"Obecne wstrząsy w strefie euro bardzo groźne, podważają sens jej istnienia"

Konstrukcja strefy euro od początku nie odpowiadała kryteriom optymalnego obszaru walutowego, sformułowanym w teorii ekonomii - uważa Andrzej Kaźmierczak z Rady Polityki Pieniężnej. Jego zdaniem obecne wstrząsy w strefie są bardzo groźne i podważają sens jej istnienia.

"Obecne wstrząsy w strefie euro bardzo groźne, podważają sens jej istnienia"
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

18.05.2010 | aktual.: 18.05.2010 18:52

Konstrukcja strefy euro od początku nie odpowiadała kryteriom optymalnego obszaru walutowego, sformułowanym w teorii ekonomii - uważa Andrzej Kaźmierczak z Rady Polityki Pieniężnej. Jego zdaniem obecne wstrząsy w strefie są bardzo groźne i podważają sens jej istnienia.

- Wygląda na to, że plan ratunkowy (...) w wysokości 750 mld euro w rzeczywistości uspokoił sytuację na krótko. Po jednodniowej euforii entuzjazm szybko minął. (...) Problemy, które doprowadziły do kryzysu, pozostały. Dlatego nawet ta wydawałoby się ogromna suma 750 mld euro może okazać się niewystarczająca - powiedział Kaźmierczak w rozmowie z "Naszym Dziennikiem".

- Te problemy to nie tylko olbrzymi deficyt sektora publicznego w Grecji w wysokości aż 13 proc. Produktu Krajowego Brutto, ale też gigantyczne bieżące potrzeby pożyczkowe tego kraju, szacowane na 145 mld euro. Ogólne zadłużenie Grecji osiągnęło 170 proc. PKB. Oznacza to, że Grecja jest niewypłacalna. Niestety, niewiele lepsza sytuacja panuje w innych krajach strefy euro, np. w Hiszpanii i Portugalii, gdzie również deficyty sektora publicznego sięgają 10 proc. PKB. Zresztą nawet największe państwa Unii Europejskiej, jak Niemcy i Francja, mają deficyty wyższe, niż przewidywał to traktat z Maastricht - dodał.

- Problem ze strefą euro jest poważny. Tak naprawdę to ona od początku nie odpowiadała kryteriom optymalnego obszaru walutowego, sformułowanym w teorii ekonomii. Przede wszystkim musi być spełnione kryterium pełnej swobody przepływu towarów, usług, kapitału i siły roboczej między krajami oraz stabilności cen i płac, a także kryterium podobnego cyklu koniunkturalnego we wszystkich krajach strefy i podobnych reakcji na wszystkie szoki podażowo-popytowe. Jeśli bowiem ma być prowadzona jednolita polityka monetarna, to zmiany stopy procentowej muszą mieć jednakowy wpływ na wszystkie kraje strefy. Jeśli zaś ten wpływ jest przeciwstawny, powoduje to sprzeczności rozwojowe - ocenił członek RPP.

Kaźmierczak zaznaczył, że tworzeniu strefy euro towarzyszyło złudzenie, że w miarę upływu czasu i zaawansowania procesów integracyjnych na rynku kapitału, usług, pracy, kryteria zbieżności zostaną osiągnięte.

- Ale nic takiego nie nastąpiło, wręcz przeciwnie - w miarę pogłębiania sytuacji kryzysowej poszczególne kraje zaczęły wprowadzać różne bariery łamiące zasady optymalnego obszaru walutowego. Innym elementem, który przyczynił się do podważenia zaufania do strefy euro, jest egoistyczne nastawienie krajów strefy euro w dziedzinie dyscypliny budżetowej. Okazało się bowiem, że wiele z nich, zwłaszcza na południu Europy, traktowało stabilność kursu euro jako zasłonę dymną dla prowadzenia nadmiernie ekspansywnej polityki fiskalnej i życia ponad stan. Kraje te sztucznie podtrzymywały duże wydatki budżetowe ponad swoje możliwości fiskalne. Uważały bowiem, że zaufanie do waluty euro automatycznie ukryje konsekwencje tej ryzykownej polityki. Jak widzimy, te oczekiwania się nie sprawdziły - powiedział.

- Wadą polityki finansowej było również to, że Komisja Europejska nie wyciągała konsekwencji wobec krajów przekraczających dopuszczalne kryterium fiskalne, mimo że dysponowała odpowiednimi rozwiązaniami karnymi. Są bowiem opracowane mechanizmy, które pozwalają na karanie krajów członkowskich strefy euro za przekraczanie deficytu sektora publicznego powyżej 3 proc. PKB. Ale skoro nie nakładano kar, to niektóre rządy uznały, że mogą beztrosko zadłużać państwo - dodał.

Zdaniem Kaźmierczaka kolejną przyczyną kryzysu w strefie euro jest polityka stopy procentowej, jednolitej dla wszystkich krajów członkowskich.

