraju – wyjaśnia.
Wynagrodzenia w tzw. starej Unii przewyższają średnio 2,4 razy pensje w Polsce. Przez co emigracja ciągle jawi się nam jako bardzo atrakcyjna opcja. Bywa to jednak zwodnicze. - Jesteśmy skłonni wyolbrzymiać korzyści wynikające z emigracji, a jednocześnie lekceważymy potencjalne straty – wyjaśnia Skrzyński.
Jego zdaniem, wielu osobom dopiero na obczyźnie otwierają się oczy. Szczególnie teraz, gdy na Zachodzie szaleje kryzys i coraz trudniej o dobrze opłacaną posadę. Pod koniec ub.r. z Wielkiej Brytanii chciało wrócić 51 proc. pracujących tam Polaków (badanie prof. Krystyny Iglickiej z Centrum Stosunków Międzynarodowym). Dziś, w obliczu globalnego kryzysu, ten odsetek zapewne jest dużo wyższy. *Znikąd pomocy *
Czy można się spodziewać, że reemigranci będą bardziej skłonni przenosić się z miejsca na miejsce tu, w kraju? Marek Włodkowski, psycholog biznesu, raczej w to wątpi. Z jego obserwacji wynika, że po powrocie z zagranicy nasi rodacy wracają do przyzwyczajeń sprzed wyjazdu.
- Ulatuje z nich całe powietrze. Stają się na nowo bierni, apatyczni i przyjmują wzorce zachowań charakterystyczne dla swojego środowiska – mówi Włodkowski. A z powodu słabej mobilności cierpią nie tylko pojedyncze osoby, ale nawet całe miejscowości czy regiony. Bo tracą szansę na poprawę swojego bytu. Skutki tego zjawiska odczuwają również pracodawcy. Problem w tym, że w niektórych zakątkach kraju mamy nadpodaż pracowników określonych specjalności. Przykład? Na południu Polski spawaczy jest za dużo, za to brakuje ich na północy, w stoczniach.
Marek Włodkowski nie wierzy, że kiedykolwiek będziemy choć w części tak ruchliwi jak Amerykanie (co dziesiąty obywatel USA zmienia miejsce zamieszkania co roku). - Wolimy narzekać i klepać biedę, niż opuścić swoje miejsce zamieszkania i najbliższych – stwierdza psycholog.
Z kolei Jacek Skrzyński przekonuje, że mentalność Polaków można zmienić. Jednak potrzebne jest wsparcie państwa.
- Związki pracodawców od lat apelują o jakieś ulgi, na przykład podatkowe, dla osób, które za pracą wyjechały do innego miasta. Niestety, kolejne rządy nic w tym kierunku nie robią – mówi doradca.
Janusz Sikorski
Najbardziej mobilne regiony - czy kiedykolwiek zmieniłeś pracę?
Region pomorski
tak - 79 proc.
nie - 21 proc.
Region wschodni
tak - 67 proc.
nie - 33 proc.
Region wielkopolski
tak - 60 proc.
nie - 40 proc.
Kto jest w stanie zmienić pracę i miejsce zamieszkania?
specjaliści z doktoratem - 80 proc.
osoby z wyższym wykształceniem - 75 proc.
ludzie po szkole średniej - 70 proc.
pracownicy po podstawowe - 65 proc.
absolwenci zawodówek - 50 proc.
Źródła: Demoskop, Monitor Rynku Pracy HR