Pas rdzy między salonami Porsche i Lamborghini. Po Tesco został szyld i kafelki
- Ja się zwijam, wszyscy się stąd zwijają. Jak nie ma Tesco, to do nas nie przyjdzie przecież zupełnie nikt - mówi mi szybko pracownica jednego z punktów sąsiadujących z zamkniętym właśnie supermarketem brytyjskiej sieci w Warszawie. Ale znikające Tesco to tylko wierzchołek góry lodowej. W Polsce straszy coraz więcej opuszczonych centrów handlowych.
Tesco na ul. Połczyńskiej w Warszawie wygląda dziś przedziwnie. Kilka osób demontuje regały, inni liczą resztki towaru, ktoś wywozi koszyki. Działają jak archeolodzy – zdejmują kolejne warstwy śladów po kilkunastu latach handlu, zostawiając za sobą jedynie poranioną białą terakotę pokrywającą podłogę.
Połczyńska to ulica najbardziej znana z salonu i serwisu Porsche, jest też Lamborghini – ulokowało się naprzeciwko zamkniętego właśnie Tesco. Ale sklepowi to towarzystwo nie pomogło.
Tesco w tym miejscu było jednym z pierwszych dużych marketów w stolicy. Okolica jest specyficzna – ale kilkanaście lat temu w Polsce dominował trend stawiania bardzo dużych sklepów na obrzeżach miast. Z biegiem czasu zaczęły wokół nich wyrastać osiedla i domy – pomysł wydawał się więc dobry.
Lepszy lockdown ostry niż pełzający. Ekspert komentuje
Potem na rynku pojawiły się sieci sklepów mniejszych, bardziej osiedlowych, gotowych na przyjmowanie klientów codziennie a nie głównie w weekend. - Biedronki i Lidle powoli zaczęły wypierać hipermarkety zlokalizowane przede wszystkim na obrzeżach miast. Te, które są bliżej, szczególnie na dużych osiedlach, ciągle mają się nieźle – mówi w rozmowie z WP Finanse Bartosz Słupski, ekspert ds. handlu.
Decyzji Tesco w sprawie marketu na Połczyńskiej nie zmieniły nawet plany miasta – tuż obok ma powstać stacja metra. Brytyjska sieć nie dała rady na to poczekać.
Z Połczyńskiej blisko jest choćby do podwarszawskiego Piastowa, gdzie kilka tygodni wcześniej... zamknięto kolejny pasaż handlowy, którego motorem napędowym był supermarket Tesco.
W Piastowie do sklepu brytyjskiej sieci przykleiły się dwa sklepy obuwnicze, dwie knajpki, operator telekomunikacyjny, apteka i sklep z produktami dla zwierząt. Teraz na miejscu został pusty parking i budynek ze śladem po zdjętym wielkim szyldzie.
Zobacz zdjęcia z Tesco przy Połczyńskiej:
Łatwiej wyliczyć, co jeszcze jest w dawnym pasażu z Tesco – kantor, oddział banku, sklep wędkarski, market z elektroniką, orientalna knajpka – choć jak tam byliśmy, nie miała ani jednego klienta (ale w sobotę weszły w życie ograniczenia w handlu, więc widok będzie jeszcze bardziej przygnębiający). Nie ma już sklepików z odzieżą, sklepu z alkomatami, apteki. Albo się zamknęły całkowicie, albo przeniosły do innych miejsc – choćby do Tesco na Górczewskiej. Ten sklep – jak mówią nam pracownicy – ma działać przynajmniej do końca stycznia.
Supermarketowy pas rdzy
Pojęcie "pasa rdzy" wzięło się ze Stanów Zjednoczonych. Stany na północnym wschodzie USA nazywano kiedyś pasem stali – steel belt. Rozwijał się tam przemysł ciężki; kiedy zaczął upadać, całe rejony zaczęły "rdzewieć". Z przemysłowego niegdyś Detroit wyemigrowała prawie jedna trzecia ludności.
Podobne zjawisko można zaobserwować właśnie w podmiejskim handlu. W całej Polsce rośnie liczba zamykanych centrów i pasaży handlowych, zlokalizowanych na obrzeżach dużych miast. Ekstremalnym przykładem jest warszawski Fort Wola.
Fort Wola został otwarty w 2001 roku. Na początku sklepem przyciągającym największą liczbę klientów był Geant, który ustąpił miejsca Realowi, aż w końcu stał się Auchanem. Jednak na jednej parze drzwi do dziś widnieje napis zachęcający do wejścia do centrum edukacyjnego sieci Real. Tej sieci nie ma w Polsce od początku 2016 roku.
Na głównym wejściu wisi z kolei ostrzeżenie dla klientów, iż od 26 maja 2017 roku centrum będzie zamknięte. Ale zaprasza po przebudowie. Ta nie nastąpiła do dziś, centrum handlowe powoli niszczeje. Jego jedynymi lokatorami są pracownicy ochrony, którzy ścierają graffiti z szyb i elewacji. Fort Wola stoi relatywnie blisko centrum Warszawy, ale bliżej mu do tras przelotowych, niż osiedli mieszkaniowych.
Nieco inne kłopoty dosięgły łódzką Sukcesję. To centrum handlowe padło w połowie roku. Jedno z największych centrów handlowych w mieście miało od początku złą passę. Właściciel chciał sprzedać otwarty 5 lat temu obiekt nowemu inwestorowi, ale ostatecznie się to nie udało. Przyznawał też, że w centrum wykrywano sukcesywnie kolejne usterki i wady budowlane. Łącznie odkryto ich aż 6 tysięcy.
Epidemia koronawirusa sprawiła, że problemów nie udało się pokonać. W Sukcesji działało około 100 sklepów i punktów usługowych. Co ciekawe – trudno zaliczyć ten obiekt do podmiejskiego pasa rdzy, bo znajdował się w atrakcyjnej lokalizacji w centrum Łodzi.
Mamy coraz mniej powierzchni handlowej
Od początku roku w Polsce przybyło 11 nowych galerii handlowych, dwie wyremontowano. W efekcie na rynku pojawiło się ok. 130 tys. metrów kwadratowych powierzchni handlowej. Ale jednocześnie zniknęło aż 157 tysięcy - w efekcie po raz pierwszy od wielu lat w Polsce skurczyła się powierzchnia handlowa.
Na zmniejszenie się ilości powierzchni handlowej miały wpływ przede wszystkim dwa czynniki: upadek łódzkiej Sukcesji oraz kłopoty Tesco. Sukcesja działała od 2015 roku, ale Łódź nie była dla niej łaskawym rynkiem. W efekcie miasto straciło 46,5 tysiąca metrów kwadratowych. Swoje dołożyło Tesco, które zamknęło ok. 110 tysięcy metrów kwadratowych swoich powierzchni.