Niemiecki blef, czy realne zagrożenie?
W środę w USA nadal gracze wpatrywali się w Europę. Kalendarium było praktycznie puste, więc wszystkie oczy i uszy skierowane były na polityków europejskich. A ci robili wszystko, co mogli, żeby zwiększyć zmienność na rynkach.
08.12.2011 09:10
Początkowy optymizm panujący na rynkach europejskich zniknął po wypowiedzi „ważnego niemieckiego polityka”, czyli źródła agencji Reuters. Stwierdził on, że Niemcy nie będą w stanie uczestniczy równocześnie w funduszu EFSF i w stałym funduszu ESM. Powiedział też, że wielu polityków wydaje się nie rozumieć powagi sytuacji, co powoduje, że on zapatruje się na wynik szczytu pesymistycznie, bo Niemcy nie zgodzą się na marnej jakości kompromis.
Obserwatorzy rynku nie wiedzieli, czy to jest realna ocena sytuacji, czy raczej gra mająca na celu schłodzenie rynków finansowych i pokazanie politykom, że brak poważnego porozumienia może się źle skończyć. Ja podejrzewam, że przede wszystkim chodzi o ten drugi scenariusz, ale pewności też nie mam.
Wcześniej (w nocy europejskiego czasu) Financial Times napisał (powołując się na swoje źródła) zupełnie coś innego. Twierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Europejski Fundusz Stabilności Finansowej (EFSF) funkcjonował razem z Europejskim Mechanizmem Stabilizacyjnym (ESM). Razem tworzyłyby fundusz o wielkości blisko 1 bln euro.
Już po rewelacjach Reutersa francuski minister oznajmił, że Francja i Niemcy nie opuszczą unijnego szczytu zanim nie zostanie przyjęte porozumienie, które będzie w stanie zatrzymać rozwijanie się kryzysu. Pozytywem było też to, że jak stwierdziły trzy źródła Bloomberga podczas czwartkowego posiedzenia ECB dojdzie do kolejnej obniżki stóp procentowych i podjęcia innych działań, które zwiększą kredytowanie gospodarki.
Niepewność, którą te wszystkie enuncjacje rodziły doprowadziła do dużej zmienności na rynkach. Początek sesji był bardzo pesymistyczny. S&P 500 tracił już blisko jeden procent, ale od tego momentu, po wypowiedziach cytowanych wyżej polityków, zawrócił i doszedł do poziomu neutralnego. Wydawało się, że tam pozostanie, ale znowu przeszkodziła bykom agencja ratingowa Standard&Poor’s. Oświadczyła, że może obniżyć rating AAA dla Unii Europejskiej (?) oraz wprowadziła wiele europejskich banków (m.in. BNP Paribas, Commerzbank, Deutsche Bank) na listę obserwacyjną z możliwością obniżenie ratingu.
To był krok logiczny po podobnym ruchu w stosunku do państw strefy euro, ale jednak nastroje nieco popsuł. Indeksy zaczęły się osuwać. To też nie był jednak koniec zmienności. W ostatniej godzinie byki zaatakowały. Pomogła następna (bardzo mało prawdopodobna) pogłoska. Japońska agencja informacyjna Nikkei poinformowała, że państwa grupy G-20 rozważają warty 600 mld USD program pomocy MFW dla Europy. To wystarczyło, żeby indeksy zakończyły sesję niewielkimi zwyżkami. Czekamy nadal na realia.
GPW rozpoczęła dzień od bardzo umiarkowanego wzrostu WIG20. Pomagało to, że po wtorkowej przecenie odbijał kurs KGHM. Generalnie na rynku panowała olbrzymia ostrożność i wyczekiwanie. Bardzo szybko jednak nawet te małe zwyżki zniknęły. WIG20 dotknął poziomu z wtorku i znowu zaczął odbijać. Wypowiedzi niemieckiego polityka, o którym wyżej pisałem to odbicie zatrzymało. Po południu byki nabrały chwilowej ochoty na poprowadzenie indeksów do góry, mimo że na innych rynkach akcji optymizm był zdecydowanie niewielki. Trwało to jednak niedługo. Ciągłe osuwanie indeksów we Francji i Niemczech oraz aresztowania w PKN Orlen przed pobudką w USA sprowadziły WIG20 pod kreskę.
Końcówka był jednak lepsza. Poprawa nastrojów na rynkach w USA podciągała indeksy na giełdach europejskich. U nas również WIG20 wrócił do poziomu z wtorku. Fixing dorzucił jeszcze kilkanaście punktów, dzięki czemu indeks zakończył dzień półprocentowym wzrostem. Była to najwyraźniej sesja wyczekiwania.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi