Nikt mnie nie lubi, czyli ostracyzm w pracy
Nie ma oczywiście zasady, że wszyscy muszą wzajemnie się lubić
14.12.2012 | aktual.: 22.05.2018 14:11
Mylnie sądzimy, że odrzucenie i brak akceptacji ze strony otoczenia to problem, z którym boryka się przede wszystkim szkolna młodzież. Dorośli patrzą z boku na grubasów, okularników, kujonów czy innych "szkolnych dziwaków" i serdecznie im współczują braku zrozumienia i sympatii ze strony kolegów i koleżanek. Mówimy wówczas, że dzieci są okrutne i nie mają litości dla jakichkolwiek "odmieńców". Tymczasem sami robimy to samo. Często wykazujemy się nawet znacznie większą podłością niż dzieci, bo doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, co robimy i jak bolesne może być nasze odrzucenie.
Ostracyzm społeczny w miejscu pracy to jedna z najtrudniejszych sytuacji jaka może dotknąć pracownika. Ani brak wyzwań, ani zbyt niska pensja, czy nadmiar obowiązków nie stanowią takiego obciążenia jak odrzucenie ze strony przełożonych czy współpracowników. Nie ma oczywiście zasady, że wszyscy muszą wzajemnie się lubić, jednak brak sympatii, a ostracyzm to dwa zupełnie różne zjawiska.
*Polecamy: * Sprawdź, czy pójdziesz w kamasze
- Trudno samego siebie oceniać, ale myślę, że jestem sympatyczną, koleżeńską, niekonfliktową i pracowitą osobą - mówi o sobie 37-letnia Ewa z Warszawy. - Pięć lat temu urodziłam dziecko i po trzech latach, gdy córka poszła do przedszkola, postanowiłam wrócić pójść do pracy. Po trzech latach przerwy trochę się denerwowałam, głównie nowym miejscem, ludźmi, nowymi obowiązkami, ale byłam mocno zmotywowana i cieszyłam się, że wracam do pracy. Radość pani Ewy nie trwała zbyt długo. Okazało się, że choć ona nie zna współpracowników, oni wiedzą już o niej wszystko. A to czego nie wiedzą, sami uzupełnili domysłami. - Kilka lat wcześniej współpracowałam z jednym z przełożonych. To on ściągnął mnie do nowej pracy, bo wiedział co umiem i jak pracuję. Informacja o tym, że się znamy - choć tylko zawodowo, nie na gruncie prywatnym - która dotarła do moich współpracowników, spowodowała, że nastawili się do mnie negatywnie jeszcze zanim pojawiłam się w biurze.
Plotki krążące po firmie dotarły do kobiety dość szybko. Usłyszała, że była kochanką owego przełożonego i pewnie to dziecko jest jego. Prawdopodobnie nawet osoba, której miejsce zajęła, została zwolniona tylko po to, by zrobić miejsce dla pani Ewy. - Plotkowano też o bajońskiej pensji, którą dostałam, o tym, że jestem "nie do ruszenia", a o wszystkim co się dzieje w dziale donoszę szefom - opowiada z rozżaleniem kobieta. - Na początku przynajmniej ów znajomy, z którym kiedyś pracowałam, był dla mnie życzliwy, ale gdy i do niego dotarły plotki, także się ode mnie odwrócił, by pokazać reszcie zespołu, że nic nas nie łączy.
Sytuacja w pracy niemal od początku była dla pani Ewy koszmarem. Na jej widok cichły rozmowy, współpracownicy zwracali się do niej tylko w sytuacjach, gdy było to absolutnie konieczne i tylko na tematy zawodowe. Próby nawiązania kontaktu czy podjęcia rozmowy wychodzące od niej były albo "niesłyszane", albo zbywane. - Wiem, że nie wszyscy muszą mnie lubić, ale gdy reszta ekipy zamawia obiad, a ciebie nikt nawet nie zapyta, czy też chcesz, albo nie częstuje tylko ciebie ciastkiem z okazji urodzin i na każdym kroku pokazuje, że jesteś tu nie tylko niepotrzebna, ale zwyczajnie niechciana, naprawdę odechciewa się wszystkiego - wyznaje kobieta. - Próbowałam przekonać do siebie kolegów na różne sposoby. Przyniosłam do pracy ciasto na dobry początek współpracy, ale nikt akurat nie miał ochoty. Zaproponowałam wspólny lunch, by w mniej formalnych warunkach omówić realizację pewnego zlecenia, ale okazało się, że wszyscy są właśnie bardzo zajęci, a projekt został już omówiony i każdy wie, co ma robić. Zaproponowałam też
koleżance, że dokończę za nią zestawienie, bo chciała tego dnia wyjść szybciej z pracy, jednak ona wolała dokończyć pracę z domu. Nie wiem, czy coś jeszcze mogłam zrobić, ale mówiąc szczerze, zupełnie się załamałam i w końcu przestałam się starać - opowiada pani Ewa.