- Zróżnicowanie inflacji między nimi sprawia, że stopa procentowa w ujęciu realnym jest zróżnicowana dla wszystkich państw strefy i niekoniecznie dostosowana do lokalnych warunków gospodarowania. W rezultacie w jednych krajach ta pozornie jednolita, a realnie zróżnicowana stopa procentowa może być za wysoka, a wówczas hamuje wzrost produkcji i powiększa bezrobocie. Z kolei dla innych może ona być za niska, a wówczas wywołuje procesy inflacyjne oraz napięcia gospodarcze. A ponieważ państwa członkowskie nie mają już narodowej waluty, na ich warunki gospodarowania wpływa zmiana kursu euro do dolara - powiedział.

"Gdy kurs euro umacniał się do waluty USA, to w sytuacji, gdy jednostkowe koszty pracy były różne w poszczególnych państwach eurolandu, w niektórych państwach, zwykle na południu Europy, pogarszała się opłacalność ich eksportu. Gdyby miały one narodowe waluty, dzięki spadkowi ich kursu mogłyby utrzymać konkurencyjność gospodarek. Ale nie mają. Dlatego możemy się teraz cieszyć, że mamy walutę narodową i wahaniem jej kursu możemy kompensować spadek konkurencyjności" - dodał.

Kaźmierczak wskazał, że euro pogarszało opłacalność eksportu w tych państwach strefy euro, gdzie koszty produkcji rosły szybciej niż w pozostałych krajach eurolandu.

- To jest ta fundamentalna wada sprawiająca, że strefa euro nie jest jednolitym obszarem monetarnym. Zresztą tych sprzeczności jest tak dużo, że poszczególne kraje członkowskie nie rozwijają się równomiernie. Powstają zatem czynniki rozsadzające euroland od środka - powiedział.

- Wstrząsy, które widzimy, są bardzo groźne i w zasadzie podważają sens istnienia strefy euro. Przezwyciężenie bowiem zarysowanych wyżej sprzeczności będzie bardzo trudne. Ponadto, by ratować euroland, kraje członkowskie muszą zdecydowanie redukować wydatki budżetowe, a więc obniżyć poziom życia społeczeństwa. To zaś będzie prowadzić do osłabienia wzrostu gospodarczego i wzrostu bezrobocia - dodał.

- Pamiętajmy, że strefa euro miała zapewnić szybki wzrost wymiany handlowej i przyspieszenie rozwoju gospodarczego. Tymczasem jest odwrotnie. Tworzy się błędne koło, które podważy fundamenty strefy euro. To zaś może pogłębić kryzys i niektóre kraje mogą chcieć opuścić strefę euro, uważając, że pozostawanie w niej się nie opłaca. Sytuacja jest tym bardziej groźna, że UE nie dysponuje wystarczającymi funduszami, by zapobiegać kryzysom. Tymczasem obecnie rozmiary przepływów kapitałów spekulacyjnych, które mogą spowodować atak na euro, są tak duże, że te wysupłane 750 mld euro to w skali całej UE wcale nie jest dużo. Fundusze te mogą nie wystarczyć na ratowanie stabilności tej waluty - ocenił Kaźmierczak.

SKUTKI KRYZYSU W STREFIE EURO DLA POLSKI

- Bardzo niebezpieczna dla naszych finansów może być realizacja jednego ze środków ratunkowych, który chce wprowadzić Europejski Bank Centralny lub Komisja Europejska, czyli dokonanie pierwszej w historii emisji euroobligacji dla zagrożonych państw strefy. Gdyby bowiem do tego doszło, inwestorzy przestaliby interesować się polskimi obligacjami, ponieważ one obarczone są wyższym ryzykiem, i nasze Ministerstwo Finansów miałoby kłopoty z ich sprzedażą na rynkach zagranicznych - powiedział Kaźmierczak.

- Innym planowanym instrumentem finansowym, który miałby ratować kraje zagrożone bankructwem, jest pomysł skupowania ich obligacji przez EBC, co oznacza, że wprost finansowałby on deficyty budżetowe państw członkowskich. To jest rozwiązanie bardzo ryzykowne, którego zresztą zabrania nasza Konstytucja. Warto dodać, że sama Unia Europejska zabraniała nam takiego sposobu finansowania deficytu. Ma to bowiem w rzeczywistości charakter emisji inflacyjnego pieniądza - dodał.

- Fakt, że EBC zdecydował się na taki krok, oznacza, iż czuje się on w tej sytuacji zupełnie bezradny (choć w sytuacji kryzysu rozwiązanie takie zastosował także amerykański bank centralny). Wśród innych konsekwencji, jakich możemy doświadczyć, jest groźba zmniejszenia funduszy unijnych dla państw członkowskich w nowej perspektywie finansowej na lata 2013-2020 w porównaniu z tymi, jakimi dysponujemy obecnie. Więc także z tego punktu widzenia trzeba będzie w latach późniejszych zaciskać pasa - zaznaczył członek RPP.(PAP)

jba/ jtt/

Źródło artykułu:PAP
finanseemurpp
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)