Od cwału do zawału
Przed tobą kolejne wiosenne ciepłe dni, który spędzisz w ruchu na świeżym powietrzu. Piłka, bieganie, machanie szpadlem na działce. Trochę się zmęczyć to świetna sprawa. Uważaj tylko na serce
10.05.2010 | aktual.: 10.05.2010 13:46
Przed tobą kolejne wiosenne ciepłe dni, który spędzisz w ruchu na świeżym powietrzu. Piłka, bieganie, machanie szpadlem na działce. Trochę się zmęczyć to świetna sprawa. Uważaj tylko na serce – odzwyczajone od intensywnego wysiłku, może odmówić ci posłuszeństwa.
Ładna pogoda nawet największego pracoholika wyciąga z biura. Na boisko, na trasę rowerową, na kort tenisowy. Aktywny wypoczynek to w zasadzie słuszna koncepcja – pod warunkiem, że w ciągu paru dni nie zechcesz nadrobić wielomiesięcznych zaległości w kulturze fizycznej i sporcie.
Taki błąd popełnił i omal nie przypłacił go życiem 29-letni Arkadiusz N., menedżer w jednej z warszawskich firm farmaceutycznych. Umówił się z kumplem na codzienne bieganie przed pracą. Tempo narzucał kolega, który ma niezłą kondycję, bo regularnie chodzi na siłownię. Arek to też atleta, tyle że intelektualny. Jeśli coś ćwiczy, to palce – na klawiaturze służbowego komputera. Po kilkudziesięciu sekundach sprintu upadł na ziemię zlany potem. Miał więcej szczęścia niż rozumu. Pogotowie przyjechało po 5 minutach. Reanimacja zakończyła się sukcesem.
*Bezruch, nałogi, śmieciowe jedzenie *
Nadmierny wysiłek, do którego organizm nie był przyzwyczajony, to bezpośrednia przyczyna. Tak naprawdę Arkadiusz na swój zawał pracował przez lata – za mało śpiąc, odżywiając się w fast-foodach i paląc papierosy jeden za drugim. Swoje też zrobił alkohol, który miał być sposobem na odreagowanie biurowego stresu.
- Siedzący tryb życia, używki, lekka nadwaga, unikanie badań lekarskich, chociaż mam karnet medyczny w renomowanej przychodni – wymienia swoje grzechy wobec własnego zdrowia Arek. Obiecuje, że będzie mądry po szkodzie. Gdy wyjdzie ze szpitala, rzuci nałogi i zmieni pracę na spokojniejszą. Więcej czasu poświęci rodzinie. Nigdy już nie zapomni o gruntownych badaniach lekarskich, EKG, systematycznym mierzeniu ciśnienia. Jak również o codziennej gimnastyce porannej i wieczornym spacerze. Może kiedyś znów da się namówić na biegi. Będzie to jednak truchcik, a nie cwał – zaznacza. Bo – jak mówią lekarze – jeśli nadmierne forsowanie organizmu może się skończyć tragicznie, to lekki wysiłek zmniejsza aż trzykrotnie zapadalność na chorobę wieńcową i nagłe zawały.
Białe kołnierzyki padają jak muchy
Pracownicy umysłowi są dwukrotnie podatniejsi na zawał serca niż pracownicy fizyczni – pokazują statystyki. Powód? Większość „białych kołnierzyków” dąży do sukcesu, nie bacząc na nic, a już zwłaszcza na własny organizm. Wielu doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożeń. Mimo to nie wierzą, że to właśnie im się coś stanie. I to przeraża!
Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak dodać, że nie wszystko zależy od menedżerów czy specjalistów. Często firma eksploatuje ich tak bardzo, że nie mają już sił i czasu na odrobinę ruchu, odpoczynku, relaksu. Co gorsza, skuteczne zarządzanie oraz wyrabianie wyników łączy się często z bardzo wysokim poziomem kortyzolu – hormonu, który sprawia, że czujemy się bardziej poirytowani, pijemy za dużo kawy, jemy śmieciowe żarcie i słodycze. Ów niebezpieczny kortyzol z jednej strony pomaga przeć do przodu, z drugiej – rujnuje nerwy i zdrowie.
W najgorszej sytuacji są pracownicy, którzy mają szefów tyranów. Według szwedzkich naukowców, zły, lekceważący potrzeby podwładnych przełożony jest niemal tak samo niebezpieczny dla serca, jak zła dieta czy nadciśnienie tętnicze. Efekt? Systematycznie zmniejsza się średnia wieku zawałowców. Kiedyś „wydarzeniem” był zawał u czterdziestolatka. Dziś nikogo nie dziwi, gdy na oddział intensywnej terapii trafia ktoś taki jak Arkadiusz, czyli osoba poniżej trzydziestki. *Osobowość typu A *
Nierzadko jest to menedżer – ambitny, przebojowy, ceniący osiągnięcia i wysoki status, pracujący w dużej, międzynarodowej korporacji. Karierowicz, pracoholik, perfekcjonista. Reprezentant tego, co psycholodzy nazywają osobowością typu A. Firma dała mu okazały gabinet na ostatnim piętrze warszawskiego biurowca, lśniącego bentleya i członkostwo w elitarnym klubie golfowym. W zamian żąda pracy pod presją czasu (zero świąt i weekendów), życia na walizkach (dziś Moskwa, jutro Londyn lub Nowy Jork) oraz podejmowania trudnych i niepopularnych decyzji (znów trzeba zwolnić 50 osób w węgierskiej filii). Nie każdy wytrzymuje mordercze tempo, ciągłą presję, wyścig szczurów. Ludzie z osobowością typu A to także kobiety. I to wśród nich przyrost zachorowań na serce jest o wiele wyższy niż u mężczyzn. Dużo większa jest również śmiertelność pań z powodu zawału. Co prawdopodobnie świadczy o tym, że kobiety znacznie gorzej od mężczyzn znoszą stres.
Firma – na ratunek
Zdrowie jest w rękach pracowników. Nie zwalnia to jednak pracodawcy z całkowitej odpowiedzialności. Wystarczy, że wyśle on ludzi na badania okresowe, zabroni palenia na terenie firmy, pozwoli zatrudnionym na bodaj 30 minut aktywności fizycznej niezwiązanej bezpośrednio z wykonywanym zadaniem. Warto też promować zdrową żywność w zakładowym bufecie. Wszystkie te działania kosztują, ale się opłacają. Dzięki nim przedsiębiorstwo – po pierwsze – zdobywa dobrą reputację. Po drugie – rośnie w nim wydajność pracy. Bo ludzie są zdrowi i nie korzystają ze zwolnień lekarskich.
Mirosław Sikorski