*Polecamy: * Sprawdź, czy pójdziesz w kamasze
Po sześciu miesiącach tego koszmaru kobieta wpadła w depresję. - W nocy nie mogłam spać, cały czas bolała mnie głowa, w pewnym momencie na samą myśl o pracy zbierało mi się na wymioty. Nic mnie nie cieszyło, myślałam tylko o tym, że następnego dnia znów muszę iść do pracy. Zaczęłam też częściej chorować. Ale nawet mnie to nie martwiło, cieszyłam się z każdego dnia zwolnienia, z tego, że nie muszę iść do pracy - opowiada.
W końcu lekarka zasugerowała wizytę u terapeuty. - Oczywiście nie miałam ochoty na terapię, ale w końcu się przemogłam. Może nie znalazłam dzięki tym spotkaniom sposobu na rozwiązanie mojego problemu, ale przynajmniej znalazłam w sobie dość siły, by pewnego dnia zwyczajnie położyć na stole wymówienie. Na szczęście szef, który też był pewnie zmęczony całą sytuacją, zgodził się na wymówienie bez świadczenia pracy, więc w pięć minut zabrałam swoje rzeczy i zwyczajnie wyszłam, nie mówić nawet "do widzenia". Koleżanka zapytała mnie później, czy nie miałam ochoty wychodząc, wygarnąć wszystkim co o nich myślę, ale nie, nie miałam. Chciałam tylko wyjść i uwolnić się od tego koszmaru - wspomina kobieta.
Trzy miesiące później pani Ewa znalazła nową pracę. - Może jest trochę mniej interesująca pod względem zadań i mam niższą pensję, ale za to pracuję z fajnymi, serdecznymi ludźmi. Bóle głowy minęły, a w niedzielę nie mam ochoty się zabić przez wizję pracy w poniedziałek. Przeciwnie, chodzę do pracy z przyjemnością i, choć jak wszędzie są lepsze i gorsze dni, wiem, że najwięcej zależy od ludzi i ich wzajemnych relacji. A o atmosferę w mojej pracy szefowa naprawdę bardzo dba - podsumowuje kobieta.
Ostracyzm społeczny w pracy może dotknąć każdego. - Z badań wynika, że przynajmniej raz w życiu dotknie on w mniejszym lub większym stopniu każdego z nas - mówi psycholog i specjalistka ds HR Renata Kaczyńska-Maciejowska. - Możemy naszą sumiennością, życzliwością, pracowitością czy koleżeńskim podejściem do innych ludzi minimalizować ryzyko wystąpienia zjawiska, jednak nie ma sposobu, by na sto procent się przed nim ustrzec. Najczęściej powodem wykluczenia społecznego jest wzajemny brak wiedzy i chęci zrozumienia. A tam gdzie nie ma rzetelnych informacji, pojawiają się domysły, plotki, złośliwości. To wystarczy, by skazać człowieka na jedną z najdotkliwszych sankcji społecznych, jakim jest brak akceptacji i wykluczenie.
Zdaniem psychologa metoda, którą zastosowała pani Ewa, czyli odejście z pracy, może okazać jedynym skutecznym i rozsądnym posunięciem. - Nie traktujmy tego jako ucieczki czy przegranej. To element higieny psychicznej i racjonalna obrona przed toksycznym otoczeniem - wyjaśnia Renata Kaczyńska-Maciejowska.
Jeśli jednak nie chcemy odchodzić, możemy spróbować innego sposobu. - Ostracyzm nie jest czymś konkretnym, łatwym do udowodnienia czy pokazania. To dość ulotne zjawisko, atmosfera, dlatego trudno z tym walczyć - wyjaśnia psycholog. - Jedynym sposobem jest postawienie sytuacji jasno, nazwanie jej i zmuszenie osób, czy osoby, która źle nas traktuje, by również podniosła przyłbicę. Szczerze i bez owijania w bawełnę, ale kulturalnie zapytajmy wprost - co masz lub macie przeciwko mnie? Czy w jakiś sposób zasłużyłam na takie traktowanie? Jeżeli w odpowiedzi pojawią się jakieś konkretne zarzuty - będziemy mieli możliwość, by sytuację wyjaśnić. Jeśli to kwestia czystej złośliwości, manipulacji, personalnej gry - przynajmniej zdemaskujemy naszego oprawcę, wytrącimy mu z ręki broń - mówi Renata Kaczyńska-Maciejowska. - Jeśli jednak po takim otwartym postawieniu sprawy, atmosfera się nie oczyści, będziemy musieli albo interweniować u przełożonego (co może ale nie musi być skuteczne) lub dla własnego zdrowia
psychicznego, poszukać dla siebie lepszego miejsca do pracy.
AD,MA,WP.PL