Obietnice Bernankego przegrały z groźbami Obamy
Inwestorzy na Wall Street za dobrą monetę wzięli deklarację szefa Fed o możliwości dalszego stymulowania gospodarki.
14.07.2011 | aktual.: 14.07.2011 09:12
Zmartwili się jednak patem w sprawie podniesienia limitu zadłużenia USA i bilionowym deficytem budżetu w tym roku osiągniętym już w czerwcu.
Mglista zapowiedź szefa Fed o możliwości wsparcia gospodarki w razie potrzeby, podziałała pobudzająco na inwestorów jedynie na krótko. S&P500 zdołał dotrzeć do 1331 punktów, zyskując 1,4 proc. Podobnie było w przypadku pozostałych wskaźników. Przez większą część dnia trwało redukowanie skali tej zwyżki. Dow Jones zakończył sesję wzrostem o 0,4 proc., a S&P500 o 0,3 proc. Trudno to uznać za sukces byków, biorąc pod uwagę skalę zwyżki i sposób, w jaki do niej doszło. Kilkugodzinne osuwanie się indeksów dobrego wrażenia robić nie może. We wtorek także mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdy byki nie były w stanie utrzymać swej skromnej zdobyczy do końca dnia.
Ben Bernanke być może zdołałby wykrzesać z byków więcej energii, gdyby nie dalszy ciąg nacisków wywieranych na amerykańskich polityków przez prezydenta Baracka Obamę w kwestii podniesienia limitu zadłużenia budżetu Stanów Zjednoczonych. W środę postraszył, że jeśli do tego nie dojdzie do 2 sierpnia, rząd nie będzie miał pieniędzy na wypłatę emerytur. Tak naprawdę Bernanke niczego nie obiecał, a jeśli jego słowa o możliwości uruchomienia trzeciej rundy skupowania obligacji traktować jako obietnicę, to tak samo należałoby podejść do jego słów o możliwości podniesienia stóp procentowych, gdyby pojawiło się ryzyko inflacji. Wszyscy są świadomi, że osłabienie gospodarcze jest o wiele bardziej prawdopodobne, niż wzrost inflacji i na razie się z tego nie cieszą. Być może zaczną, gdy pieniądze z Fed znajdą się na stole. A to wcale nie takie pewne, bo zarówno z protokołu z posiedzenia Fed, jak i wczorajszej wypowiedzi szefa oddziału z Dallas wynika, że ta forma pobudzania budzi coraz większe kontrowersje.
Wyraźne pogorszenie nastrojów było dziś widoczne w Azji. Na godzinę przed końcem handlu na niewielkim plusie były tylko wskaźniki w Indonezji, na Filipinach oraz Shanghai B-Share. Shanghai Composite i Nikkei zniżkowały po 0,1 proc. W Hong Kongu spadek sięgał 0,6 proc.
W środę uaktywniły się znów agencje ratingowe. Fitch obniżył ocenę Grecji, co na nikim wrażenia nie powinno robić. Jednocześnie stwierdziła, że nie widzi zagrożenia dla ratingu Włoch, co może uspokoić nastroje. Za to Moody's poinformowała od wzięciu pod lupę oceny Stanów Zjednoczonych pod kątem jej obniżenia i to już w najbliższych tygodniach. Agencja obawia się, że nie dojdzie do porozumienia w sprawie podniesienia limitu zadłużenia USA. Dziś czekają nas dane o dynamice sprzedaży detalicznej za oceanem, zapasach niesprzedanych towarów i liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Wyniki opublikują też JP Morgan i Google.
Kontrakty na amerykańskie indeksy rano szły w górę po 0,4 proc., jednak na początku sesji należy się w Europie spodziewać korygowania optymizmu z końcówki środowych notowań.
Roman Przasnyski, Open Finance