Oszustwo na rynnę. Fałszywi "Węgrzy" nie pytali, czy wymienić rynny, po prostu weszli na dach pod nieobecność gospodarzy

Oszukujący "na rynnę" czują się coraz bardziej pewni siebie. Nie przekonują już, że warto wymienić rynny. Jeśli ktoś nie chce współpracować, ryzykuje, że fałszywi budowlańcy przyjadą pod jego nieobecność, wykonają swoją robotę, a później groźbą wymuszą zapłatę za usługi. Taka nieprzyjemna sytuacja przydarzyła się naszej czytelniczce.

Oszustwo na rynnę. Fałszywi "Węgrzy" nie pytali, czy wymienić rynny, po prostu weszli na dach pod nieobecność gospodarzy
Źródło zdjęć: © East News | east
Martyna Kośka

01.10.2019 12:30

Biorąc pod uwagę, jak wiele zgłoszeń o nieuczciwej działalności grup oferujących wymianę rynien zgłaszają nasi czytelnicy przez platformę dziejesie.wp.pl nie mamy wątpliwości, że to prawdziwa plaga.

Scenariusz zazwyczaj wygląda podobnie. Ekipa podjeżdża pod dom – z reguły zamieszkany przez osoby starsze lub samotne, co świadczy o tym, że oszuści nie zdają się na przypadek i starannie wybierają ofiary. W szybkiej rozmowie opowiadają, że akurat wracają z budowy w Polsce do swojego kraju – najczęściej na Węgry – i tak się składa, że zostało im trochę materiałów budowlanych. A że z drogi zauważyli, że rynny w domu wymagają wymiany ("bo nie wytrzymają najbliższej ulewy" – to stały argument), to oni chętnie dokonają niezbędnych napraw. Zrobią to niemalże po kosztach, za symboliczne 100-150 zł.

Szybko okazuje się, że budowlańcy wcale nie mieli czystych intencji. Naprawa trwa podejrzanie krótko i nawet niewprawne oko zorientuje się, że praca została po prostu spartaczona. Z chwilą zejścia na ziemię "Węgrzy" przestają być miłymi, pomocnymi ludźmi, a okazują się bezwzględnymi oszustami. Wychodzi też na jaw, że wskazana przez nich cena tak naprawdę była za metr rynien, a nie całość – ale to i tak bez znaczenia, bo ceny są brane z sufitu.

Panowie nie wyglądają na takich, z którymi można negocjować, więc wielu naszych czytelników po prostu płaciło – niektórzy 3 tysiące, inni nawet dwa razy więcej – by tylko nie ściągnąć na siebie zemsty oszustów. Okazuje się, że scenariusz może być jeszcze gorszy, o czym przekonała się nasza czytelniczka z Tychowa (woj. zachodniopomorskie). Napisała do nas kilka godzin po tym, jak przyszli do niej niepożądani goście.

Oszuści udali, że nie rozumieją, co znaczy "nie"

Oszuści przyjechali pod dom, gdy był tam jej 74-letni tata. Zaoferowali wymianę rynien, ale starszy pan jasno powiedział, że nie jest zainteresowany.

- Na początku nic nie zapowiadało problemów. Samochód odjechał, ale gdy jakiś czas później mój tata pojechał odebrać wnuki ze szkoły i nikogo nie było w domu, wrócili. Po prostu weszli na posesję, rozłożyli drabinę i ściągnęli z dachu rynnę. Może nie była najnowsza, ale nie wymagała naprawy – opowiada pani Agata.

Praca na dachu musiała trwać nie więcej niż 30 minut, bo po takim czasie dzieci z dziadkiem wróciły do domu. Ojciec pani Agaty przestraszył się, bo na podwórku zastał czterech dobrze zbudowanych, śniadych mężczyzn, którzy stanowczo domagali się 5 tys. zł.

- Kiedy ojciec tłumaczył im, że nie zapłaci, bo przecież na nic się nie umawiał, zadzwonił do mnie syn: "mamo, przyjeżdżaj, jacyś dziwnie mówiący po polsku ludzi kłócą się z dziadkiem" Jak najszybciej wróciłam z pracy do domu – opowiada.

Próbowała zmusić mężczyzn do opuszczenia posesji, ale oni wcale nie byli skłonni rozmawiać. Krzyczeli, szarpali za drzwi, dzwonili dzwonkiem. - Przestraszyłam się. Jedyne, co udało się ugrać, to opuszczenie haraczu z 5 do 3,5 tys. zł. Zapłaciłam, bo co miałam zrobić?

Nie wolno swobodnie wchodzić na cudze podwórko

Tata pani Agaty pojechał na posterunek policji. Niestety, nikogo nie zastał. Nie było sensu przychodzić później, bo posterunek w Tychowie działa tylko do 15.30, więc postanowił ponowić próbę kolejnego dnia, we wtorek.

Przed kilkunastoma miesiącami zapytaliśmy rzecznik prasową łódzkiej policji, czy można żądać interwencji policji, gdy szemrana ekipa remontowa żąda zawyżonego wynagrodzenia. Joanna Kącka wyjaśniła, że "cena usługi i sposób jej wykonania to kwestie regulowane przez Kodeks cywilny i policja nie ma tu żadnych kompetencji".

- Co innego, gdy w grę wchodzą groźby karalne. To już przestępstwo – wyjaśnia rzecznik prasowy łódzkiej policji Joanna Kącka.

Wejście na cudzą posesję bez zgody właściciela można zakwalifikować jako naruszenie miru domowego, a to przestępstwo uregulowane w Kodeksie karnym. Sprawcy naruszenia grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

Jeśli pani Agata udowodni, że zapłaciła, bo poczuła się osaczona i bała się o bezpieczeństwo swojej rodziny, oszuści mogą usłyszeć zarzut wymuszenia. Tyle w teorii, bo nieprzyjęcie zgłoszenia "na gorąco", w ciągu godziny od zdarzenia sprawia, że szanse na zatrzymanie tej "ekipy budowlanej" spadły praktycznie do zera. Z informacji, które do nas docierają wynika, że szybko się przemieszczają i nie atakują dwa razy w jednym miejscu.

Poprosiliśmy departament prasowy KWP w Szczecinie o wyjaśnienie, jakie działania mogliby podjąć policjanci, gdyby przyjęli zgłoszenie oraz jaką ścieżkę działań wdrożą policjanci, gdy już przyjmą zgłoszenie.

Wyjaśniono nam, że dopóki zgłoszenie nie zostanie złożone, rzecznik prasowy nie będzie komentował sprawy.

- Zachęcamy wszystkich, którzy padli ofiarą przestępstw, by jak najszybciej zgłaszali sprawę policji. W zależności od tego, jak zaklasyfikowane zostanie działanie, policja podejmie odpowiednie kroki – usłyszeliśmy.

Tyle tylko, że tata pani Agaty chciał zastosować się do tej wskazówki – bezskutecznie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:dziejesie.wp.pl
oszuściwojewództwo zachodniopomorskiegospodarka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (267)